Rozdział 5

40 2 1
                                    

Strach to rzecz ludzka, która nawet i dorosłym się zdarza.
Strach, który mnie dopadł ujawnił się po spotkaniu z tajemniczym mężczyzną.
Nie wiem kim był, chodź zamierzam się tego dowiedzieć.
Minęły trzy dni od zdarzenia, które wybiło mnie z rytmu.
Codziennie podchodziłam z samego rana do recepcji i pytałam się czy przypadkiem nikt nie widział dziwnego mężczyzny z blizną.
Niestety i tym razem dostałam tą samą odpowiedź :
- Nie Panno Clark - odparła zgodnie z prawdą kobieta.
- Przecież cały czas był w waszym hotelu, widziałam go, więc jakim cudem go nie ma? - położyłam dłoń na marmurowym, białym blacie i zdenerwowana, zaczęłam paznokciami wystukiwać rytm.
A może ta karteczka Pani coś podpowie? - spytałam nie kryjąc urazy do kobiety.
Wyciągnęłam, trochę już zniszczony kawałek papieru, który w tamtym dniu powierzył mi tajemniczy mężczyzna.
Kobieta kiwnęła jedynie sprzecznie głową, a ja rozpaczona odeszłam od recepcji.
Musiałam na chwilę odpocząć, codzienne chodzenie po hotelu w poszukiwaniu mężczyzny nie było łatwą sprawą.
W każdym momencie mógł znajdować się gdzie indziej.
Ja mogłabym być w holu, a on może na samej górze?
Nie umiałam tego przewidzieć, nie miałam takiego daru jak inni członkowie mojego kruczego towarzystwa.
Skierowałam wzrok na mały, przytulny kącik, znajdujący się obok recepcji.
Usiadłam na fioletowym fotelu, który znajdował się tuż przy rozgrzanym kominku.
Zamknęłam oczy, a następnie oparłam się.
Fotel był bardzo wygodny, do takiego stopnia, że poczułam się lepiej, bardziej bezpiecznie niż przed chwilą.
Zaczęłam rozmyślać nad tym co zrobić.
- Czy nie lepiej byłoby się poddać? - nagle znany głos przeleciał mi przez głowę.
- Co? - skierowałam wzrok na sąsiednią, w odcieniu turkusowym kanapę.
Na niej zastałam Jupitera.
- Oh to tylko ty, myślałam, że to ktoś inny - odparłam nijakim tonem.
- Widzę przecież, że coś Cię trapi? Wszystko dobrze z tobą?
- Tak, a czemu miałoby nie być? czuję się znakomicie - powiedziałam pewnie, chodź w głębi duszy okłamywałam samą siebie.
- Coś mi się niestety nie wydaje, niech pomyśle tylko czemu...- dotknął swej bujnej rudej brody, udając zamyślonego.
- Ah tak! Od trzech dni bardzo dziwnie się zachowujesz w stosunku do Morrigan.
Ciągle widzę, że omijasz ją, a bardzo Cię polubiła.
- Przepraszam North, ale nawet przez myśl mi nie przeszło, że Morrigan może być urażona z tego powodu. Ja po prostu od paru dni nie jestem sobą - westchnęłam ciężko, zakrywając twarz.
- Wiesz co? Mam idealny pomysł byś się zrelaksowała - odparł cicho.
- Jupiter nie mam czasu na jakieś bzdury - burknęłam w jego kierunku.
Mężczyzna wstał z kanapy i podał w moim kierunku dłoń.
Spojrzałam na niego arogancko, a on z uśmiechem powiedział:
- Chyba mi ufasz? Dawni przyjaciele na wieki, nie pamiętasz tego?
- To była przeszłość North, zmieniłam się i nie mam czasu na takie zabawy...
- Może i masz rację moja droga, ale teraz jest teraźniejszość, którą możesz zmienić na lepsze, nie musisz być taka jak tamci, tylko proszę Cię zaufaj mi...
Wzięłam głęboki wdech, podniosłam się z niechęcią i odparłam smutniejszym tonem :
- Nie mogę Ci ufać Kapitanie, ale jako dawna przyjaciółka popłynę tam, gdzie wytyczysz rejs - z ostrożnością położyłam swoją dłoń na jego.

Minęła chwila, a my już znaleźliśmy się na 54 piętrze.
Przeszliśmy kolejny korytarz, który znajdował się dalej od pokoju Jupitera.
Poszliśmy w lewo, a potem mężczyzna stanowczo stanął przy żółtych drzwiach.
- Kogo to pokój? - spytałam niepewnie.
- Jak wejdziemy to zobaczymy - położył dłoń na klamce i otworzył drzwi.
- Panie przodem - uśmiechnął się, a ja ostrożnie weszłam do środka.
Nic tutaj nie było.
Był to pusty, ciemny pokój.
Nie było tutaj okien, ani żadnych mebli.
- Jupiterze, co to ma znaczyć?
Jeśli takim sposobem, chcesz mi poprawić humor, to powiem Ci, że to wcale nie pomogło.
- Poczekaj chwilę - odparł, zamykając drzwi.
Pomieszczenie było zbyt ciemne bym już cokolwiek zobaczyła.
- Jupiter, to nie jest śmieszne! - krzyknęłam stanowczo, gdy ten złapał mnie za rękę.
- Chwila i...
Nie dokończył zdania.
Pokój już nie był taki jak wcześniej.
Wokół nas pojawiły się małe, kolorowe światełka, przypominające świetliki.
Zaczęły krążyć, aż stworzyły coś niesamowitego.
Ujrzałam małą dziewczynkę, z dwoma kucykami po bokach.
Była ubrana w granatowe ogrodniczki.
Bawiła się na placu zabaw z rudowłosym chłopcem.
- To...- odjęło mi mowę, nie mogłam w to uwierzyć.
-...my - uśmiechnął się w moim kierunku North.
- To moja droga Carmen, pokój wspomnień.
Pomieszczenie, które pokaże to co chcesz zobaczyć - wyjaśnił krótko i zwięźle.
Scenka z przeszłości nadal była rozgrywana, mała ja weszła za pomocą Jupitera, na pokład statku.
- Ahoj przygodo! - krzyknęły dzieci jednocześnie, a ja uśmiechnęłam się na ich widok.
- Pójdę za tobą na koniec świata! - podniosła głos, uradowana dziewczynka, wymachując tym samym drewnianą szablą.
- To były chwilę warte zapamiętania - powiedziałam w jego kierunku.
- Masz rację moja droga.
Patrz, to moja ulubiona część - zaśmiał się cicho kapitan.
W tej chwili chłopak zrzucił mnie z okrętu i spadłam do piasku.
- Nigdy Ci tego nie wybaczę - uderzyłam delikatnie jego ramię.
- Carmen daj spokój, to była tylko zabawa - wywrócił oczami.
- Chyba dla ciebie - zaśmiałam się.
Po sekundzie wszystko się rozpłynęło, a światełka zgasły.
- Musimy wyjść, tylko ostrożnie -
Trzymałam go pewnie za rękę, aż po chwili opuściliśmy pokój.
- Dziękuję North za wszystko, miło było spędzić z tobą chodź chwilę czasu - uśmiechnęłam się.
Kapitan odwzajemnił uśmiech, ukłonił się i odszedł na spotkanie, które miał zaplanowane jeszcze dzisiaj.

Przez dwie godziny siedziałam w holu i obserwowałam gości.
Każdy z nich wydawał się normalny, nie miałam do żadnego z nich zastrzeżeń.
Spojrzałam na duży, złoty zegar w holu, dobiegała piąta po południu (17:00).
Przy wejściu zobaczyłam Morysie, podniosłam dłoń do góry i wstałam.
Dziewczynka z radością mnie przytuliła.
- Jak tam minął Ci dzień w szkole?
- Nie było tak źle jak sądziłam - odparła.
- A gdzie Jack, siostrzeniec Jupitera?
- Został w szkole, bo wypuścił krokodyla z klatki i teraz wraz z Panią Quinn go szukają.
- Ten Jack to jakiś rozrabiaka.
North nigdy takich głupot nie robił.
Współczuję Jackowi, gdy Jupiter się o tym dowie.
- Nie tylko ty - zaśmiała się cichutko dziewczynka.
- Dobra, więc powiedz mi jak do tego doszło, aż jestem ciekawa.
- No więc...
Szłyśmy w kierunku windy śmiejąc się z historii opowiedzianej przez Morrigan.
Minęła chwila i nagle, obie ucichłyśmy. Winda się zatrzymała na wyznaczonym przez Nas piętrze.
- A ty co robiłaś? - spytała marchewka, gdy szłyśmy krętym korytarzem.
- A nic takiego, porozmawiałam z Jupiterem o twoim zachowaniu - spojrzałam na nią dyskretnie, byłam ciekawa jej reakcji.
- Serio?
- Oczywiście, że nie - zaśmiałam się znów cicho.
- Szkoda, że mam dużo zadań do odrobienia, z miłą chęcią wskazałabym Ci Palarnie, mogłybyśmy urządzić piknik.
- Palarnie? - zdziwiona odwróciłam się do niej.
To słowo jeszcze nigdy nie słyszałam.
Na samym początku skojarzyło mi się z czymś złym, pewnym nałogiem, ale po chwili namysłu doszłam do wniosku, że Jupiter na pewno nie może się posunąć do takich rzeczy.
Przecież to tylko jeszcze dziecko.
Nie mogłaby palić, a może jednak w Nevermoorze panują inne zasady?
Z rozmyślań zdekoncentrowała mnie kolejna wypowiedź Morrigan.
- Tak, palarnie. To takie fajne pomieszanie, w którym...
- Ciii -przyłożyłam palec do jej ust by zamilkła.
Obawiałam się najgorszego, więc zmieniłam temat.
- Gdy odrobisz zadania to, wtedy mnie tam zaprowadzisz, zgoda?
Morrigan kiwnęła głową.
- Chce mieć niespodziankę, lubię jak ten hotel mnie zaskakuje - uśmiechnęłam się w stronę dziewczynki.
W pewnym momencie obie się rozdzieliliśmy.
Ja poszłam do swojego pokoju, a ona do swojego.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 04, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Powrót do NevermoorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz