Chapter eleven

222 13 13
                                    


-Mare! Mare!-słyszałam głośne krzyki.

Otworzyłam oczy i ujrzałam Mię. Patrzyła na mnie z ulgą.

-Co, co się stało?-zapytałam półprzytomnie.

-Zaczęłaś krzyczeć, jakby działo się coś strasznego.-powiedziała z przerażeniem.

-Naprawdę?-przypomniałam sobie tą zimną istotę, ale postanowiłam nie wspominać o niej.

-Tak, myślałam, że dostałaś jakiegoś ataku czy coś.-odpowiedziała z troską.

-Zły sen. Idę się przebrać. Jestem cała spocona.-wstałam z łóżka, wzięłam ubrania i poszłam się przebrać.

Nie mogę przestać myśleć o tym jak on tam miał...Laurencie. Wszystko wydawało się takie prawdziwe. Jego dotyk wydawał się tak bardzo realny. Nie rozumiem. Skoro to był sen to dlaczego tak bardzo bolało jak wysysał mi krew? Dlaczego moja podświadomość musiała mi to zrobić? Powinnam komuś powiedzieć? Nie, to tylko sen. Na szczęście. 

Wróciłam do koleżanki i odpłynęłyśmy do krainy morfeusza. Nadszedł czas by udać się do tego piekła zwanego szkołą. Pożyczyłam Mii moje ubrania, zjadłyśmy śniadanie i wraz z moją siostrą udałyśmy się do szkoły. Dotarłyśmy na miejsce. Kaira pobiegła do swoich znajomych.

-Boli główka?-zaśmiałam się.

-Weź daj spokój. Najgorsze jest to, że jakimś cudem wszystko pamiętam.-odpowiedziała ze zmęczeniem.

-Miejmy nadzieję, że inny zapomnieli.-na te słowa podeszło do nas kilku starszych chłopaków.

-To jak Mia kiedy idziemy na następną imprezę? Czy wolisz od razu pójść na basen?-zapytał jeden ze śmiechem.

Ja się  z trudem powstrzymałam się od śmiechu, a Mia zwinnie ich wyminęła i wściekłym tępem przekroczyła próg budynku. Z uśmiechem pobiegłam za nią.

Lekcje minęły spokojnie. Mia pomagała w bibliotece, więc musiałam sama wrócić do domu. Szłam przez szkolny plac powoli z uśmiechem na twarzy. Mój uśmiech zniknął gdy przede mną pojawił się Edward.

-Jak Mia?-zapytał z lekkim uśmiechem.

-Poza bólem głowy i spojrzeniami innych to jakoś się trzyma.... Co cię do mnie sprowadza?-zapytałam zaciekawiona.

-Chciałabyś może pójść ze mną w pewne miejsce?-zapytał patrząc mi głęboko w oczy.

Jego tęczówki z czarnych stały się brązowe. Jego spojrzenie było takie przyjemnie hipnotyzujące. Nie potrafiłam się mu oprzeć. Ich głębia sprawiała, że chciałam się w nie wpatrywać i poznawać je bardziej. Jeżeli jego oczy byłyby smakiem lodów byłyby moim ulubionym, jeżeli byłyby piosenką słuchałabym jej cały czas, jeżeli książka czytałabym tylko ją. 

Motyle w moim brzuchu chciały wręcz rozszarpać mnie od środka. Moja policzki stały się tak czerwone jak słońce, gdy zachodzi. Jednak mimo tego, że byłam na sto procent pewna, że ludzie, którzy przechodzili obok nas patrzą się i uśmiechają się to nie chciałam przerywać tej chwili. Ani on, ani ja. Choć moglibyśmy. Czułam się taka bezpieczna. 

Normalnie odwróciłabym wzrok i odeszła, ale nie mogłam. Większa część mnie chciała stać i łączyć nasze oczy w jedną wspólną całość. Ta mniejsza, rozsądniejsza część mnie chciała uciec. Z każdą sekundą ochota ucieczki malała. Dlaczego nikt nigdy nie spojrzał na mnie tak jak Edward w tym momencie?

-Tak.-odpowiedziałam szybko i bez namysłu. 

Powoli rozłączyliśmy nasze spojrzenia. Chłopak posłał mi prześliczny, szczery uśmiech. Delikatnie odwzajemniłam gest. Edward złapał moją dłoń i zaczął biec, śmiejąc się przy tym. 

Zaprowadził mnie do lasu. Gdy wkroczyliśmy do niego spokojnie i delikatnie puścił moją dłoń. Zieleń wyglądała cudownie. Rozglądałam się ze zdumieniem.

-Widzę, że ci się podoba.-powiedział z uśmiechem.

Pokiwałam głową. Szliśmy cudowną dróżką. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Dowiedziałam się trochę o jego rodzinie, zainteresowaniach i znajomych. Ja również opowiedział mu o moim życiu. Słuchał mnie z taką uwagą i zaciekawieniem, że uśmiech sam wkradał mi się na twarz. Mimo tego, że znam Edwarda bardzo krótko poczułam, że mogłabym mu zaufać. 

Dotarliśmy na niewielką polanę. Otaczały ją zielone drzewa. Cała łąka była wypełniona niebieskimi, białymi i fioletowymi kwiatami. Chłopak zatrzymał i rozejrzał się badawczym wzrokiem. 

-Tu jest magicznie.-powiedziałam.

-Też tak sądzę, a teraz chodź.-mówiąc to złapał moją dłoń.

Usiedliśmy na środku łąki. Byliśmy blisko siebie. Nigdy nie czułam się bardziej bezpieczna. Głośno rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Nagle znowu na mnie spojrzał. Tą samą głębią co pod szkoła. Teraz byliśmy sami. Tylko ja i on. Gdy nasze spojrzenia ponownie łączyły się w jedną wielką całość, ptaki śpiewały, a pojedyncze zwierzęta żyły w swojej harmonii. 

Wszystko było takie idealne. Czułam się jak w książce. Podobało mi się to uczucie. 

Chłopak zaczął powoli się do mnie zbliżać. Mogłam go odepchnąć, ale nie chciałam. Nie powinnam mu na to pozwolić, a jednak to robiłam. W końcu nasze nosy się zetknęły. Edward połączył nasze usta, tak jak nasze oczy, w całość. Ten pocałunek był moim pierwszym. Chłopak całował mnie z taką troską. Robił to tak delikatnie. Bał się, że mnie skrzywdzi. Oddałam pocałunek z równie głębokim uczuciem. Z każdą chwilą czułam się szczęśliwsza. Delikatność Edwarda sprawiła, że moje policzki zaczęły przybierać czerwoną barwę. Żadne z nas nie chciało przerywać tej chwili. 

Po długiej chwili odsunęliśmy się od siebie. Nasze czoła się stykały. Patrzyliśmy się na siebie z uśmiechem. Usłyszeliśmy głośny szelest. Odskoczyliśmy od siebie. Nagle na polanie pojawił się on.

Dlaczego on? Dlaczego teraz?

Wampirze Dziedzictwo   || Edward CullenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz