Nine

274 10 6
                                    

Ciszę w dormie przerwał dzwonek do drzwi.
-Felix, idź otwórz, bo mi się nie chce - powiedział Bang Chan wskazując na chłopaka.
-No dobra - odpowiedział i podniósł się z miejsca. Założył kapcie i przyśpieszonym krokiem poszedł do przedpokoju, po czym pociągnął klamkę na dół.
-Paczka dla Pana Lee Felixa - kurier przekazał mu niewielką paczkę i odszedł. Chłopak zamknął za sobą drzwi. Następnie poszedł do sypialni. Usiadł na łóżku i spojrzał na trzymany w rękach przedmiot. Przecież przesyłki od fanów zawsze dostawał od menagera i było to rzadko, bo nie pozwalano zwykle dostarczać niczego prócz listów. Też nie było zwyczaju wysyłania niczego na jego prywatny adres. Paczka była nadana dnia dzisiejszego wcześnie rano, a nadawcą była Caroline. Ale dlaczego wysłała do niego paczkę, zamiast dać mu coś osobiście?
Wstał, podszedł do biórka i wyjął nożyczki z szuflady. Po chwili rozciął taśmę zabezpieczającą karton przed otwarciem. Przedmiot zostawił obok, I rozchylił kartonowe brzegi, żeby dojrzeć środka przesyłki. Na samej górze znajdowała się zgięta w połowie kartka.
"Przepraszam, za to, że nie powiedziałam Ci o moich planach. Musiałam jednak wrócić. Mój stan się pogorszył, a nie chciałam, żebyś widział jak marnieję. Resztę czasu spędzę w Sydney. Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Kocham cię".
Reszta pudełka wypełniona była ich wspólnymi zdjęciami.
W jednej chwili jego nastrój gwałtownie się pogorszył. Obiecała, że zostanie, a jednak wyjeciała i zostawiła go bez żadnego pożegnania. Chciał zostać z nią do samego końca, wiedział, że chce tego. Może i było to bolesne, widzieć jak ukochana osoba umiera. Mimo wszystko nie chciał już tak szybko jej stracić. Do pokoju wszedł Changbin.
-Co się dzieje Felix? - usiadł obok niego i objął go ramieniem - Wiesz, że fani nie są źli. Wszystko jest dobrze i nie musisz się martwić o swoją dziewczynę.
-To nie w tym rzecz Changbin. Przekaż reszcie, że nie wiem kiedy wrócę - wyjął plecak i upychał w nim ubrania.
-Co masz na myśli?
-Wracam do Australii.
-Ale Felix, nie możesz.
-W tej chwili nie jest ważne czy mogę to zrobić czy nie. Poradzicie sobie beze mnie.
-W porządku.

Po zatrzymaniu się taxi pośpiesznie zapłacił i pobiegł w stronę kasy. Dzisiejszą noc spędził w hotelu lotniskowym.

Odprawa miała być już za pół godziny. Więc przed lotem zrobił jeszcze zakupy w sklepie lotniskowym.
-Pasażerowie lotu do Canberry proszeni tutaj - powiedziała stewardesa i uniosła rękę do góry by ludzie ją zauważyli.
Grupa ludzi poszła w jej stronę, a kobieta zaczęła omawiać zasady bezpieczeństwa. Następnie zabrała grupę w miejsce, gdzie czekał już samolot. Pasażerowie po kolei wsiadali do maszyny i zajmowali swoje miejsca. Niedługo później wzbili się w powietrze. Nie minęła chwila, a chłopak oparł głowę o szybę, zamknął oczy i chwilę później zasnął.


Pojawił się na dobrze znanej mu ulicy. Nic się nie zmieniło. Trzykrotnie zastukał ręką w drzwi. Nerwowo czekał na to, aż ktoś je otworzy, jednak odpowiadała mu cisza.
A co jak zasłabła, albo coś jej jest? - zaniepokoił się. Albo tak na prawdę nie wyjechała, a on tego nie sprawidził. Już miał zrezygnowany odejść, gdy z domu obok wyszła jakąś staruszka.
-Wie może pani czy kobieta, która tu mieszka jest teraz w domu?
-Jakieś może dwie godziny temu zabrali ją karetką chłopcze. Na pewno znajdziesz ją jednak w szpitalu, który jest tu nie daleko.
-Dziękuję.

Już po raz kolejny jechał dziś taxi. Tysiące myśli krążyło po jego głowie. Dlaczego zabrała ją karetka? Czy jest z nią aż tak źle? To jego wina, że jej stan się pogorszył, bo zbyt późno wróciła do kraju?
Kiedy już był w recepcji szpitala nie chciano powiedzieć mu o niej niczego, bo nie był rodziną. Nawet, kiedy mówił, że są w związku nie pomagało to w niczym.
-Kod niebieski sala piętnaście - wypowiedział megafon a kilku lekarzy wyszło z innych sal i pobiegło na pierwsze piętro.
-Proszę Pani, ja muszę ją zobaczyć.
-Niestety nie mogę udzielić Panu żadnych informacji. Mimo iż jest Pan z pacjętką, to nie łączą was więzy krwi. Nie jesteście państwo też małż...
-NIE ROZUMIE PANI, ŻE JA MUSZĘ SIĘ Z NIĄ ZOBACZYĆ?!
-Proszę wyjść, w przeciwnym razie wezwę ochronę.
W ich stronę podszedł lekarz, który chwilę wcześniej biegł korytarzem do sali.
-Straciliśmy ją - powiedział do kobiety i podał jej jakąś kartkę.
-Zabierzcie ciało.
-Dobrze. Taka szkoda mi tej kobiety, była jeszcze młoda, a tak szybko musiała odejść.
W tej chwili Felix pomyślał, że dowiedział się o tym, że Caroline nie żyje. Puścił się pędem w stronę schodów, którymi wcześniej biegli mężczyźni. Już w tedy miał łzy w oczach. Jednak, gdy zobaczył iż w sali 15 nie było osoby o której myślał odetchnął. Czyli ona nadal tu jest. Szedł korytarzem i szukał tabliczki przy drzwiach z jej imieniem. Gdzie leżą osoby chorujące na raka?
Stracił już wszelkie nadzieje, ale w pewnej chwili zauważył idącą, podpiętą do kroplówek kobietę z chustą na głowie. Mimo, że się wątpił podpiegł do niej.
-Przepraszam, wie pani może gdzie.. - urwał, bo ta odwróciła się w jego stronę.
-F-felix? Jak ty się tu znalazłeś?
Chwilę stali na przeciw siebie.
-Nigdy więcej mnie nie zostawiaj.
-Ja też tego nie chciałam. Proszę, nie chce, żebyś teraz mnie widział. Jestem szpetna. Nie chcę, żebyś widział mnie taką jaka teraz jestem.
-Nie interesuje mnie to jak wyglądasz.
-Ale ja wyglądam okropnie.
-To teraz nie jest ważne.

Fanmail - Lee FelixOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz