#3#

44 7 0
                                    

 06 wrzesień 2014

Jakimś cudem udało mi się dziada wykąpać bez większego uszczerbku na jego i moim zdrowiu. Dziwne, wiem, ale zaiste prawdziwe. Tylko pieprzony drugi dzień z nim siedzę, a ta cholerna gnida zalazła mi za skórę bardziej niż przez całe lata naszej znajomości... Czy dobrze określam to, co jest między mną i Izayą znajomością? Zastanawiałem się, zakładając na wąskie ramiona chłopaka koszulkę. W sumie nigdy nie myślałem się nad tym, ale jest...


- Shizu-chan... zimno mi w tyłek, dałbyś mi jeszcze spodnie od dresu...


...cholernie dziecinny, gdy ma przeziębienie. Burknąłem coś niepocieszony i mało chętnie założyłem spodnie na chude, długie nogi Izayii. Nic dziwnego, że skacze jak pasikonik na haju, skoro ma takie odnóża. Położyłem go spać, okryłem kołdrą i zabrałem tacę z pustą miską.


- Co tym razem? - Zerknąłem przez ramię jak Orihara trzyma kurczowo ręką skrawek mojej nogawki. - Co chcesz? - Warknąłem nagląco.


Zacisnął mocniej smukłe palce na materiale, opuścił niżej głowę i puścił mnie, odwracając się na drugi bok. Co ja z tym dziadem mam... Boże, czemu mnie tak każesz?!


- Shizu-chan?


- Hm? - Obejrzałem się znowu, ale Izaya nie ruszył się o milimetr. - Czego chcesz... - Cisza. - Izaya, lepiej mnie nie denerwuj!


- Bo ja... - Schował się bardziej w poście. - Ja tylko tak... Przepraszam...


Westchnąłem ciężko i zniknąłem z pokoju. Nie wiem już, czy wolałem, jak kretyn był bojowo nastawiony, złośliwy, cyniczny i arogancki czy obecnego bojaźliwego, płaczliwego i niepewnego niczym dziecko... Z jednej strony to ma swoje plusy, nie zabiłem go jeszcze, a krew ciężko spiera się z dywanu. Odetchnąłem głębiej kilka razy, żeby opanować w miarę możliwości nerwy. Z jakiegoś powodu od czasu, gdy tylko Izaya, ta pierdolona menda społeczna zamieszkała w moim domu, to przyznaje bez bicia - dosłownie i w przenośni - , że jakoś daje radę opanować nerwy i nie zniszczyć niczego...


- Coś jakby durna terapia wstrząsowa, co? - Prychnąłem, myjąc dokładnie miskę i pałeczki. - Co nie zmienia faktu, że zatłukę Shinrę jak tylko go spotkam...


Pałeczki w mojej dłoni pękły na dwoje. Burknąłem coś niepocieszony i wyrzuciłem je do kosza. Wytarłem ręce, przewiesiłem szmatę przez ramię i zajrzałem do lodówki. Niewiele tego zostało, a rosół zrobiłem głównie dla kretyna...


- Ja już nie daje rady... - Zamknąłem drzwiczki i oparłem się czołem o lodówkę. - Ja już po prostu jestem powoli na skraju wytrzymałości... - Opadłem do tyłu, momentalnie siadając, oparłem się plecami o szafkę. - To naprawdę nie jest na moje nerwy... - Wyprostowałem jedną nogę, a drugą zgiąłem w kolanie, o które oparłem ramię. - Niby tyle razy mówił, że chce mnie wpędzić do grobu, może nieubrane w dokładnie takie słowa, ale jednak. - Odetchnąłem głębiej. - Czyżby to był jeden z tych jego durnych manewrów, żeby do tego doprowadzić? - Skrzywiłem się. - Cholerna menda, mógłby już wyzdrowieć i wypierdalać z mojego domu! - Warknąłem zły. - W końcu Mój dom, byłby całkowicie Mój, a przynajmniej na tyle pozwala wynajmowana kawalerka... - Oparłem czoło o ramię. - Jeszcze gadam sam do siebie... Co ten pieprzony kretyn ze mną robi. Przysięgam, że w końcu oszaleje przez niego... Albo osiwieje, tak będę mieć siwe kudły i reumatyzm!

Szept (Korekta 0%)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz