*Vincent*
Wyjąłem butelkę z wodą z lodówki, aby po chwili wrócić do pokoju, gdzie Liv sobie spokojnie spała. Uśmiechnąłem się, kiedy usłyszałem to, jak cicho sobie mruczy pod nosem. Po chwili z powrotem położyłem się na miejscu obok niej, po czym na nią spojrzałem. Minęły dwa miesiące, od kiedy Liv tutaj z nami mieszka. Nie przeszkadza to ani mnie, ani Martinowi. Wręcz przeciwnie. Oboje się cieszymy z tego, że ona z nami tu mieszka. Jest dużo zabawniej, od kiedy ona tu jest. Podniosłem dłoń, aby odsunąć z jej twarzy kosmyk rudych fal za jej ucho. Zauważyłem to, jak się uśmiechnęła, po czym odwróciła na lewy bok. To w tym momencie zobaczyłem nieco większe kły, niż miała zazwyczaj. Nagle się do mnie, a ja chciałem sprawdzić to, czy aby dobrze coś takiego dostrzegłem. Ta jednak mi na to nie pozwoliła i mocniej się wtuliła w zgięcie mojej szyi.
Co to było? Kły jej urosły? Szerzej otworzyłem oczy. A co jeśli? Nie! Nie podejmuj pochopnych wniosków. Najpierw sprawdź wszystkie swoje dokumenty i badania. Spojrzałem na dziewczynę, aby w kolejnej chwili złapać za jej rękę i sprawdzić puls, jednak ta ją natychmiastowo zabrała. Odwróciła się do mnie plecami, po czym zwinęła w kulkę. Przyłożyłem do czoła dłoń, którą miałem zaciśniętą w pięść, aby w kolejnej chwili wyrzucić z płuc nadmiar powietrza. O co ja ją podejrzewam? Przecież to niemożliwe. Im dłużej sprawdzam moje wszystkie dokumenty o istotach nadnaturalnych, tym coraz mniej w nie wierzę. Może one jednak nie istnieją, a ja już powoli popadam w paranoję przez to wszystko, czego się kiedykolwiek naczytałem?
*Olivia*
Przeciągnęłam się ospale, kiedy to zostałam porażona światłem, które się odbiło do szyby. Odwróciłam się na drugi bok, aby przytulić Vincenta, ale nie było go w łóżku. Uniosłam się na łokciach, aby rozejrzeć się po pokoju, jednak nie było go w pomieszczeniu. Powoli się podniosłam na łóżku, po czym wstałam. Ruszyłam do drzwi, aby w kolejnej chwili wyjść na korytarz. Moich uszu doszła rozmowa, która toczyła się w kuchni. Zatrzymałam się przy ścianie, kiedy usłyszałam to, iż głównym tematem jestem ja.
— Co cię nagle napadło, Vincent? — Usłyszałam Martina.
— Nie wiem. Paranoja chyba, bo już naprawdę przestaję rozumieć niektóre rzeczy. Ze wszystkim nachodzą mnie jakieś wątpliwości. — Wytłumaczył, a w tym samym czasie usłyszałam głuche uderzenie. — A to za co było? — Martin musiał go chyba uderzyć.
— Weź ty się ogarnij... — Powiedział, a przy tym chyba się oparł o blat. — Przez te twoje badania nad istotami nadnaturalnymi, czy cholera wie jakimi, stracisz w końcu Liv. Nie wiem o co ci nagle chodzi. Nie rozumiem. Wariujesz już przez to. Powiem ci to dokładnie. LIV. JEST. CZŁOWIEKIEM. — Wzdrygnęłam się na jego słowa.
Vincent coś podejrzewa? O nie, niedobrze. Bardzo niedobrze. Ale jak on? Zauważył, że w nocy wychodzę, aby się pożywić?
— A co jeśli... — Zaczął chłopak, a ja opuściłam wzrok.
Czyli co, będę go musiała opuścić dużo wcześniej, niż zamierzałam. Spuściłam głowę, ale wtedy usłyszałam to, co mówi Martin.
— Vincent... — Usłyszałam skrzypnięcie krzesła. — Liv stoi za ścianą... — Wzdrygnęłam się na jego słowa, po czym spojrzałam na tę dwójkę.
Blondyn zwrócił na mnie wzrok zaniepokojony, a ja po prostu wróciłam do pokoju. Usłyszałam to, jak mnie zawołał. Podeszłam do torby, aby w kolejnej chwili zabrać sobie jakieś ubrania. Dzisiaj książka ma trafić do księgarni, a ja mam tam być, żeby dawać autografy. Zaczęłam się przebierać, a przy tym założyłam na siebie, jak długą spódnicę. Na górę założyłam szary, obcisły golf, a na niego kamizelkę, która była w szachownicę. W pewnym momencie poczułam to, jak ktoś mnie nagle przytulił od tyłu.
— Przepraszam, Liv... — Odezwał się Vincent, a ja lekko odwróciłam wzrok. — W nocy, gdy się obudziłem, miałem wrażenie, jakby urosły ci kły. Wyciągnąłem pochopne wnioski. Przepraszam, naprawdę. — Spojrzałam na niego kątem oka.
Odwrócił mnie do siebie, aby w kolejnym momencie unieść lekko moją twarz. Widziałam skruchę w jego oczach i poczucie winy.
— Głupek... — Powiedziałam, po czy wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
Zaśmiał się cicho, po czym przeczesał palcami moje włosy.
— Twój głupek... — Parsknęłam cicho pod nosem. — Ładnie wyglądasz. Gdzieś się wybierasz? — Zapytał, a ja się od niego odsunęłam.
— Dzisiaj moja książka trafia do księgarni. Mam tam być, bo jest spotkanie z autorką i dawać autografy w książkach. — Uśmiechnął się.
— Może ci potowarzyszyć? — Zaproponował, a ja złapałam go za rękę.
— Nie chcę ci zabierać dnia wolnego... — Pokręcił głową, po czym objął moją twarz dłońmi.
— A ja chcę w końcu spędzić cały dzień z dziewczyną, którą kocham... — Pochylił się, aby w kolejnej chwili ucałować moje wargi.
Zaśmiałam się, a do drzwi zapukał nie kto inny, jak Martin.
— To co, randka w księgarni? — Zaśmiał się, co zawtórowałam ja i Vincent.
— Tak, ja, Vincent i jeszcze kolejne tysiąc osób czytających moją książkę... A! Zapomniałabym! — Podeszłam do swojej torby, gdzie schowałam coś dla Martina. — Udało mi się zdobyć dla ciebie pierwsze wydanie. — Uśmiechnęłam się do niego, a przy tym podałam mu książkę.
Przytulił mnie, a przy tym się zaśmiałam.
— Chodź z nami, Martin. Zostaniesz sam, jak wyjdziemy. — Powiedział blondyn, a czarnowłosy kiwnął głową.
— Zacznę czytać później... — Skinęłam głową, że rozumiem.
Po jakichś dwudziestu minutach wyszliśmy z mieszkania, aby w kolejnej chwili wsiąść do mojego auta. Uparłam się, że ja prowadzę, bo tylko ja wiem do jakiej księgarni mamy jechać. Przez większość drogi rozmawialiśmy o tym, co będę tam robiła.
— Chcecie wiedzieć, jak to wygląda? — Kiwnęli głowami, a ja westchnęłam załamana. — Będę się załamywać przez najbliższe cztery godziny, popijać kawę i podpisywać książki. Plus jeszcze będę musiała słuchać gadaniny każdej osoby, która jest moim fanem. Po tym dzisiejszym spotkaniu, to ja będę miała dosyć ludzi przez najbliższe dwa tygodnie. — Oboje się zaśmiali na moje słowa.
— Tak właściwie to, nie powinnaś nosić okularów? — W taki oto sposób przypomniałam sobie o tym, że nie nosiłam ich przez ostatnie dwa miesiące.
— Teoretycznie powinnam, a praktycznie nie muszę. — Chyba nie zrozumieli. — Nosiłam zerówki, żeby mnie nikt na ulicy nie rozpoznał. — Kiwnęli głowami, że teraz rozumieją.
Zatrzymałam się pod księgarnią, gdzie już widziałam kolejkę, która prowadziła do stolika, przy którym będę siedziała przez najbliższe kilka godzin. Niby wampiry nie mogą umrzeć, ale dzień, kiedy to wychodzą moje książki, są najgorszymi i coś czuję, że naprawdę po dzisiejszym dniu zejdę. Ruszyliśmy w kierunku księgarni, jednak zatrzymałam się, kiedy usłyszałam za sobą znajomy głos.
— Hej, Livia... — Wzdrygnęłam się, kiedy usłyszałam ten głos.
Martin i Vincent się odwrócili, a ja zaraz za nimi.
— Mera... — Uśmiechnęła się do mnie, a ja na jej widok zmarszczyłam brwi.
CZYTASZ
Child Of The Night
VampireSiedemdziesiąt dwa lata minęły, od kiedy straciłam swojego ukochanego. Tamtego dnia zostałam przemieniona, a do dnia dzisiejszego, spłacam za to dług. Wolałam wtedy umrzeć, ale nie pozwolono mi. UWAGA W książce występują: - wulgaryzmy - sceny +18...