22 lipiec 2014
Oczywiście dzień jak zawsze... nudny jak flaki plus dodatkowo mam na głowie kretyna z maniakalną inteligencją dzieciaka z przedszkola... Nachmurzony zerknąłem na łóżko. Zarumienione delikatnie policzki, spokojny choć trochę urywany oddech i kropelki potu pojawiające się na jasnej skórze. Posklejane czarne kosmyki poprzyklejały się do twarzy i czoła. Stanąłem nad, dosadnie, nieproszonym gościem, dzierżąc w dłoni spory nóż. Mógłbym poderżnąć tej gnidzie gardło i mieć w końcu święty spokój, ale...
- A niech go szlag... - Warknąłem niepocieszony, wracając do kuchni. - Lepiej, żeby szybko wrócił do zdrowia, bo samo to, że siedzi mi na głowie jest cholernie wkurzające.
Wróciłem do krojenia warzyw. Mieszkanie samotnie to jeden z plusów, bo przynajmniej potrafiłem gotować. Taki wymóg trybu życia, no ale co poradzić. Wrzuciłem pokrojone warzywa do garnka, zamieszałem i nabrałem odrobinkę wywaru na łyżkę, spróbowałem.
- Hm, trochę mało słone... - Mruknąłem krzywiąc się.
Odwróciłem się z zamiarem sięgnięcia po sól i wzdrygnąłem się niepewnie, ale zaraz opanowałem zaskoczenie. W progu stał mój jakże uroczy – to ironia – nieproszony gość. Półprzymkniętym i trochę przymglonym spojrzeniem patrzył wprost na mnie. Oddychał urwanie, podpierając się rękoma o framugę. Przypatrywał się mojej osobie dłuższą chwilę, jakby zastanawiał się nad czymś i prychnął, uśmiechając się z lekką kpiną. Moja brew niebezpiecznie podskoczyła kilkakrotnie. Przysięgam, chory czy nie, zatłukę tego cholernego szczyla...
- Wracaj do łóżka kretynie... - Warknąłem, biorąc sól. - Dopóki jesteś w moim mieszkaniu, to stosujesz się do zasad panujących tu.
- Jesteś uroczą gosposią... - Burknął półprzytomnie z widocznym rozbawieniem. - I nie jestem chory, wyda...
I w tym momencie ten kretyn zachwiał się i poleciał na podłogę jak długi. Popatrzyłem na niego, unosząc brew w górę. Co za matoł...
- Mi się niby wydaje, co, Izaya-kun? - Skrzywiłem się, kucając obok niego. - Dasz radę sam dopełznąć do łóżka czy mam cię zanieść?
- Daa~aaammm... - Jęknął przeciągle, przewracając się na plecy. - Eee... - Zwęził wzrok i zmarszczył zabawnie nos. - Dlaczego jest trzech Shizu-chan... Jeden wystarczy... - Jęknął znowu. - Nie umiem się skopiować jak ty, Shizu-chan, to wróć i bądź jednym Shizu-chan, do... dobra?
Próbował wskazać na mnie palcem, a przynajmniej tak sądzę po tym jak błądził w powietrzu wokół mojej osoby z wyciągniętą ręką i palcem wskazującym. Marszczył znowu zabawnie nos, a ostatecznie nadymał śmiesznie policzki, robiąc z ust rybkę. Znowu jęknął niepocieszony. Wypuścił powietrze, rozkładając się na podłodze mojej kuchni niczym przebita dętka. Mruczał coś niepocieszony o tym, że klonowanie powinno być zabronione czy jakoś tak... Ech, co ja z tym kretynem mam... I w ogóle, dlaczego to JA mam zajmować się tym pieprzonym, niewyżytym psychicznie oszołomem o rozumie pięciolatka?!
- Chodź dzieciaku. - Mruknąłem łapiąc Izayę za kołnierzyk koszulki. - Mów wprost jak nie dojdziesz do łóżka sam, a nie zgrywasz twardziela, którym nie jesteś. - Przewiesiłem go sobie przez ramię i zaniosłem do pokoju. - Kiedyś przez ciebie osiwieje, przysięgam...
CZYTASZ
Szept (Korekta 0%)
FanficShizuo jednego dnia stracił cierpliwość, bo Izaya. A potem prywatne życie, bo też gnida Izaya.