Zadanie Eagletona

12 0 0
                                    


Zamek Chestera, lokalizacja nieznana

- Panie, nie możesz jeszcze wstać. Jesteś za słaby. Musisz nabrać siły i twoje rany muszą się zabliźnić. - mówił jeden z medyków, który zajmował się Deviantem. Owszem wszyscy zostali już ostrzeżeni, że ich najnowszy pacjent jest w gorącej wodzie kąpany i często nie słucha lekarzy. Oczywiście z Purdy'im było już o wiele lepiej ale to, że wybrał się na bitwę nadwątliło jego siły i otworzyło rany na plecach. Teraz na szczęście już się one prawie zabliźniły jednak nadal widać było, że Deviant był osłabiony.
- Nie możecie mnie tutaj trzymać, muszę zobaczyć co z moimi ludźmi i przygotować się do wymarszu. Nie chcę was narażać na niebezpieczeństwo. - powiedziałem i ponownie szarpnąłem się do góry by wstać. Jednak w połowie ruchu przed moimi oczami zaczęły się pojawiać mroczki, a ręce nie chciały mnie utrzymywać. Nie wiedziałem co się dzieje ale po prostu nie mogłem się podnieść i padłem ciężko na łóżko, a z moich ust wyrwał się jęk bólu.
- A nie mówiliśmy, że nie jesteś jeszcze na siłach, by wstawać. A teraz proszę połóż się spokojnie. Musimy cię obejrzeć i zmienić ci opatrunki. - powiedział najstarszy mężczyzna znajdujący się w pomieszczeniu. Tym razem Ashley posłuchał, lecz widać było, że naprawdę chce wstać. Rany na plecach paliły mnie bólem. Wiedziałem, że niektóre z nich jeszcze od czasu do czasu krwawiły ale naprawdę nie chciałem, by Chester jak i inni ludzie zgromadzeni w tym zamku ucierpieli przez moją osobę. Musiałem się podnieść i odejść. Zastanawiałem się jeszcze przez chwilę czy moi ludzie chociaż nie powinni zostać w bezpiecznej kryjówce. Niestety moje rozważania znowu przerwała senność.

Zamek Andy'ego

- Macie jakiś trop? - wkurzony władca chodził po komnacie i patrzył na swoich dowódców jednak wszyscy pokręcili przecząco głowami. Żaden z trójki mężczyzn, którzy siedzieli przy stole się nie odezwał. Nie było z nimi czwartego dowódcy. On dostał od władcy inne zadanie. Miał się dowiedzieć kto pomógł Deviantowi i zabrał go spod pręgierza.
- Wymagasz od nas niemożliwego. - stwierdził Destroyer. - Jak mamy znaleźć kogoś siedząc w tych murach i nie mogąc wyściubić z nich nosa?
- Nie obchodzi mnie to. W końcu znaliście go doskonale. Wiem, że któryś z was mu pomógł wtedy gdy go wychłostałem. - rzekł młody władca i wrócił do swojej wędrówki po komnacie. Owszem nie wiedział, który z jego dowódców złamał zakaz, ale teraz bardziej obchodziło go to, by znaleźć tego wstrętnego buntownika. Przecież mu się sprzeciwił i nie pozwolił się wygnać. On sam opuścił zamek bez rozkazu. Po prostu odjechał. Młody król nie miał pojęcia jak zareagują jego ludzi na to gdy się dowiedzą, że już od dawna rozważał rozstanie z Purdy'im. Ale na razie nie musiał tego nikomu mówić. Wiedziały o tym tylko dwie osoby. Jego żona i najmłodszy dowódca, który jak na razie wydawał się najbardziej oddany władcy. Trzej mężczyźni patrzyli bez słowa na krążącego po komnacie króla i zastanawiali się co powinni zrobić. Wreszcie odezwał się najrozsądniejszy z nich.
- Panie, pozwól mi pojechać do jego rodzinnego domu. Sprawdzę czy nie zostały tam jakieś wskazówki. Może znajdę odpowiedź gdzie go szukać. - poprosił Jinxx. W końcu jako jedyny znał się na magii i był pewny, że ta plama światła, w której zniknął Ashley musiała się skądś wziąć. Owszem nie miał pojęcia czym był ten znak ale emanował potężną mocą, a to musiało zostawić jakieś ślady. Oczywiście miał nadzieję, że jako pierwszy odnajdzie rannego przyjaciela i jakoś mu pomoże. Ale tego już nie powiedział.
- Chyba śnisz, że pozwolę ci jechać i narażać się na utratę kolejnego dowódcy. - powiedział Andy wbijając swój wzrok w Jeremy'ego. Nie zamierzał puszczać któregokolwiek z trójki mężczyzn samego na wyprawę do rodzinnego domu Ashley'a. Wiedział, że wtedy wydałoby się to, że od dawna planował pozbycie się Purdy'ego, a do takiej sytuacji nie mógł dopuścić.
- Królu, ale to może być jedyny sposób, by dowiedzieć się gdzie zniknął Ashley. W końcu ostatnio bardzo często tam przebywał. - stwierdził Jake mając nadzieję, że nie dostanie jakiejś bury za swoje pomysły i wiedzę o Purdy'im. Słysząc to Andy zatrzymał się wpół kroku i momentalnie znalazł się przy Pittsie.
- Dobrze więc, zorganizuję wyprawę do donu rodzinnego Devianta Weźmiecie w niej udział wszyscy, ale pod dwoma warunkami. Pojedzie z wami Lonny i to on będzie głównodowodzącym. - zadecydował Andy, a gdy Chris chciał już zaprotestować drzwi komnaty się otworzyły i do komnaty wszedł najmłodszy dowódca. Podszedł do okrągłego stołu i postawił na nim klatkę z sokołem.
- Panie, chyba wiem jak znaleźć zbiega. - rzekł i wskazał na zwierzę.

Zamek Chestera. Lokalizacja nieznana.

Ashley spał bardzo niespokojnie w łóżku. Czuł, że coś się dzieje niedobrego. Nie wiedział tylko o co może chodzić. Śniły mu się dziwne sny o lataniu i wolności, a także o przyjaźni oraz zaufaniu pomiędzy człowiekiem, a...
- Chunii... - krzyknął Purdy i porwał się na równe nogi. Musiał znaleźć swojego skrzydlatego przyjaciela zanim będzie za późno. Niestety po obejściu całej komnaty, w której leżał i cichym gwiździe jaki zawsze wydawał gdy chciał przywołać sokoła nic się nie stało. Jeszcze bardziej zaniepokojony rycerz zaczął się ubierać i właśnie wtedy poczuł przeszywający go ból. Już wiedział, że coś złego stało się z jego przyjacielem. Nie zdążył nawet dojść do łóżka, by się w nim położyć tylko zachwiał się i padł jak długi na podłogę.
- Chunii, przyjacielu... - wyszeptał tracąc przytomność. Na szczęście dla obolałego Devianta drzwi komnaty się otworzyły i stanął w nich jeden z medyków z Chesterem.
- Panie... - krzyknął starszy mężczyzna widząc leżącego na podłodze Asha. Podbiegł do niego i z pomocą Benningtona zaniósł go do łóżka. Nikt nie wiedział jaka siła sprawiła, że osłabiony mężczyzna podniósł się z łóżka, ubrał się i chciał wyjść.

Zamek Andy'ego.

- Co mi po ptaku? - zapytał lekko poirytowany król. - Ta kupa pierza przecież nie potrafi mówić. - stwierdził zrezygnowany i spojrzał na Lonny'ego wzrokiem na widok, którego pozostali dowódcy zamarli, gdyż wiedzieli co on oznacza.
- Masz rację Panie ten ptak nie umie mówić ale przy odrobinie szczęścia może znaleźć naszego zbiega. - powiedział i przystawił sztylet do klatki z ptakiem. Jinxx, Jake i CC patrzyli na to z przerażeniem. Wiedzieli doskonale co to za zwierze i zdawali sobie sprawę co teraz musi czuć ich przyjaciel. Jednak żaden nie mógł się ruszyć. Lonny czekał na właściwy moment i próbował zranić sokoła jednak coś blokowało jego ruchy. Dźgał niewidzialną powłokę, a z niej kapały krople krwi. Andy patrzył na to zdziwiony. Owszem był świadomy tego, że Ashley miał sokoła jednak nie wiedział, że ten ptak może być tak mocno z nim związany. Nie wierzył w to co widział lecz musiał przyznać, że najmłodszy dowódca mu zaimponował.
- Idioto... coś ty najlepszego zrobił. Naraziłeś nas wszystkich na wielkie niebezpieczeństwo. Czytałeś przepowiednię i znasz jej słowa. Więc dlaczego zacząłeś dźgać tą aurę. Teraz ściągnąłeś na nas uwagę naszego starego wroga. No po prostu gratulacje. Teraz powinieneś sam odszukać swojego zwierzęcego opiekuna i to szybko, a Chunni powinien wrócić do Asha. Deviant będzie go potrzebował. - powiedział Ferguson i nie czekając otworzył drzwi klatki. Po czym jednym ruchem dłoni sprawił, że zarówno Król jak i najmłodszy dowódca zapomnieli to co widzieli. Ptak, który wyrwał się na wolność szybko odleciał w stronę, z której wyczuwał obecność swojego pana, a Jeremy choć widział to wszystko nic nie mógł zrobić. Wiedział, że Lonny tym co zrobił dotkliwie poranił Ashley'a. Teraz liczył się czas, a tego nikt nie miał w nadmiarze. Chunni leciał do swojego opiekuna tak szybko jak potrafił, a Ferguson miał nadzieję, że zwierzę zdąży na czas, by połączyć się z rannym Deviantem.

Zamek Chestera, lokalizacja nieznana.

- Panie, nie rozumiem jak to się mogło stać. Zostawiłem go tylko na pięć minut. Gdy wszedłem tu z powrotem on leżał na ziemi, krwawił z przedramienia i mamrotał jakieś dziwne imię, a potem stracił przytomność. Naprawdę nie wiem co spowodowało takie nagłe pogorszenie. - mówił spokojnie jeden z medyków przemywając rany Devianta. Chester patrzył na leżącego mężczyznę i intensywnie myślał co mogło się stać. Nagle jakby przebłysk pojawił się w jego umyśle.
Zostań przy nim. Ja muszę się czegoś dowiedzieć, a i otwórz okno jeśli Ashley ma wyzdrowieć powinien złapać trochę świeżego powietrza. - powiedział Bennington i wyszedł szybkim krokiem z komnaty. Kierował się do swojej sypialni, by coś sprawdzić. 

Zakon Białego FeniksaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz