Prolog
- Witaj, jesteś Edgar Ross? - Zapytałem się mężczyzny stojącego nad brzegiem rzeki, podczas gdy ten polował na kaczki. Mężczyzna z opisu wyglądu starsznie go przypominał.
- Czy ja cię znam? - Ross odpowiedział mi pytaniem na pytanie z lekkim zdziwieniem, wyraźnie mnie nie rozpoznając.
- Przepraszam że ci przeszkadzam, mam dla ciebie wiadomość. - Zwróciłem się do Rossa, uważnie mu się wówczas przyglądając i marszcząc swoje brwi. Po krótkiej chwilii kontynuuowałem swoją wypowiedź. - Nazywam się Jack Marston, znałeś mojego ojca.
Ross patrzył mi się w oczy i lekko prychnął pod nosem, zaczął stawiać kroki pod górkę, zarazem się do mnie zbliżając.
- Teraz już sobie przypominam. Pamiętam twojego ojca. - Otrzymałem odpowiedź od Rossa, który wciąż nie spuszczał mnie z oczu oraz trzymał swój karabin w ręku.
- Przybyłem po ciebie, Ross. - Oznajmiłem mu to, dając mu przez to do zrozumienia przekaz moich intencji. Zemsty, pomszczenia mojego ojca i rodziny.
Ten jedynie zaśmiał się pod nosem i postawił kolejne kroki, którymi zbliżał się w moim kierunku.
- A ty chłopcze, jak diabli mnie znalazłeś.
- Zabiłeś mojego ojca. - Stwierdziłem, zwracając się do Rossa.
- Twój ojciec sam się zabił życiem, jakim żył - Oznajmił Ross, gestykulując przy tym w moim kierunku.
Dobrze jednak pamiętam ten moment, moment w którym wojsko napadło na nasz dom i odebrało mi całe moje wówczas dobrze wyglądające życie. Zabili Wujka, a potem rozstrzelali mojego ojca przed stodołą podczas konfrontacji. Pochowałem z matką ich obu, a niedawno zakopałem również i ją.
- Zabiłeś go, widziałem cię.
- Wmawiaj to sobie
- Odparł mi Ross, z wyraźną irytacją. Opuścił wtedy karabin w dół, opierając jego kolbę o ziemię oraz podtrzymując go z góry za lufę.- Wysłałeś go by odwalił twoją brudną robotę, a następnie zabiłeś go jak jakiegoś psa!
- I ciebie też zabiję jak psa, cholerna cioto! - Odkrzyknął mi gniewnie Ross, zaczął wtedy gestykulować w moim kierunku. - A teraz znikaj stąd, póki cię nie zabiłem!
Przyglądając mu się wyraźnie stwierdziłem że Ross wciąż ma dość ikry, szczególnie na swój wiek. Teraz wiedząc, że zemsta ma sens. Uznałem że pora zamknąć tą sprawę, raz i na zawsze.
- Nigdzie się nie wybieram, starcze.
Po moich słowach wykonałem krok w tył. Podobnie jak Ross, który wówczas przestał podtrzymać karabin za lufę i puszczając to na glebę - uniósł dłoń na wysokość kabury - oraz zaczął patrzeć mi się w oczy.
Stojąc naprzeciw niego, wpatrywałem się z uwagą w oczy tego mordercy. Trzymałem dłoń blisko kabury, wyczekując momentu w którym to mój wróg ruszy z zamiarem wykonania pierwszego ruchu. Staliśmy naprzeciwko siebie przez krótką chwilę, aż w końcu odruch Rossa zdradził go - że sięga do kabury.
Wtedy ja, ze skupieniem sięgnąłem do swojej kabury z której wyciągnąłem swój rewolwer. Wtedy wykorzystując wiedzę techniczną, ustawiłem go tak że byłem w stanie oddać wiele szybkich strzałów z biodra.
Pociągnąłem za spust. Nie raz, nie dwa, ale sześć razy. Najszybciej jak się dało z diabelską precyzją. Nim strzały ucichły, widziałem jak mojego pociski przepenetrowały czaszkę starego Rossa. Krew z jego głowy rozleciała się wokół, a jego ciało bezsilnie padło no glebę - zsuwając się z górki w stronę rzeki.
Poczułem się wtedy dobrze, w końcu odczułem ulgę. Zemsta dokonana.
Następnie spojrzałem na swój rewolwer, a następnie na zwłoki i wybrzeża rzeki. Bez dalszego zastanowienia się, zacząłem robić kroki w tył aż w końcu gdy byłem gotowy - zostawiłem przeszłość za sobą i odszedłem z tego miejsca.
___________________________________________
RED DEAD REDEMPTION
___________________________________________
CZYTASZ
My Name Is Jack Marston | Red Dead Redemption [REWRITE]
ActionJack Marston, jeden z ostatnich rewolwerowców korzystającego z okrucieństw dzikiego zachodu, wraca do akcji. Współpracując z dawnymi przyjaciółmi jego zmarłego ojca - Sadie Adler i Charles'em Smithem - dołącza do ich wyprawy, prowadzącej na południe...