Od samotnego obudzenia się w małej świątyni Pu Qi minęło już kilka dni i Książę Koronny Xie Lian coraz częściej wracał myślami do Najwyższego Ducha rangi Dewastacji i do ich ostatniej rozmowy.
Żył na tym świecie dostatecznie długo, żeby nie dziwiło go zachowania ludzi, a nawet bóstw, ale San Lang był wyjątkowy.
Dlaczego zainteresował się akurat moim towarzystwem, skoro ledwo się poznaliśmy? - zastanawiał się.
Może już wcześniej zwrócił uwagę na Księcia Koronnego? Przecież musiał coś o nim usłyszeć albo poznać... kiedyś. Lecz jak to było możliwe i dlaczego? Przecież od setek lat Xie Lian żył ze zbierania niepotrzebnych przedmiotów, skrawków i złomu. Czyż nie nazywali go "Śmieciowym Bogiem"?
W takim razie jak to się stało, że przez kilka dni tak znana we wszystkich trzech królestwach silna, bardzo silna istota spędzała z nim każdą chwilę i pomagała, jakby byli... dobrymi znajomymi? Nie wiedział, czy nazwanie go tak było odpowiednie.
Czasami słowa młodzieńca brzmiały odrobinę dwuznacznie, ale poza złapaniem go, kiedy spadał w dół Otchłani Grzeszników w Ban Yue oraz na Górze Yu Jun, gdy pomógł mu wyjść z sedana i poprowadził do świątyni Ming Guang, wydawał się trzymać na dystans.
Odpowiedni dystans - powtórzył w myślach.
Może jeszcze, kiedy wysysał z jego na dłoni jad Węża Skorpiono-ogonowego, wydawał się odrobinę zbliżyć do niego. Tak, w tamtym czasie coś w oczach San Langa było dziwnie przejmującego. A widoku zmartwionych oczu tego beztroskiego, wszystko wiedzącego młodzieńca, nie dało się łatwo wyrzucić z umysłu.
Xie Lian stanął pod drzewem z miotłą, którą zamiatał liście na małą kupkę i potarł miejsce pomiędzy brwiami. Wzrok San Langa, którym spoglądał na niego, tak bardzo różnił się od tego, jakim obrzucał każdego innego: Fu Yao, Nan Fenga, a nawet mieszkańców wioski Pu Qi lub kupców na pustyni. Była w nim życzliwość, szczerość i jakieś ciepłe, dawno zapomniane uczucie. Książę Koronny pomyślał, że dawno temu było kilka osób, które tak na niego patrzyły, ale aż tak wpatrzonych w niego źrenic było niewiele. Kilka... a może tylko jedna? Miał nieodparte wrażenie, że widział ten wzrok już wcześniej, ale to musiało być tak dawno, że zupełnie nie pamiętał gdzie i kiedy.
Na tego charakterystycznego i pełnego wdzięku chłopaka, nie sposób było nie zwrócić uwagi, co więc sprawiło, że nie mógł go sobie przypomnieć? Może dlatego, że był wysoko postawionym duchem i miał wiele twarzy, które zmieniał jak rękawiczki i niełatwo było poznać jego prawdziwą tożsamość?
Poza tym, San Lang, choć mógł robić cokolwiek, być z kimkolwiek, to towarzyszył akurat jemu. Nie było osób silniejszych od niego, może z wyjątkiem Jun Wu - samego Niebiańskiego Cesarza, mimo to tylko do jego osoby wydawał się odnosić z ogromnym szacunkiem. Czasami również z rezerwą, która tak bardzo kontrastowała z nim samym - prawdziwym pewnym siebie Najwyższym Królem Duchów. To wszakże on powinien czuć się najważniejszy i to wobec niego ludzie, a nawet bogowie powinni podchodzić z rezerwą. W końcu był prawdziwym Królem i z tego, jakie krążyły o nim plotki, to nie miał wrogów, bo wszyscy się go obawiali.
Dlaczego więc tak wyjątkowo traktował dawno zapomnianego Księcia Koronnego, z którego naśmiewały się całe Niebiosa?
Wojenny Bóg, którym Xie Lian ciągle był (mimo nowego przydomka - Boga Zbieracza), nie mogąc czegoś zrozumieć, albo wyrzucał to z umysłu, albo starał się znaleźć rozwiązanie i odpowiedzi na swoje pytania. W ciągu ośmiuset lat życia wiele było spraw, których usilnie nie chciał pamiętać, ponieważ "tak było łatwiej je znieść".
CZYTASZ
W poszukiwaniu Króla Duchów || HuaLian || OneShot (FF)
FanfictionOne Shot z Heaven Official's Blessing (Tian Guan Ci Fu) Jeśli "Ming Yi" nie wysłałby kolumny ognia, zwiastującej jego tragiczne położenie w jakim się znalazł, prosząc tym o pomoc, Książę Koronny Księstwa Xian Le prędzej czy później i tak odwiedziłb...