Rozdział 1

823 26 23
                                    

Paryż, 
4 lipca, 1939

- A te kapelusze też na sprzedaż?- Usłyszałam głos starszej kobiety, Francuski.

- Niestety nie, są przygotowane już dla mojego sklepu w Polsce, bardzo mi przykro.- Wyjrzałam z nad gazety słuchając rozmowy mojej mamy, która oczywiście odbywała się po Francusku.

- Wielka szkoda, że się wyprowadzacie. Będzie nam brakować najnowszych kolekcji od najlepszej projektantki.- Na ten komplement moja mama szeroko się uśmiechnęła.

- Napewno będziemy jeszcze przyjeżdżać do Paryża i wtedy  przywiozę moje nowości.- Obie się zaśmiały, a ja wyszłam z butiku, tak, jakbym była niewidzialna.

Udałam się do mojej ulubionej Paryskiej piekarni, odrazu zamawiając moje ulubione pieczywo.

Otóż pochodzę z polskiej rodziny. Moi rodzice poznali się podczas pierwszej wojny światowej. Tata był w wojsku, a mama była sanitariuszką. Odrazu po wojnie musieli porzucić wszystko i uciekać. Tak więc znaleźli się w Paryżu. Kilka lat później urodziłam się ja. Później mama została sławną projektantką mody, a tata prawnikiem.

W naszym domu ojczyzna zawsze była najważniejsza. Świętowaliśmy wszystkie Polskie święta. Kiedy rozpoczęłam swoją edukacje, rodzice musieli sprowadzać polskiego nauczyciela.

Już jutro zaczynamy wszystko od nowa przeprowadzając się do Warszawy. Tam będę chodzić na swój ostatni rok do szkoły średniej, na koniec napisze maturę i spróbuje dostać się na moje wymarzone studia.

Myśląc o tym wszystkim miałam w głowie idealne scenariusze, jak razem z nowo poznanymi koleżankami spotykamy się po lekcjach w Wedlu, robimy pikniki, w soboty jeździmy na jezioro, później na studiach poznałabym miłość swojego życia, po jakimś czasie urządzilibyśmy huczne  wesele.

Brzmi bajecznie, prawda?

Jednak nigdy nie miałam przyjaciół, wszystko przez moje nauczanie domowe. Nigdy tez nie byłam zakochana, jednak uwielbiałam czytać Romeo i Julię ,w myślach przeżywając ich historie.

Warszawa,
6 lipca, 1939

Siedziałam z rodzicami popijając herbatę, co jakiś czas dodając od siebie kilka zdań, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi.

- Polu, czy byłabyś w stanie...

- Tak, otworzę.- Przerwałam mojemu tacie i udałam się w kierunku drzwi.

Otwierając je, zobaczyłam uśmiechnięta brunetkę z talerzem w ręku.

- Dzień dobry, to na powitanie w Warszawie, dla was. Mieszkamy pod piątką, czyli jesteśmy sąsiadami bardzo miło poznać, proszę.- Dziewczyna podała mi talerz z szarlotką.

- Dziękuje, to bardzo miłe, może wejdziesz?

- Z chęcią, ale niestety muszę już wracać pomóc mamie, jeśli byłabyś chętna to spotkajmy się o 14 pod kamienicą.

- Pewnie.- Uśmiechnęłam się do dziewczyny.

Położyłam szarlotkę w kuchni i udałam się do swojego pokoju z chęcią przebrania się i uczesania. Na usta nałożyłam czerwoną szminkę, a na nogi włożyłam czarne baleriny.

Przed kamienicą miałam być dopiero za 30 minut, więc chwyciłam za książkę i zaczęłam ją czytać. Nie mogłam się doczekać dzisiejszego spotkania z tą dziewczyną, najśmieszniejsze jest to, że nawet nie znam jej imienia. Mam nadzieje, że pokaże mi Warszawę. Nie mogę się doczekać bliższego poznania stolicy.

Wojenna Miłość| Jan Bytnar Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz