Nigdy nie myślałem, że bycie licealistą w ostatniej klasie okaże się takie trudne. Na filmach z reguły polega to na pojawiających się kadrach z wiecznymi domówkami, albo organizowaniem balu absolwentów, czasem w niebo wzlatują czapki, a jakby się uprzeć, można dodać do tego montaż jakiś egzaminów, które z dwojga złego nie wydają się takie straszne. Nie miałem problemów z nauką, póki nie uświadomiłem sobie, że wiem, że nic nie wiem, kiedy choć na moment wyrywając się z ciągu myślowego o treści "Michael Clifford", dostrzegłem, że moi znajomi z ławek są zwyczajnie posrani, brzydko mówiąc oraz pochłonięci przyswajaniem materiału.
Calum nie zawsze przychodził na lekcje, a przerwy często spędzał paląc fajki, dlatego zdarzało mi się miotać pomiędzy najróżniejszymi grupkami, natomiast podczas tego tygodnia, gdy niektóre terminy składania papierów na studia zostały już zamknięte, a inne dopiero się otwierały, nie słyszałem żadnego, innego tematu, niż "czym jest sigma?", albo "mitochondria", no i może jeszcze "dlaczego właściwie zabili tę lichwiarkę?". Jakbym przeistoczył się w chodzącą encyklopedię, z której ktoś wyrwał kartki, bo gdy tylko dostawałem takie pytanie, otwierałem oczy szeroko, wzruszając ramionami.
Na każdej lekcji słuchaliśmy grupowo wywodu o tym, jak istotne egzaminy zaliczeniowe są w obliczu całego naszego życia, spoiler alert, nie są, albo że na studiach to dopiero zacznie się jazda, tutaj nas wszyscy głaszczą po główkach. Miałem ochotę wyparować, zwłaszcza, że co druga osoba, zapytana o to co chce robić w życiu, miała gotowy plan, najlepiej szczegółowy, a ja uśmiechałem się panicznie i wciąż mówiłem "zobaczymy", niby zapominałem o swojej narracji, że chcę być taki jak mama.
Gdy Calum i Michael odpuścili sobie zajęcia od środy, a Sandy dalej chorowała, chociaż początkowo myślałem, że jestem unikany przez jej poczucie winy względem plotek Mary, czułem się trochę, jakbym został sam na polu bitwy. I co innego miałem zrobić, jak nie zacząć kserować każde notatki, bo nigdy nie wiesz, co może się czasem przydać i czy w jakimś wypadku, nie pojawi się na egzaminie?!
Doszło do tego, że najbardziej wyluzowaną osobą w moim otoczeniu stał się Ashton, natomiast jego energia: "gdybyście chodzili na tyle fakultetów co ja, nie musielibyście się teraz martwić", powodowała, iż wychodził ze mnie demon, chcący władować go do szafki i zostawić tam na wieki wieków amen.
- Luke, co ci się stało? - Moja mama usiadła przy mnie na kanapie, bo zniosłem wszystkie książki do salonu, zniechęcony bałaganem na swoim biurku. - Halo, jesteś w transie?
- Jak obliczyć prawdopodobieństwo...
- Serio, pytasz mnie o prawdopodobieństwo, kiedy tu leżą ciągi geometryczne? - Liz uniosła jedną brew z politowaniem, siadając tuż obok mnie i powstrzymała parsknięcie, bo zmordowałem ją wzrokiem za ruszanie otwartego na przemianie pochodnej w całkę stronie podręcznika. - Co jest dziś z tobą nie tak?
- Uczę się, każda, normalna matka oszalałaby ze szczęścia widząc, że jej dziecko się uczy.
- Więc nie jestem normalną matką! - Zaśmiała się, kładąc dłonie na moich spiętych barkach, które zaczęła rozmasowywać. - A tak całkiem serio, masz zaległości przez to, że straciłeś głowę w tym semestrze?
- Mam zaległości, bo jestem głupi, jak but, moje IQ spadło, robiłem testy w internecie i... Jest niższe, niż było jeszcze wczoraj rano. Ja głupieję. - Naciągnąłem skórę na swoich skroniach, podnosząc na kobietę spojrzenie. - Mózg mi wypływa.
Liz wyglądała, jakby miała parsknąć i to tak wręcz histerycznie do poziomu płaczu ze śmiechu, dlatego odepchnąłem jej ręce od siebie, a potem położyłem się na sofie w pozycji embrionalnej.
CZYTASZ
Care Bears {muke} ✓
Fanfic"- Wiem, że jesteś nowy, ale w tej szkole panują zasady i nie lubimy tu przemocy, dlatego wypuść Ashtona i może sprawa rozejdzie się po kościach, okej? - Okej. - Pokiwał głową, choć wciąż brzmiał na lekko rozbawionego. Odsunął się od drzwiczek, skąd...