wyprawa do czarnoksiężnika

24 1 2
                                    

Minęły trzy dni od rozpoczęcia podróży chłopaka. Ledwo co dotarł na wschodnią pustynię, a już miał ochotę się poddać. Był tam taki skwar że trudno byłoby wytrzymać bez przynajmniej dziesięciu galonów wody na dzień, a chodzenie w piasku nikomu by nie sprzyjało. Lecz chłopak postanowił sobie, że musi być silny! Nie może tak szybko upaść! 

Zapadła czwarta noc. Pustynia nie jest już taka gorąca, zrobiło się chłodno i przyjemnie. Chłopak z wyczerpania już nie wiedział co zrobić, dlatego postanowił zrobić sobie postój. Trzy dni chodzenia po gorącej pustyni dają swoje. Zaczął zauważać zmiany w swojej sylwetce. Może w końcu Barbara go zauważy? Na samą myśl się uśmiechnął, ale chwilę po tym usiadł na piasku i sprawdził mapę. Chatka wszechwiedzącej czarownicy Atsu była jeszcze strasznie daleko, a chłopak chciał chwilę odpocząć, dlatego rozbił obóz. Namiot nie był trudny do postawienia, śpiwór też. Zanim zasnął w swoim namiocie postanowił chwilę porozmyślać nad swoją miłością. Nie może się doczekać, aż jej kupi robuxy w celu oddania jej swojego serca. Z taką myślą zasnął spokojnie.

Następnego ranka obudził się do krzyku. Z impetem wstał i zaczął się rozglądać. Oczywiście, że nic nie ma w namiocie dlatego wyszedł. Zobaczył tam znajomego starającego się uspokoić swojego wielbłąda, z którego widocznie spadł. Mimo tego, że był znajomy nie wyglądał zbyt przyjaźnie. Był wysoki i dobrze zbudowany, do tego miał wielką ranę na pół twarzy, a jego kapelusz w formie rondla nadawał mu nutki tajemniczości. 

- ćpun?! czy ty wiesz która kurwa godzina jest?! wbijasz mi sie tu jak penis w masło, tutaj sie ludzie starają spać!! - oburzony wydarł się.

- sklej rurę jednokomórkowcu - odpowiedział zirytowany bez żadnych skrupułów. gdy w końcu uspokoił wielbłąda sam zapytał - a ty co tutaj właściwie robisz?

- pierwszy zapytałem, ale szukam kogoś, nie, właściwie to nie twój interes! - zaczął pakować swój namiot.

- dobrze wiedzieć. ja szukałem ciebie, nie ma kto wychodzić z moim pieskiem - pokazał kciukiem na jego ''pieska'', czyli trzymetrowego zmutowanego psa.

- ile razy mam ci powtarzać, że nie będę wyprowadzał tego Twojego ''psa'' - podkreślił ostatnie słowo - jeśli ci życie miłe, to lepiej wracaj. zakładam że nie masz za wiele wody, a moje zapasy się już kończą.

- nie, właśnie, dużo mam. jakby nie patrzeć, daleko jesteś. - o dziwo, zdążył wyciągnąć już telefon i odpalić brawl stars. 

- i ty nadal w to grasz?! zjeżdżaj mi z drogi palancie, nie mam czasu! - oburzony wyminął go - albo jednak, idziesz ze mną! ruszaj dupsko!

- ty to jednak zmienny jesteś - uległy ukeś ruszył za nim wsiadając na swojego wielbłąda i trzymając swojego kochanego pieska na smyczy. tak o to razem z jego dobrym kompanem wyruszył w jeszcze długą podróż.

yankes x dahuwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz