#4#

37 7 0
                                    

02 marzec 2015 

- Ja nie chce, żebyś... - Izaya przetarł przegubami oczy. - Nie chce, żebyś zmienił się w kogoś, kogo będę mógł bezbłędnie manipulować, bo dzięki temu Shizu-chan jest wyjątkowy dla mnie...


- Masz gorączkę i bredzisz od rzeczy... - Westchnąłem ciężko. - Wracamy ośle jeden... - Przewiesiłem chłopaka przez ramie jak worek kartofli i wyniosłem. - Zwrócę go, jak będzie zdrowy...


- W porządku, chory jest bardziej pochrzaniony niż zdrowy... - Nami westchnęła ciężko. - Chyba tylko ty jesteś w stanie zająć się nim bez większych problemów.


- Zabić mnie nie zabije. - Przyznałem. - Dobra zabieram go.


Machnąłem wolną ręką na odchodne i wyszedłem przez wyłamane drzwi. Mam nadzieje, że nie każą mi za to płacić, bo nie wiem, czy wystarczy mi wypłaty, wliczając jeszcze koszty leków i wyżywienie debila.


Po dotarciu do domu Izaya nie odezwał się do mnie słowem. Troszeczkę zdziwiło mnie takie ciche zachowanie kretyna, ale uznałem, że po prostu nie ma chęci się odzywać za to, co powiedziałem i zabranie powtórnie do katorgi zwanej moim mieszkaniem... Po drodze ludzie gapili się wielkimi oczami, szeptali między sobą, że „Bestia" czyli Ja, znów uderzyła i tym razem na serio zamordowałem Izaye... Miałem ochotę wydrzeć się na nich i rzucić czymś ciężkim, ale jakoś powstrzymałem się. Ledwie, ale jednak. Odstawiłem Oriharę do łóżka, ale tym razem nie położył się jak ostatnimi razy, kiedy musiałem go tam wpakować. Usiadł przy ścianie, podkulił nogi pod brodę, objął rękoma i ukrył twarz w kolanach. Wymamrotałem coś mało przyjemnego, tarmosząc włosy dłonią. Niech go kurwa mać szlag w końcu trafi! Będę mieć mniej do roboty z tym kretynem, ja pierdole! Za co?!


- Czego spać nie idziesz? - Mruknąłem po kolejnych pięciu minutach. Cisza. - Orhihara, ty mnie lepiej nie wpędzaj tak szybko do grobu... - Drgnął odrobinę. Jakiś postęp... - Teraz nie odezwiesz się do mnie słowem, co? - Burknąłem zły. Cisza. - Świetnie...


Z ledwością powstrzymywałem się przed ukatrupieniem tego cholernego pchlarza... Spokojnie stary, dasz sobie radę, po prostu ignoruj kretyna, skoro nie ma chęci do rozmowy. Próbowałem się jakoś podbudowywać w duchu, ale kiepsko szło i ostatecznie warknąłem coś zły.


- Shizu...


Izaya popatrzył na mnie zaszklonymi od łez oczami w całkowitym szoku. Westchnąłem ciężko. Sam jestem zaskoczony tym, co zrobiłem... Co, zapytacie? Usiadłem obok niego na łóżku i wolną rękę położyłem na jego głowie, tarmosząc trochę włosy jak jakiemuś dzieciakowi. Cóż, nie zaprzeczę, że w tym momencie przypomina mi takowego...


- Idź spać dzieciaku... - Mruknąłem cicho. - Nie jestem na ciebie zły ani nic, po prostu wkurzył mnie twój...


Reszta słów została zagłuszona przez głośny huk otwieranych z łoskotem drzwi, które również najprawdopodobniej pożegnały zawiasy. Uniosłem brew w górę, oczekując na nieznane, a może nie aż tak?


Tup, tup, tup, tup!


- Shizuo! - Do mieszkania wparował spanikowany Kadota. - Shizuo?!

Szept (Korekta 0%)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz