Rozdział 2

8 0 0
                                    

-Hej tato! Hej mamo!- krzyknąłem na tyle głośno, aby rodzice mnie usłyszeli.

-Filip! Jesteś już, słońce- mama przytuliła mnie do siebie. Gdy odsunęła się ode mnie i zobaczyła moją twarz, posmutniała.- Znowu?

-Niestety, ale nie martw się mamo. Będzie dobrze- powiedziałem, próbując ją pocieszyć. Nie chcę, żeby się zamartwiała z mojego powodu.

-Um... Może przepiszę cię do innej szkoły, co?

-Nie, mamo. Naprawdę nic się stało. Wszystko będzie w porządku- przytuliłem ją mocno, aby ją przekonać, że wszystko jest w porządku, i pocałowałem w policzek.- Tata już jest?

-Jeszcze jest w pracy. Możemy po niego pójść, jak chcesz.

-Dobrze, mamo- uśmiechnąłem się. 

Lubiłem, kiedy chodziliśmy razem po tatę. Kontakt z naturą bardzo mnie uszczęśliwiał. Mogłem zapomnieć o problemach w szkole, a spędzanie czasu razem z mamą i tatą sprawiał, że czułem się jeszcze bardziej szczęśliwy. Moi rodzice byli bardzo zżyci ze sobą. Nigdy nie widziałem tak szczerej i prawdziwej miłości jak ich. Byliśmy wielką, kochającą się rodziną.

-Która jest godzina?

-Hmm... Poczekaj chwilę- mama spojrzała na rękę, na której znajdował się biały zegarek. Pamiętam że dostała go od taty na piątą rocznicę ślubu.- Jest już 16:05, więc tata powinien już tu być. Poczekamy na niego jeszcze trochę.

-Zgadnij kto to?- spojrzałem w stronę mamy, a za nią stał nie kto inny jak tata i zakrywał jej oczy. 

Urocze.

-Michał, nie wygłupiaj się wiem, że to ty- odwróciła się i pocałowała tatę w policzek.

-Hej tato- powitałem go, a ojciec od razu spojrzał w moją stronę.

-Kruszynko, moja- przytulił mnie i dał buziaka w policzek.

-Jak ci minął dzień w pracy? Ciężko?

-Trochę tak, bo Stefan ostatnio wziął urlop, a mamy okropnie dużo pracy, ale jakoś sobie radzimy, a tobie? Widzę, że nie najlepiej- spojrzał na moją twarz i dotknął delikatnie miejsc, gdzie znajdowały się rany.- Boli?

-Już nie. Wszystko w porządku- posłałem mu szczery uśmiech, żeby wiedział, że naprawdę nic mi nie jest.

-W takim razie chodźmy do domu. Zjemy razem obiad.

Ruszyliśmy w stronę domu. Nasza rozmowa trwała dość długo. Tata opowiadał jak to wynaleźli świetny sposób w biurze, żeby cały czas do siebie nie podchodzić. Zaczęli robić z dokumentów papierowe samolociki. Mój tata jest geniuszem. Moim geniuszem. 

Obiad zjedliśmy w przyjemniej atmosferze, a po skończeniu udałem się do swojego pokoju. Musiałem zrobić zadanie domowe, ale coś mnie rozpraszało.

-Może to ten deszcz?

Mój pokój znajdował się na poddaszu, więc krople, które opadały na dach, wywoływały sporo hałasu. Próbowałem się skupić nauce, ale wciąż czułem się obserwowany. Tylko przez kogo?

-Może pająk na mnie patrzy?- zaśmiałem się sam do siebie, a następnie rozejrzałem się po pokoju.-Jest tu ktoś? Nastała cisza, którą przerywały tylko krople deszczu.

-Czym ja się w ogóle przejmuje? To tylko jakieś głupie przeczucie. Tak naprawdę nic tu nie ma- w końcu się uspokoiłem i mogłem skupić się na zadaniu z matematyki, od którego postanowiłem zacząć.

Dochodziła północ, a ja dalej siedziałem nad książkami. Pomimo tego że byłem inteligentny, to było ich na tyle dużo, że i tak byłem zmuszony długo nad nimi siedzieć. Spojrzałem na zegar, była już 23:57. Niedługo godzina duchów, może pójdę już spać, a rano zrobię resztę. Nie lubiłem nigdy iść spać nie później niż przed północą. Wierzyłem w godzinę duchów i demonów, dlatego szedłem wcześniej spać, aby uniknąć moich chorych myśli. 

Wczołgałem się na łóżko, gdyż byłem dość zmęczony. Zamknąłem oczy i zacząłem wyobrażać sobie historyjki. Lubiłem robić coś takiego przed snem. Wyobrażałem sobie spotkanie z moją drugą połówką, a także nasz wspólnie spędzony czasz. Dzięki temu lepiej mi się zasypiało i nie przejmowałem się szarą rzeczywistością. Po około 10 minutach zasnąłem i jedyne co było słychać to krople deszczu i mój oddech.

Lover under my bedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz