Rozdział 1

259 18 1
                                    

*Levi*

Minął ponad rok odkąd przypomnieliśmy sobie nasze poprzednie życia. Było to niezwykle wkurzające uczucie. Co prawda każdy z nas teraz miał "normalne" życia, ale jednak czegoś brakowało. Sam osobiście czułem się zniesmaczony. Za każdym razem patrząc na matkę i wuja, przypominałem sobie lata spędzone w Podziemiu. Chociaż teraz to były tylko ulotne wspomnienia, niesmak pozostał. Jednak to co mnie najbardziej martwiło, to Eren. Nigdy w poprzednim życiu nie przyznał bym się do tego, ale naprawdę zależało mi na tym dzieciaku. Jednak przez różnicę wieku i to jaka przepaść zawodowa nas dzieliła, nie mogłem jakkolwiek okazać mu uczuć. Wstyd się przyznać, ale po tym jak odzyskałem wspomnienia, pomyślałem, że może w tym życiu będzie nam dane żyć razem. W końcu to było coś czego pragnąłem przed śmiercią. Problem był jednak w tym, że Erena nie było. W tym życiu nie był przyjacielem z dzieciństwa Mikasy i Armina. W tym życiu prawdopodobnie nawet nie istniał. Pamiętam jak po raz pierwszy się spotkaliśmy, kiedy każdy z nas odzyskał wspomnienia. Od razu próbowaliśmy dowiedzieć się, czy gdzieś na świecie jest Eren. Jednak w żadnym z mediów społecznościowych nie mogliśmy go znaleźć. Ani jego, ani jego rodziny, nawet jego brata. To było wkurzające. Każdy z nas się reinkarnował. Każdy oprócz niego. Wszyscy tylko nie ten wkurzający bachor.

Jak co rano obudziłem się równo o piątej. Nawet bez starych przyzwyczajeń budziłem się wczesnym rankiem. Leniwie podniosłem się z łóżka patrząc na własny pokój. Od roku, a dokładniej od ukończenia szesnastu lat, poranne wstawanie i patrzenie na pomieszczenie, wprowadzało mnie w dziwny stan. Dalej uwielbiałem porządek i minimalizm, jednak teraz moje cztery ściany, zamiast zimnych zamkowych murów, ukazywały ciepło i wygodę. Wielkie dwuosobowe łóżko, przestronne szafy, regał na książki, duże biurko, a nawet puchaty dywan. Wszystko było tak nierealne, jednak tak prawdziwe.

Po cichu wyszedłem z pokoju, zabierając wcześniej przygotowane ubrania, skierowałem się do łazienki. Po szybkim prysznicu, założyłem czystą bieliznę, białą koszulkę, ciemne jeansy i czarną bluzę. W kuchni o dziwo nie natknąłem się na mamę. Dopiero po chwili przypomniałem sobie, że wzięła sobie dzień wolny. Będąc szczerym, należało się jej. Nie pamiętała swojego poprzedniego życia, ale i tak starała się utrzymywać nasze życie na godnym poziomie. Doceniałem to i nawet cieszyło mnie, że dostała szansę zarabiać we właściwy sposób.  Powoli zacząłem przygotowywać dla siebie herbatę oraz śniadanie. Te czasy miały całkiem sporo do zaoferowania i nawet ja potrafiłem to docenić. W tamtym życiu nawet ten dzieciak nie marzył, że kiedyś będzie można po prostu pójść do sklepu i kupić wszystko o czym tylko się zamarzy. Reinkarnacja każdemu z nas otworzyła oczy na życie, które otrzymaliśmy, ale również na to jak postrzegać ten świat i te czasy.

Nie śpiesząc się zbytnio zjadłem śniadanie i posprzątałem po sobie kuchnię. Zegarek wskazywał prawie siódmą rano, co oznaczało, że musiałem się powoli zbierać do szkoły. Zabrałem z pokoju swój plecak, zostawiłem na lodówce mamie wiadomość i wyszedłem z domu, wcześniej zamykając drzwi. Jak zawsze skierowałem się do szkoły na piechotę. Przez wzgląd na to, że musiałem po kilka godzin siedzieć w klasie, nawet zwykły spacer był bardzo pomocny, ponieważ za nic w świecie nie chciałem stracić formy. Wizja nieidealnego ciała mnie wręcz przerażała. Czysto i idealnie to moje priorytety w tym życiu.

Po jakichś dwudziestu pięciu minutach znalazłem się przed szkołą. Ignorując wszystkich na korytarzu, w tym też również Czterooką, skierowałem się do klasy, która jak zwykle o tej porze już była otwarta. Usiadłem na swoim miejscu, które znajdowało się na samym końcu sali, w ostatniej ławce przy oknie. Lubiłem tam siedzieć. Miałem idealny widok na wszystkich z klasy, ale również z łatwością mogłem się ukryć przed nauczycielką. Co jak co, ale tej francy od matematyki nie lubiłem. Sam przedmiot jako tako nie sprawiał mi problemu, ale ta stara baba już tak. Co gorsza była naszą wychowawczynią, chociaż szczerze każdy widział, że nas nie lubi i tylko ciągle na nas narzeka. Osobiście nie rozumiałem tego całego świrowania na temat ocen. Kiedyś wystarczyło tylko posiadać chęć przeżycia i umieć posługiwać się mieczem albo po prostu nie mieć wyboru. 

- Zrobiłeś to specjalnie Kurduplu! - do moich uszu dotarł tak dobrze znany i wkurzający głos. Spojrzałem w stronę drzwi i dostrzegłem Hanji. Zanim się obejrzałem podeszła do mnie, zajmując przy okazji miejsce przede mną.

- Nie wiem o czym mówisz Czterooka - mruknąłem, odwracając wzrok. Akurat dostrzegłem moment jak Armin, Mikasa i Jean wchodzą do klasy i zajmują swoje miejsca. Ta całą reinkarnacja naprawdę była dziwna. Mimo różnicy wieków jak dzieliła nas w poprzednim życiu, teraz byliśmy w jednym wieko. Co jednak nie zmieniało faktu, że byli gówniarzami.

- Znowu mnie ignorujesz. Naprawdę głupio liczyłam, że kryzys wieku średniego Cie nie dopadnie - mruknęła tylko oburzona, wygodnie rozsiadając się swoim miejscu. Oczywiście po chwili jak to ona zaczęła wyjmować z plecaka wszystkie potrzebne rzeczy, robiąc przy tym niesamowity burdel.

- Mogłabyś nie robić już takiego syfu? Jeśli zamierzasz uczyć się w takim chlewie to lepiej stąd wyjdź - westchnąłem, obserwując jak wyciąga chyba z dziesięć kolorowych długopisów. Dlaczego w tym życiu nie mogła być choć trochę normalna.

- Uważaj bo Ci z wściekłości żyłka pęknie, stary zgredzie - oznajmiła, odwracając się w moją stronę i wystawiając język. Naprawdę bardzo dorosłe zachowanie.

- Już się tak nie kłóćcie. Co rano jest to samo - Erwin tylko usiadł obok Hanji, ręką przesuwając część rzeczy ze swojej strony ławki. Od roku oboje trzymali się zawsze razem, w sumie się nie dziwiłem. Erwin był już martwy jak pokonaliśmy tytanów, a Czterooka była jego następcą. Zresztą ich relacja zawsze była dobra, a po reinkarnacji stała się nawet silniejsza.

Nie zwracając więcej na nich uwagi wyciągnąłem z plecaka zeszyt i potrzebne książki. Spojrzałem na zegarek i otworzyłem zeszyt na ostatniej zapisanej stronie. Patrząc na mój zeszyt nie jedna osoba stwierdziła, że jestem w dalszym ciągu takim samym pedantem, a może nawet i większym. Każdy zeszyt zapisany był jednym kolorem długopisu, nawet jedną grubością rysiku. Wszystkie notatki były niezwykle staranne i dopracowane. Nie trzeba chyba nawet dodawać, że spędziłem nad tym cholernie dużo czasu. Po zaledwie dwóch minutach usłyszałem dzwonek, a reszta tej jakże cudownej klasy weszła do środka i zajęła miejsca. Szczerze nawet nie wiem kim byli Ci ludzie, nie interesowało mnie to. Odkąd pamiętam zadawałem się jedynie z tymi, których znałem w poprzednim życiu, a Ci żyjący teraz byli po prostu dodatkiem do naszej egzystencji.

Z niecierpliwością wpatrywałem się w wiszący na ścianie zegar. Pięć minut. Tyle ta wstrętna baba się już spóźniała. Choć jeden jedyny raz mogłaby być punktualna, a nie potem nas jeszcze zatrzymuje na przerwie, bo jak twierdzi "nie zdążyła". Ludzie w tym świecie chyba nie znają słowa "punktualność". Gdyby byli pod moim dowództwem to dąłbym im taki trening, że padaliby ze zmęczenia jak muchy. Niestety w tym świecie nie ma już kar cielesnych. Dopiero po jakichś kolejnych pięciu minutach drzwi od klasy otworzyły się i weszła znienawidzona przeze mnie kobieta. Jednak nie była sama. Tuż za nią do klasy wszedł wysoki, dobrze zbudowany chłopak. Brązowe włosy związane były w niewielki kucyk, a pojedyncze kosmyki obadały na jego opaloną twarz. Ubrany był w czarne podarte spodnie, granatową koszulę i czarną jeansową kurtkę. Szmaragdowo-złote oczy patrzyły na nas z dziwnym wyrazem. A złoty łańcuszek z motywem klucza połyskiwał w świetle wiosennego słońca. To był On. Ten Dzieciak.

- Oto wasz nowy kolega, Eren Jaeger. 

Zapomniane SercaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz