25 maj 2015
Shinra przybył kilka minut później. Przyniósł całą reklamówkę leków, które zostawiłem w kuchni na blacie. Zbadał Izaye uprzednio wyganiając Dolarsów do kuchni, żeby nie wadzili, a Celty jako obrońca pokrzywdzonych pcheł stała na czatach z kosą w dłoni.
- Izaya powinien wypocząć i brać więcej witamin, a najlepiej jakieś świeże owoce... - Mruknął po chwili milczenia Shinra. - Jak nie będzie szarżować i wydurniać się, to powinien za kilka dni dojść do siebie. - Pogrzebał za czymś w torbie. - Proszę, tu masz jeszcze maść rozgrzewającą mojej roboty. Nie wrzucałem do reklamówki, bo wolałem nie rozciapać jej po całej siatce, a w torbie mam specjalną kieszonkę... - Uśmiechnął się ciepło. - Dużo sprawia ci kłopotów?
Zerknąłem kontem oka na Oriharę. Z uniesionymi ramionami patrzył rozżalonym wzrokiem w jakiś punkt na podłodze. W oczach powoli zbierały się łzy, ale ani jednej nie uronił. Westchnąłem ciężko.
- Niezbyt... - Wymamrotałem po dłuższej chwili. - Trochę się ze mną drażni jak zwykle, ale nic poza tym... Przynajmniej mam darmową szkołę panowania nad agresją, a nawet o nią nie prosiłem... - Zasyczałem z krótkim rozbawieniem.
- Rozumiem. - Shinra załapał żart i uśmiechnął się wesoło. - Jakby coś się działo, to dzwoń. Za trzy dni znów wpadnę zerknąć, co z Izayą, a tymczasem nie roznieście mieszkania, okej?
To pytanie bardziej kierował do Orihary niżeli do mnie. Nie wiedzieć czemu miałem dziwne przeczucie, że Shinra uwierzył w moją odpowiedź, bo musiał i znał prawdę, chociaż to, co mówiłem, było nią... No może trochę połowicznie przemilczaną, ale jednak. Po pożegnaniu wszystkich gości, nawet tych nieproszonych, wstawiłem jako tako drzwi i wróciłem do salonu. Izaya nie odezwał się słowem, co nie powiem, żeby było mi na rękę, ale jego milczenie jest bardziej przerażające, niż kiedy jest rozgadany.
- Okłamałeś Shinre... - Wychrypiał cicho, gdy postawiłem na stoliku nocnym herbatę. - Dlaczego?
- Wcale nie okłamałem go. - Uniosłem brew w górę. - Powiedziałem, jaka jest sytuacja, nic nie ukrywając. Wkurwiasz mnie tak jak zawsze, twoja obecność tutaj i zachowanie działa na mnie jak płachta na byka, ale to akuratnie normalne... - Ziewnąłem potężnie. - Zawsze tak reagowałem na ciebie. Owszem twoja osoba dwadzieścia cztery na siedem w pobliżu to trochę za dużo i częściej dostaję nerwicy, ale... - Potarłem kark. - Jakoś powoli przestaje mi to przeszkadzać.
- Eee?!
- Nie oznacza to, że nie będę się na ciebie wkurwiać i ciskać przedmiotami jak dawniej, gdy tylko wyzdrowiejesz. - Dodałem, widząc spłoszoną minę chłopaka. - Znając nasze możliwości, to nie jesteśmy w stanie bez siebie wzajemnie wyżyć bez takich akcji, więc to niemalże pewne, że do tego dojdzie niejednokrotnie...
- Mam nadzieje, bo bez Shizu to nie będzie już taka sama zabawa! - Nachmurzył się niepocieszony.
Nie wytrzymałem i wybuchłem szczerym śmiechem. Izaya oniemiały patrzył na mnie jak na krowę z co najmniej dwiema głowami i pięcioma ogonami.
CZYTASZ
Szept (Korekta 0%)
أدب الهواةShizuo jednego dnia stracił cierpliwość, bo Izaya. A potem prywatne życie, bo też gnida Izaya.