Minęło parę dni od powrotu Yanke$a z wschodniej pustyni, a przygotowania loduwy nadal trwały. Każdy wytrwale trenował swoje umiejętności bojowe i doskonalił oraz szlifował swoje moce... No, nie każdy. Yanke$ miał z tym problem. Po setnej próbie użycia jego mocy i również setnym nieudanym razie upadł na trawę na polanie, na której właśnie trenował. Zadyszany postanowił chwilkę odpocząć. Po chwili ciężkiego dyszenia mógł usłyszeć szelest zza krzaka. Mimo tego, że mogłoby by to być jakieś zwierzę, strasznie się zaniepokoił. Wstał i podszedł do źródła dźwięku. Zobaczył tam... Coś dziwnego. BARDZO dziwnego. Przecież niecodziennie widzi się zapłakanego furrasa który siedzi w krzaku, prawda? Brunet nie wiedział co o tym myśleć, więc stał w miejscu wiercąc wzrokiem równie cichego co on tajemniczego fetyszystę. Jednak, po dłuższej chwili postanowił się odezwać.
- Mogę Ci jakoś pomóc? - wymamrotał zakłopotany.
- NIE JESTEM DZIECKIEM!!!! - furry zaczął płakać głośniej.
- No i co zrobiłeś? - usłyszał głos zza drzewa, o dziwo znajomy.
- Huh? Czekaj... - brunet nie zdążył dokończyć zdania a zobaczył równie znajomą co głos sylwetkę wychodzącą zza drzewa.
- Cześć - powiedział tajemniczy mężczyzna.
- O... MÓJ BOŻE DIO!!!!!!!!!!! - od razu wydarł się Yanke$ uradowany na widok starego przyjaciela.
I pomyślicie sobie, kim on jest? Dio jakiś? To nie ten gościu z bajo jajo? Otóż nie tym razem. Był to średniej wielkości mężczyzna, na oko świeżo po osiemnastce. Miał czerwoną, bujną czuprynę, dziwnie przypominającą kolorem pióra, takie, jak u Ary. Ale nie był sam, był z nim oczywiście płaczący furras, dokładniej w stroju morskiego lisa, a gdzieś w koronach drzew można było dostrzec kolejnego mężczyznę, który z niewiadomych przyczyn miał na sobie okulary przeciwsłoneczne, a jego białe włosy przypominały futro psa rasy Coton de Tuléara.
- NIE WIDZIAŁEM CIĘ OD KIEDY DOSTAŁEM WYGNALI MNIE Z KLANU, STARY CO TY TU ROBISZ?! - pełen entuzjazmu wydarł się młodszy, chętnie by przytulił kolegę na przywitanie ale no homo.
- Aaaa... Przechodziliśmy obok razem z Bruh i tym czymś - pokazał palcem pełen obrzydzenia na płaczącego pod nim furry.
- JESTEM SZCZUKOLEK!!!! - wydarł się w odpowiedzi, w rezultacie dławiąc się własnymi łzami.
- Ta, nikt nie pytał - wymamrotał Yanke$ - W każdym razie, jak tam u was? - i tutaj zaczęła się rozmowa o wszystkim i o niczym. Trwała naprawdę długo, ale żaden z przyjaciół nie zdał sobie sprawy z tego, że stracili poczucie czasu i tak przegadali całe popołudnie.
- Ej, słuchaj Yanke$ - zaczął czerwonowłosy - Widziałem, jak się męczysz ze swoją mocą... - podrapał się po karku.
- O... No, i co?
- Wiem, kto Ci może pomóc. Wiem, że po tym jak opuściłeś klan długo się starałeś by zapanować nad mocą i nadal Ci to nie wychodziło...
- Huh? Niby tak, ale moja moc polega tylko na wzmacnianiu siły mojej i innych, nie powinna być jakoś strasznie trudna do opanowania... - uśmiechnął się z pożałowaniem do samego siebie w odpowiedzi.
- To nie tak. Słuchaj, na mojej podróży spotkałem kiedyś Mistrza Sztuk Magicznych. Poznajesz może imię Polski Izak? - spojrzał mu przeszywającym wzrokiem w oczy.
- Pare razy o nim słyszałem, jest jakimś opem? - odparł mrugając głupio.
- Wywodzi się z klanu magów, podobnie jak czarodziejka Atsu czy wiedźma Ajsza. Jest naprawdę dobry w tym co robi, mógłby Ci pomóc opanować Twoją moc! - zdeterminowany nachylił się trochę.
- A ty co, jakiś anime moment mi tu robisz? Pewnie, pójdę do niego, jak mi powiesz gdzie jest jego dom. - odsunął się lekko.
- Haha, sory - parsknął cicho - Jego dojo nie jest daleko, bo w krainie Luxury Strawberry Durexów.
- Aaa, tak blisko? - spojrzał na zachodzące już słońce - Wielkie dzięki za pomoc Dio! - odbiegł machając mu w stronę bazy ich loduwy, planując podróż do owego Mistrza Sztuk Magicznych już tej nocy.