> 7 <

186 22 8
                                    

Kaminari mimo poważnego bólu głowy lekko otworzył oczy i spojrzał słabszym wzrokiem na jasne okno, z którego przebijały się jasne promienie słoneczne. Po chwili znów je zamknął i delikatnie zmarszczył brwi. Za jasno. Ewidentnie za jasno. 
— ... Shin-chan?... — odparł cicho odchylając lekko głowę do tyłu przy tym zagłębiając ją bardziej w białą, dość miękką poduszkę. 

Był nieprzytomny przez całą noc. Hitoshi oczywiście wrócił do swojej sali, jednak od razu gdy tylko pierwsze promienie słoneczne zawitały w jego sali od razu ruszył w stronę sali przyjaciela. Nie spał całą noc, wręcz za bardzo przejmował się stanem niższego blondyna. Nie wiedział co ma zrobić, po prostu wolał teraz siedzieć przy nim, by w razie konieczności dowiedzieć się pierwszy o jego śmierci, czego na pewno nie chciał. 

Spojrzał na blondyna ciesząc się, że się obudził. Cieszyło go to niezmiernie, lecz jedynie podniósł lekko lewy kącik ust. 
— Tak, Kaminari? — zapytał. Początkowo nie rozumiał o co chodzi. Jednakże po paru sekundach namysłu zrozumiał, że chodziło mu o upewnienie się czy on tutaj siedzi. 
— Oh, no tak... — westchnął cicho, a następnie delikatnie kiwnął głową — Jestem tutaj — rzucił trochę pospiesznie, sam nie wiedział dlaczego. 

Zauważył na twarzy chłopaka delikatny uśmiech, który był najpewniej posłany w jego stronę. Przez krótką chwilę siedzieli w milczeniu, po czym Hitoshi jednak postanowił rozpocząć losowy temat. Jedyne czego chciał się teraz dowiedzieć to...

— ...Jak się czujesz? — zapytał, po czym zauważył ruch chłopaka. Podniósł się do siadu. Cieszyło go to, że nic mu nie jest. 

— ... — przez krótką chwilę milczał próbując się namyślić nad tym co mu było. — ... Hm... Jedynie trochę głowa mnie boli... — odparł spoglądając na przyjaciela z lekko szerszym uśmiechem.

Fioletowooki patrząc na blondyna czuł... Niepokój? Przez to, co wczoraj powiedział. Tak, na pewno to odpowiadało za jego niepokój. Z jednej strony widział, że nic mu nie dolega, ale jednak wczorajsze słowa chłopaka mocno go zszokowały. 

... Shinso ... Nie chce... Nie chce umierać...  

Przeszedł go delikatny dreszcz. Niezbyt przyjemny. Pierwszy raz czuł coś takiego. Nie rozumiał o co mu wtedy chodziło. Przecież się nie dusił, ani nic z tych rzeczy, więc... Po co? Nie chciał mu teraz psuć humoru wczorajszą sytuacją, mogło być i tak, że nic nie pamiętał. 

— Czyli co, odpuszczamy sobie księżyc? — zapytał lekko niechętnie. Z jednej strony chciał zobaczyć coś aż tak niezwykłego , ale jednak z drugiej stan Denkiego im to uniemożliwiał. Cenił bardziej zdrowie niżeli piękny widok księżyca. Zauważył na lekko bladawej twarzy złotookiego zaskoczenie oraz delikatnie rozczarowanie.

 — ... Hę?... Nie... — odparł spoglądając na chłopaka obok niego. Przecież nie musieli przez niego rezygnować z ich ,,głównej atrakcji". — Za dwa dni mi się polepszy, zobaczysz...! — przyznał z determinacją w głosie. Byłby szczęśliwy, gdyby mógł swobodnie pójść z Hitoshim na dach obejrzeć to wydarzenie, które zdarza się raz na możliwie parę tysięcy lat, ale jednak przez to, co obecnie przechodzi zostało to... Uniemożliwione

— Sorka, że Cię poprawiam, ale ten księżyc... Już jutro jest — powiedział z delikatnie widoczną powagą na jego twarzy. Szczerze, wątpił, że do tego czasu jego stan się poprawi, ale nie chciał studzić jego zapału. Podobało mu się, że taki był, uważał to za dość... Urocze. Poprzedniej nocy praktycznie nie spał, co już było wcześniej wspomniane, ale rozmyślał wtedy nad wszystkim. Dosłownie wszystkim i niczym. Uznał, że idealnym pomysłem będzie wyznanie mu jego uczuć. Piękny widok, idealne okoliczności, czego chcieć więcej od życia. 

Podniósł się z taboreciku i podszedł do okna zasłoniętego szarawą zasłoną. Szybszym ruchem odsunął zasłonę ukazując mocniejsze światło pozwalając na to, żeby więcej promieni słonecznych wpadło do białej ściany. Spojrzał na blondyna, który zasłonił sobie oczy poprzez nadmiar światła. Po paru sekundach lekko odsłonił oczy, by te przyzwyczaiły się do jaśniejszego światła. 

 — Przez okno możemy oglądać. Bezpieczniej dla Ciebie, możesz zostać w łóżku, nikt się nie przyczepi, że jesteś poza salą, a dla lepszego efektu — demonstracyjnie złapał za klamkę, po czym otworzył okno — Można okno otworzyć — zamknął okno poprzez nadmiar zimna na dworze. Docisnął je do ramy, a następnie przekręcił klamkę w dół. 
— Więc gwiazdeczka nie ma o co się martwić — dodał zerkając na wręcz uradowanego chłopaka. Widocznie podobało mu się przezwisko, a on nie będzie zaprzeczać, żeby go nie używać.

— Oo, to urocze, że dalej pamiętasz... — w jego głosie dalej widniała nutka wykończenia. Ukradkiem spojrzał na małe, białe karteczki leżące na szafce obok łóżka. Wtem mu błysnęły oczy. 

— Hej...! Nauczę Cię robić te ptaszki z origami... Co Ty na to?... — zapytał rozradowany tym, że wpadł na pomysł, co mogą robić. Szczerze, Hitoshiemu to nie przeszkadzało, był równie ciekawy jakim to on sposobem złożył aż tyle tych papierowych zwierzątek. Obaj widocznie się cieszyli na zaproponowany pomysł, lecz Shinso w przeciwieństwie do Kaminariego tego nie uzewnętrzniał. 

Minęło parę godzin na robieniu zwierzątek oraz na szczerej rozmowie. Tłumaczyli sobie parę legend, faktów oraz innych rzeczy. Choć rozmowa bardziej opierała się na tym, by obaj lepiej poznali siebie, żeby możliwie mieli więcej tematów. 

— Hah, naprawdę lubisz horrory? Kurczę, musimy kiedyś razem obejrzeć! O właśnie, Shin-chan, może kiedyś razem pójść na wieczór filmowy! Co miesiąc tu organizują coś takiego, ale teraz na święta ma coś być. W sensie dla dzieci typowo jakaś bajka, a dla starszych jest... Albo jakiś dramat albo horror — zakończył monolog składając już kolejnego ptaszka. Z pięć minut temu je liczyli. W większości były żółte ptaszki Kaminariego. Czterysta dwadzieścia trzy. 

— Hmm... Peewnie, czemu by nie — odpowiedział również składając już kolejne. On nawet nie miał połowy tego, co Denki. Tych fioletowych było ledwo sto. Choć blondyn upominał go, że jego są robione z serca, dlatego jest ich tak mało. On się już wyuczył przez pół roku, więc to normalne, że robił je szybciej i nie wkładał już w to tyle zaangażowania. 

Ich ręczne robótki przerwała im pielęgniarka, która weszła z tacą jedzenia. Na talerzu znajdowało się jakieś losowe, typowe japońskie danie oraz w mniejszej miseczce obok znajdował się ryż wraz z jabłkiem oraz cynamonem. Nie wiedział, że w szpitalach teraz dawali takie rzeczy. Zawsze jak on trafiał była jakaś... Paćka. Inaczej się tego nie dało nazwać. 

— Oooo! — zareagował radosny odpierając posiłek i kładąc go na swoich nogach. — Dziękuuję, nie wiedziałem, że teraz już dają takie rarytasy na święta — uśmiechnął się w stronę stronę kobiety, która zaśmiała się pod nosem 

— Już tak nie dosładzaj — odparła z szerokim uśmiechem, po czym spojrzała na wielką ilość ptaków
— Widzę, że robicie tysiąc żurawi. No tak, to podobno przynosi szczęście. — podniosła wzrok na wyższego fioletowowłosego. 
— Oh, Hitoshi. Prawie bym zapomniała, Pani Asashi powiedziała, że masz przyjść do swojej sali na badania oraz na jedzenie. Po tym przyjdziesz i dokończycie swoje robótki — uśmiechnęła się miło. Shinso nie miał ani ochoty ani nawet chęci na wykłócanie się ze młodą dorosłą, więc wolał być ,,posłuszny". Podniósł się z krzesła i zawędrował do swojej sali, w której już znajdowała się brunetka. 
 
— Znów byłeś u Kaminariego, prawda? — uśmiechnęła się, a fioletowooki jedynie usiadł na swoim miejscu 
— Przecież mówiłam Ci, że nie mam Ci tego za złe. Dobrze, że sobie przyjaciół znalazłeś i w ogóle — odparła spoglądając na chłopaka, usiadła naprzeciwko niego. Widziała, że coś go trapiło, dlatego chciała mu za wszelką cenę pomóc. Przecież po to tutaj była, prawda?

Asashi. Ta pielęgniarka, która stara się rozweselać wszystkich. Mówiąc krótko - w wieku 19 lat została ,,Mamą szpitala". Przynajmniej tak określały ją dzieci. Lubiana przez wszystkich. 

— ... Pani Yushiko... — zaczął również na nią patrząc. Mimo, że nie lubił ani lekarzy, ani pielęgniarek do niej akurat miał zaufanie. Sam nie wiedział dlaczego, tak po prostu było. 
— ... Już nie wiem co robić — zauważył w oczach kobiety zainteresowanie. Problemy nastolatków - niby nie było się niczym przejmować, ale jednak czasami gdy je się lekceważyło doprowadzało to do różnych tragedii. A tego ona nie chciała. Nie chciała mieć nikogo na swoim sumieniu. 

— W jakim znaczeniu nie wiesz co robić? Powiedz wszystko Mamie Yushiko, wszystkiemu damy radę. — uśmiechnęła się pewnie czekając, aż chłopak w końcu z siebie coś wydusi. Widocznie ciężko mu to przechodziło przez gardło, lecz jednak z drugiej strony było widać, że chciał to z siebie wyrzucić. 

— ... Proszę Pani, po prostu chodzi o to że... Od pewnego czasu patrzę na Denkiego jakby... Innym spojrzeniem... Jakby... Chodzi o to, że nie chcę, by był wyłącznie moim przyjacielem. Biorąc pod uwagę to, że jest Pani starsza i więcej przeszła... Już nie wiem co robić — spuścił lekko głowę wbijając wzrok w ziemię, a dłonie zaciskając na pobocznych obramowaniach krzesła. 

— ... Hmm... — niejednokrotnie słyszała o tym, że ktoś się tutaj zakochiwał w pacjentach. Zawsze wychodziło to na dobre. Więc i tym razem nie odpuści pomocy, nawet jeśli chodziło o zakochania, a ona sama dalej była. Chociaż to nie była jej wina, wybrała zawód zamiast miłości, odpowiadało jej to, choć jak wracała do pustego mieszkania już nie było tak kolorowo. 
— Jesteś pewien swoich uczuć, tak? Mówię od razu na start. To, że się zakochałeś, a raczej zauroczyłeś w nim to nie jest nic złego. Każdy ma przecież prawo kochać. — powiedziała z lekką powagą, na co fioletowowłosy powrócił wzrokiem na kobietę.
— ... Tak, jestem pewien. Przecież przy nim jak serce bije mi wręcz jak nienormalne... To raczej jestem pewien, że nie chce, by był jedynie moim przyjacielem 

— Hm... Teraz ten złoty księżyc ma być... Może wtedy wyznasz mu to, co leży Ci na sercu? — delikatnie zmarszczyła brwi, choć niezbyt widocznie. Nie chciała, by chłopak się załamywał tym, co by powiedziała, dlatego wolała trzymać to w sobie. 

— Właśnie... Tak kompletnie z ciekawości, jeśli za trzy dni wychodzę ze szpitala, mogę wiedzieć kiedy Kaminari wychodzi? — kobieta przez chwilę milczała próbując wymyśleć pierwszą lepszą rzecz, ale nie mogła już tego dłużej ukrywać.

— O tym chciałam Ci powiedzieć... Kaminari... Kaminari nigdy stąd nie wyjdzie. Musi być pod stałą opieką lekarską przez jego duszności. To, czego wczoraj doświadczyłeś było jedno z mocniejszych jego ataków. Sam nie jest już w stanie funkcjonować. Ale jednak gdy wyjdziesz będziesz mógł go cały czas odwiedzać. Tylko nie mów niczego Denkiemu, ciągle wierzy w to, że wyjdzie i będzie mógł... Normalnie żyć, bez duszności. 

Hitoshi poczuł, jakby coś zaczęło ściskać jego klatkę piersiową. Że jednak nigdy nie spotkają się poza szpitalnymi ścianami? Jedyny dwór na jaki mógł z nim wychodzić to był... Dach? 

Nie mógł przyjąć tego do siebie. Stopniowo równie odpowiadał za to, że stan jego gwiazdki się pogorszył. 

— Cóż, przyjdę jutro — podniosła się z krzesła i podeszła do drzwi, ostatni raz spojrzała na chłopaka — Patrząc na Twoje wyniki badań z ostatnich dni polepsza Ci się. Niezmiernie mnie to cieszy. — wyszła z sali zostawiając go samego w środku. 

Kaminari nigdy stąd nie wyjdzie.

Ponownie się wzdrygnął przez samą myśl. Podszedł do okna i stanął przy nim spoglądając na radosne dzieci, które zadowolone bawiły się na śniegu. 
Jeszcze niedawno byłby tam Kami... — na samą myśl lekko posmutniał. Żadnemu ze swoich wrogów nie życzył takiego losu.
====
Joł, następny rozdział [ ostatni już niestety ] będzie nieco... smutniejszy? Cóż, jedyne co zdradzę to to, że to ostatni rozdział gdzie spotykamy się z naszą Asashi :((
Rozdział wejdzie... Gdzieś w niedzielę? Dopiero jutro po 18 zacznę pisać następny rozdział elektronicznie <3 
Bayooo 

A I NATUŚ, MI NET PRZESTAŁ DZIAŁAĆ XDDD
Kckc

= Historia z papieru = ShinKami Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz