Rozdział I - Początek Końca

14 1 0
                                    

* 12.05.2021r. Godzina 7:20 *
Nastał zwykły Dzień. Dziewczyna zaczęła szykować się do szkoły, jak co tydzień od 2 lat, zaczęła się pakować oraz ubrała sobie swoją opaskę, którą nosi od bardzo dawna, mianowicie są to królicze uszy, nigdy praktycznie ich nie zdejmuje, no może na noc.
Rodzice stanowczo ją proszą, o to by je zdjęła, bo w końcu ma już 18 lat i to takie trochę dziecinne nosić stare uszy. Dziewczyna jednak uważa, że dzięki tej opasce czuje się lepiej. Susan zeszła na dół i jak zawsze poszła jeść ulubione śniadanie ze swoją rodziną.

✧・゚: ✧・゚:    :・゚✧:・゚✧

Pov. Susan

Zabrałam plecak z góry oraz swój telefon, poszłam po schodach na dół i z tylko przygnębionym wzrokiem, jak i twarzą weszłam do kuchni oraz podeszłam do stołu.

- Część Mamo, Hej Tato.
- przywitałam się spokojnie i usiadłam do stołu.

- Hej Córeczko jak się czujesz?
- zapytała mama z dużą troską w głosie, podając mi moje klasyczne śniadanie, czyli jajka sadzone z chlebem i ogórkiem.

- Wszystko dobrze. - powiedziałam, biorąc pierwszy kęs jajka.

- Coś jesteś trochę niemrawa, może chcesz pogadać słonko? - zapytał Tata, który obracał dla siebie naleśnika.

- Wszystko w porządku, naprawdę nic mi nie... - i znów to samo, ten sam ucisk w głowie, co od urodzenia, lekarze twierdzili, że to nic groźnego tylko jakiś stres lub poranna migrena.

- Córciu hej, nic ci nie jest?
- podeszła do mnie mama i położyła rękę na moim ramieniu.

- Nie, już dobrze, nic mi nie jest, po prostu lekki ból to nic poważnego.
- zapewniłam spokojnie rodziców z lekkim uśmiechem na twarzy, żeby pokazać, że dobrze się czuje.

- No dobrze to jedz śniadanko i idź do szkoły, bo jeszcze się spóźnisz.
- powiedział spokojnie mężczyzna, polewając sobie naleśniki syropem klonowym.

- Dobrze Tato. - uśmiechnęłam się delikatnie.

Zaczęłam spokojnie i w ciszy dokańczać swój posiłek. Po kilku minutach zjadłam już i odniosłam talerz oraz umyłam po sobie naczynia. Zgarnęłam swój plecak postawiony na małej komodzie przy wyjściu, pożegnałam się z rodzicami całusem w policzek oraz klasycznym machaniem do okna, ich martwienie się jest strasznie denerwujące, ale to miłe z drugiej strony jak ktoś się tak o ciebie martwi.
Kilka przecznic dalej, tuż za rogiem już dojrzałam swoją szkołę, daleko do niej nie miałam, więc wstawanie przed 8 to był klasyk. Wchodziłam już do szkoły, a na wejściu stał już mój kolega Atory, kochany przyjaciel z dzieciństwa, jesteśmy praktycznie nierozłączni jak papużki. Czasem nawet biorą nas za uroczą parę, nie wiem, dlaczego może jesteśmy aż tak zżyci ze sobą, że nas tak postrzegają, kto wie.

- Jesteś wreszcie, nie spieszyło Ci się dzisiaj. - chłopak odpowiedział entuzjastycznie oraz zdjął lewą słuchawkę z ucha. - Ty dalej nie rozstajesz się z tymi uszkami.
- złapał za jedno z moim króliczych uszu i lekko pociągnął.

- Późno poszłam spać wczoraj i tak dalej noszę te uszka, jakoś przez tyle lat nie sprawiały problemu.
- lekko się uśmiechnęłam i zaczęłam iść do wnętrza budynku, przesuwając mu swoją dłoń po jego podbródku.

- Miał króliczek ma pazurki.
- uśmiechnął się ironicznie i zaczął podążać za mną.

Szliśmy w milczeniu pod klasę, Dziewczyny, jak i moi koledzy uśmiechali się i machali do mnie, więc machałam do nich i również posyłałam im uśmiech. Dotarłam już z Atorym pod naszą klasę i podbiegła do mnie moja przyjaciółka Toralis. W sumie to tak ma na nazwisko, jej imię to Luna, lecz każdy w sumie mówi na nią po nazwisku, z czego ja czasem nawet mówię do niej lis. To moja druga najlepsza przyjaciółka, nie ma drugiej takiej zabawnej i lekko niezdarnej osoby jak ona. Przywitała mnie miłym przytulasem, jak również Atory'ego, choć on nie za bardzo odwzajemnił jej przywitanie, bardziej można rzec, że tak ozięble, choć nie mówię, że ją odsunął, ale nie okazał bodajże żadnego uśmiechu lub jakiegoś entuzjazmu z przywitania.

Osoba z Marsa Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz