-Nevermoor...- powiedziałam sama do siebie
Niegdyś uznawana za wspaniałą oraz urzekająca krainę, która była bezpieczna dla każdego obywatela.
-Uznawana...- powtórzyłam znów, jakby to słowo już nie miało takiego znaczenia jak kiedyś.
Teraz to miejsce było inne, nie takie jak sobie wyobrażałam.
Czuć było w tym niepokój, strach i przerażenie.
Docierając na stację parasokolejki miałam na rękach gęsią skórkę oraz chwilowe dreszcze przechodzące przezemnie jak fale mórz, oceanów.
W ręce trzymałam granatową parasolkę z srebrnym uchwytem, wyżłobionymi na niej kwiatami.
Spoglądałam na nadciągający szary haczyk wiszący na niewidzialnej nitce. Jednym ruchem parasolki się zachaczyłam.
Jazda parasolejką nie była jakoś dla mnie straszna, ciekawe doświadczenie patrząc z góry na mniejsze o parę centymetrów osoby, a raczej kropeczki.
Niektórzy uważają, że jest to coś strasznego, bo jednak w każdej chwili może się urwać linka, jednakże ja nie nie myślałam o tym ani się nie bałam.
Jednym z powodów odwiedziny Nevermoor'u był znany każdemu jedyny w swoim rodzaju, wychwalany na parę stron gazet Hotel Deukalion, który miałam za zadanie odwiedzić oraz pomóc w wyborach różnych mebli do pokoju, dań itd.
Kochałam podróże i co najważniejsze miejsca, w których się znajdowałam.
Wszystko zapisuje sobie w małym notatniku, który zawszę mam w prawej kieszeni garnituru.
Ujrzałam kolejną stację, na której wysiadałam.
Odhaczyłam parasolkę i wyszłam z tego magicznego miejsca.
Chwilę później dotarłam przed niezwykły hotel, który jak się potem okazało był spory.
Spiełam swoję blond-fioletowe włosy w kok, a następnie przeszłam przez złote obramowanie drzwi z przezroczystymj szybami.
Środek był olśniewający - hala była ozdobiona pięknymi kolorowymi fotelami, a na suficie widniał wielki imponujący żyrandol.
Podeszłam spokojnie do recepcji gdzie zastałam miłą obsługę...
Była to młoda w moim wieku zapewne kobieta nalewająca sobie herbaty rumiankowej.
Po odłożeniu filiżanki uśmiechnęła się do mnie i spytała
-Witam chciałaby Pani zarezerwować pokój?- spytała otwierając dziennik
-Nie dziękuję ja jestem w sprawie pracy, a raczej zatrudnił mnie niejaki...-wyjełam obracając się dookoła karteczkę z imieniem osoby prowadzącej hotel
-North Jupiter...- powiedziałam na głos
-Skoro tak mówisz to korytarzem prosto do windy, piętro 54, gabinet po lewej - po tych słowach wypiła łyk herbaty
Odeszłam od recepcji, nacisnęła złoty przycisków i weszłam do windy przyciskając 54 piętro
Gdy wkońcu wyszłam z windy rozglądnęłam się po bardzo dużym korytarzu - nie rozumiałam czemu tak hotel został zbudowany, ale po chwili usłyszałam tupot łap i krzyk dziewczynki : szybciej Fenia!
Zza ściany ujrzałam wielkiego szarego kota, a na grzbiecie ciemnowłosą dziewczynkę, która mnie nie zauważyła.
Kot biegł w moją stronę, a ja kompletnie nie wiedziałam co zrobić. W niespodziewanym momencie ktoś otworzył z hukiem drzwi i krzyknął : Morysiu!
Kot usiadł w szybkim momencie, a dziewczynka przeleciała nademną i wleciała prostu do ozdobnej doniczki.
Podeszłam do dziewczynki pytając się czy nic jej nie jest, na co ona popatrzyła się na mnie ze zdziwieniem.
Mężczyzna wyszedł z swojego pokoju i wyciągnął pomocną dłoń w stronę dziewczynki.
-Morysiu ile razy ja Ci mówiłem byś nie biegała z Fenią-
-Jupiterze nic mi nie jest- oznajmiła wyciągając z włosów parę zielonych listków
Byłam w dziwnej sytuacji, jednak imię Jupiter brzmiało dość znajomo.
Wyciągnęłam z kieszeni małą wizytówkę, którą dostałam w liście z próbą o pomoc...
-Pan North- powiedziałam cicho odczytując nazwisko na kartce
-Tak?- odwrócił się do mnie w starszym wieku mężczyzna i bujnej rudej brodzie i włosach, chodził w granatowym długim garniturze.
-Dostałam od Was wizytówkę-
-Wizytówkę?-spytał się zdziwiony Jupiter,po czym dotknął się czoła i skierował pytanie do czarnowłosej dziewczynki
-Morysiu przypomnij mi proszę od kiedy my wysyłamy wizytówki do nieznanych mi osób?- zmrużył oczy
-Nikomu nigdy nie wysyłasz Jupiterze żadnych wizytówek...- oznajmiła zdziwiona dziewczynka
-To powiedz mi proszę czy to jakiś głupi żart, że wysyłam jakiejś dziewczynie wizytówkę, którą nie zrobiłem nawet-uśmiechnął się zirytowany zabierając mi ją i przeglądając się niej.
-Myśli Pani, że można tak poprostu wejść do mojego hotelu, jeszcze na moje piętro i podawać mi jakąś malutką nic nie wartą karteczkę?- oburzył się North
-No to niech mi Pan powie po co wysyłacie takie oto karteczki i wmawiacie, że potrzebujecie pomocy?!- obroniłam się
-Pomocy? Jakiej pomocy?! Mamy Martę i inne osoby, które napewno by na to zareagowały-
-To niech Pan sobie to odczyta i mi wyjaśni w czym jest problem!- dałam mu do ręki kawałek kartki
Pan North zmrużył oczy, przeczytał dokładnie karteczkę przesuwając palcem każde słowo
-To napewno nie ten hotel- oznajmił wrzucając ją do kosza
Spoglądał na mnie od dołu do góry, po czym oznajmił:
-Czym Pani się specjalizuję?- spytał spoglądając na parasolkę z srebrną wroną
Kiedy chciałam odpowiedzieć zauważyłam na twarzy bladość
-Pani z Towarzystwa jest prawda?- poprawił krawat
-Spoglądnął na moją parasolkę, którą trzymałam.
Podniosłam ją do góry, na obrączce ukazał się prawdziwy kruk, który zawszę mi towarzyszył podczas przeróżnych spotkań.
Oparł się on o moje ramię, a Pan North odrazu to skomentował.
-Niesamowite, jest Pani z towarzystwa Krukonów, mało co spotykanego w Nevermorze-
Przy tej całej sytuacji mniejsza odemnie dziewczynka zaczęła dość dziwnie się przyglądać swojemu opiekunowi
-Przepraszam za to...- oznajmił
-Doprawdy?- spogląnęłam na niego z uniesioną jedną brwią
Morrigan proszę Cię byś odprowadziła Panią...- nie dokończyłam oczekując imienia
-Carmen-powiedziałam zamykając parasolkę
-Panne Carmen odprowadziła do holu, gdzie dostanie klucz do pokoju
Dziewczynce otworzyła się z niedowierzania buzia...
- A może ja nie chcę tutaj zostać?- oznajmiłam, gdy kruk usiadł na moim ramieniu przyglądając się Panu Northowi.
- Myślę, że zmienisz zdanie jak zostaniesz na chwilę, zapewniam Panią- uśmiechnął się pokazując elegancki korytarz
-A jak mi się nie spodoba?- spytałam spoglądając na mojego urodziwego kruka
-Może się założymy?- uśmiechnął się podstępnie
- Hmm...ja z towarzystwa Krukonów i ty z Wunderowego?
-Dokładnie, więc jak sądzisz? Jeśli ja wygram to ogłosisz przy wszystkich, że hotel Deukalion jest jednym z lepszych w jakich byłaś, ale też uczestniczysz jako gość w jednym z spotkań...- podał dłoń
-Ale jeśli ja wygram to przywłaszcze sobie jedną z twoich książek oraz powiesz, że moje towarzystwo jest lepsze od twojego, zgoda?- oznajmiłam, wiedząc na co się piszę.
Uściskaliśmy oboje ręce i z wściekłością odeszlismy w przeciwnych kierunkach
Dziewczynka spogląnęła na Jupitera i pobiegła w moim kierunki.
Weszliśmy do windy, a kruk zmienił się znów w ozdobę na mojej granatowo- srebrnej parasolce.
-Każdy ma takiego kruka w Pani Towarzystwie?- spytała zachwyconym głosem dziewczynka
-Jasne- oznajmiłam biorąc oddech, po czym spoglanęłam na jej broszkę w kształcie "W"
-Ty pewnie w Towarzystwie Wunderowym co nie?-
- Tak to jest najlepsze Towarzystwo- powiedziała zachwycona
-Czyżby?- znów podniosłam brew
-Jest nieźle, jakoś umiem dość dużo rzeczy-
- Napewno, a umiesz tak?- spytałam wyciągając dłoń, w której powoli powstał kwiat.
- Nie widziałam czegoś takiego- oznajmiła przyglądając się pięknemu kwiatu.
-Niezwykłe co nie?- spytałam, po czym zamknęłam swoją dłoń .
-Napewno byś więcej się nauczyła niż tutaj- uśmiechnęłam się wychodząc razem z Morrigan z windy
-Być może, ale...-
-Jupiter zawsze będzie taki marchewko- uśmiechnęła się cicho
-Znałaś go?- spytała zdziwiona patrząc się na mnie i idąc przedemną.
-Nie twoja sprawa- oznajmiłam poważniejszym głosem kierując się po kluczyk do pokoju.
-Poproszę klucz do pokoju- powiedziałam podając rękę
- Pani jest z tego Towarzystwa?- spytała kobieta
- Czyli jakiego?- spytałam się zdziwiona, kiedy Marchewka zabrała klucz z numerem pokoju
- Ehm tego kruka?- spytał spoglądając na Parasolkę
- Nie, nie jestem, ale dziękuję za kluczyk- powiedziała zabierając go od Marchewki
-Ej, poczekaj zaprowadzę Cię do pokoju!- krzyknęła Marchewka
- Dobrze prowadź marchewko- uśmiechnęłam się wpatrując się nadal na przypinkę W
- Po pierwsze nie jestem Marchewka tylko Morrigan, a dla przyjaciół Morysia, ale ty nią jak narazie nie jesteś - uśmiechnęła się wciskając guzik do otwarcia windy
-No dobrze Morysiu...- powiedziałam uśmiechnięta, wciskając piętro na, którym mam pokój.
Dziewczynka tupnęła nogą ,a ja się zaśmiałam wychodząc z windy
-Pokój numer 56 - oznajmiłam jej, a Morrigan pobiegła w stronę korytarza, a ja za nią...
-Twoje walizki, które zostawiłaś są już w pokoju, jest tam kominek, więc powiedziała wchodząc do pokoju i krzycząc na cały głos: ROZGOŚCIĆ SIĘ!
Morrigan rzuciła się na wielki fotel, który był tak miły w dotyku, że na chwilę zmrużyła oczy.
Uśmiechnęłam się w kierunku dziewczynki, po czym stwierdziłam, że spytam ją apropo paru rzeczy:
-Powiedz mi Morysiu- oznajmiłam miło
-Morrigan - powtórzyła
-Dobrze Morrigan...-odpowiedziałam nalewając herbatę, która już czekała na stole
-Jesteś bratanicą Jupitera?- spytała
- Nie Pani sprawa...- uśmiechnęła się wiedząc, że nie będę z tej odpowiedzi zbytnio zadowolona.
-Dobra, więc pójdźmy na kompromis...-
- Ty powiesz mi co Cię łączyło z Jupiterem, a ja opowiem skąd się tutaj wzięłam jasne?- uśmiechnęła się Morrigan wypijając moją herbatę
-Jesteś bardzo nie kulturalna, Jupiter Cię źle wychował...- oznajmiłam
-Napewno lepiej niż wcześniejsza rodzina- powiedziała cicho, jednak to usłyszałam
- Jesteś osierocona?- spytałam zdziwiona
-Tak jakby...rodzina mnie nie chciała, napewno już o mnie zapomniała - odłożyła porcelanową filiżankę
- Przykro mi Morrigan- powiedziałam cicho
-Jupiter oferował mi dom, w którym się świetnie czuję, jest moim opiekunem, który wierzył we mnie cały czas i mówuł bym się nie poddawała- oznajmiła biorąc kruche ciasteczko
- Wiesz co Morrigan jesteś niezwykła, na pierwszy rzut oka wydawałaś mi się niemiłą i arogancką dziewczynką, ale się myliłam - Jupiter i ty jesteście idealnym połączeniem.
- Odpowiesz mi o Jupiterze skoro już o sobie powiedziałam?- spytała
- Myślę Morrigan, że nie powinnaś zbytnio dużo o nim wiedzieć...-
-Obiecałaś, opowiedz, mi nigdy nie mówił o swoje przeszłości,a tak to mogę się od ciebie dowiedzieć chociaż- uśmiechnęła się
- Umówmy się, że będziesz do mnie codziennie na chwilę w nocy przychodziła, będę opowiadać Ci coś o czym napewno nie wiedziałaś-
- Powiedz mi dzisiaj, mogę cały dzień słuchać, miał napewno wiele przygód- powiedziała trzymając mnie za rękę
- Masz rację zdcedywanie Morrigan- oznajmiłam
- Mogę Ci powiedzieć nieco o nim, ale jutro musisz przyjść - uśmiechnęła się
- Jupiter North napewno niezbyt mnie pamięta... znaliśmy się chwilę, ale to wszystko się zmieniło, gdy moja rodzina chciała mnie odciągnąć od Towarzystwa Wunderowego, dlatego też zostałam przydzielona gdzie indziej...
-Czemu on Cię nie pamięta?- spytała zaciekaiwona
-Niestety, ale to już na jutro historia- uśmiechnęłam się wypijając łyk herbaty
- Nie proszę...- przytrzymała moją dłoń Morrigan, a ja odruchowo wstałam.
-Jesteś taka sama jak North idź sobie- powiedziałam otwierając drzwi
Morrigan to zdziwiło, ale wyszła...
-Nie nazywaj mnie nigdy Morysią! - powiedziała rozczarowana uciekając z pokoju
Zamknęłam drzwi, otworzyłam walizkę i poszłam się wykompać w srebrnej wannie.
zdjęłam wszystkie ubrania i zanurzyłem się po czubek nosa w wielkiej pachnącej lawendą pianie, przetarłam oczy i włosy umyłam po czym na chwilkę zamknęłam oczy...
W jednej chwili ujrzałam Jupitera, który podawał mi dłoń, ale nie mogłam jej dosięgnąć, gdyż rodzina mnie od niego odciągała.
Krzyknęłam otwierając szybko oczy, a następnie wyszłam już orzeźwiona z Wanny.
Wysuszyłam włosy, przebrałam się w zwykłą piżamę bez żadnych błyskotek - była to poprostu srebrna bluzka na ramiączkach oraz granatowe spodenki.
Moje kręcone po kąpaniu blond włosy opadały mi na ramiona.
Wyszłam z łazienki i pokierowałam się w kierunku balkonu.
Otwierając go poczułam orzeźwiający wiatr, który dziwnie kojarzył mi się z połączeniem cytryny i mięty - nie wiem czy to zasługa hotelu, ale wiedziałam, że mogę przegrać zakład.
Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam do siebie patrząc się też na miasteczko - Witaj Nevermoor wróciłam....
CZYTASZ
Powrót do Nevermoor
Fantasy-Nevermoor...- powiedziałam sama do siebie Niegdyś uznawana za wspaniałą oraz urzekająca krainę, która była bezpieczna dla każdego obywatela. -Uznawana...- powtórzyłam znów, jakby to słowo już nie miało takiego znaczenia jak kiedyś. Teraz to miejsce...