Rozdział 34 ZAUFAJ MI

4.4K 199 25
                                    


— Zaufaj mi, kochanie. Nie wątp we mnie i moje uczucia do ciebie. Nie pytaj o nic, nie drąż tematu — powiedział.

Spałam już snem głębokim, gdy wkradł się do mojego łóżka. Mój mąż ściągnął ze mnie ubranie. Obcałował każdy fragment mojego nagiego ciała. Czułam jego mokre liźnięcia. Nie próbowałam nawet z nim walczyć. Chciałam go tak samo mocno, jak on chciał mnie, a nawet bardziej. Pragnęłam poczuć go. Pragnęłam by udowodnił, że nie widzi po za mną świata. Nie ważne, co robiliśmy, jak do siebie mówiliśmy - i tak wiedziałam, że jesteśmy sobie pisani. Nawet w ciemnościach widziałam jego błyszczące oczy i delikatny półuśmiech.

— Wątpiłem, że kiedykolwiek będzie mi dane pokochać kogoś tak jak kocham ciebie. Przed tobą moje życie było puste. Lawirowałem. Twoja obecność sprawiła, że drań taki jak ja - pokochał. Zaczął zwracać uwagę na innych. Nie jest to takie łatwe, gdy przez pół życia zwraca się uwagę tylko na siebie i na swoich braci.

Serce tłukło mi się w piersi, gdy słyszałem w jego głosie emocje.

— Patrzenie na ciebie sprawia mi przyjemność. Twój zapach działa na moje zmysły, a twoje pocałunki są miodem na moje nieczułe serce. Potrafię być sukinsynem, potrafię być mordercą, ale w stosunku do ciebie, Alison, chcę stać się najlepszą wersją siebie. Nie chciałbym, żebyś kiedykolwiek żałowała swojej decyzji o pozostaniu przy moim boku.

— Ianie... — zaczęłam — twoje słowa znaczę dla mnie wiele, ale nie mogę mieszkać pod jednym dachem z kobietą z twojej przeszłości. Nie zamierzam sama dawać sobie w twarz. Matka by mi tego nie wybaczyła. Nie tak mnie wychowywała. Kocham cię. Kocham cię jak nikogo przedtem. Dlatego wciąż tutaj jestem. Bo wierze, że może nam się udać. Gdy dwie osoby chcą tego samego to może się ziścić.

— Jud...

— Nie wymawiaj jej imienia, gdy jesteś we mnie! — przerwałam mu piskliwie.

Przytulił mnie do siebie najmocniej jak umiał. Zamarł na moment.

— Ona nas rozdziela. Jest obecna w każdym momencie naszego życia, Ianie... — Wbiłam mu w ramiona swoje paznokcie.

— Wkrótce przekonasz się o tym, że mam ważny powód, dla którego nie mogę jej stąd wyprosić. Nie robię ci na złość. Wszystko, co chcę to normalności dla nas.

Westchnęłam.

— Ufam ci — powiedziałam. — Wiem, że ten świat jest przesiąknięty tajemnicami, ale gdyby było coś, z czym chciałbyś się ze mną podzielić, to jestem tutaj.

— Wiem, maleńka.

Po tych słowach zamknął mi usta swoimi. Czerpaliśmy dziką przyjemność z dotykanie siebie nawzajem. Drapał mnie zarostem po piersiach, wykręcał mi sutki i ssał je minutami. Kochaliśmy się - długo i owocnie. To połączenie było inne. Znaczyło dla nas coś więcej. Wtedy jeszcze nie wiedziałam o jego planach. Nie wiedziałam jak bardzo narażał się dla nas wszystkich.

***

Kolejne dni były inne. Uspokoiliśmy się. Zapanowała pomiędzy nami harmonia. Znowu czułam jego obecność przy sobie. Ostatnio brakowało mi tego. Czułam, że oddalamy się od siebie. Wciąż byliśmy młodzi i czasami miałam wrażenie, że nie wiemy, czego chcemy. Specjalnie ranimy siebie, by mieć powód do wzniecenia pożaru.

 Dam mu czas, o który mnie poprosił, ale jeśli nic nie zmieni się na przestrzeni dwóch tygodni, poddam się. Nie będę walczyła za siebie i za niego. Mówiąc, że mu ufam miałam to na myśli. Mam nadzieje, że nie przepaści szansy na naszą wspólną przyszłość.

***

Tuż po obiedzie wyruszyłam do Maddie.. Często rozmawiałyśmy przez telefon. Płakałyśmy sobie do słuchawki telefonu, ale od kilku dni nie rozmawiałyśmy. Widziałam na jej twarzy zmęczenie, którego nie mogła przede mną zatuszować. Straciła dziecko po ataku Ingrid i sama ledwo uszła z życiem. Ledwo wybaczyłam Ian'owi, że nic mi o tym nie powiedział.  Traktowałam ją jak siostrę i nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby nie było mnie przy niej w takiej chwili... Na szczęście  Guzman skontaktował się ze mną inaczej  pochowałaby swoje dziecko w trzy osoby.

— Wiem, że cierpisz — powiedziałam. — Nie będę wmawiać ci, że rozumiem... Tylko człowiek, który znalazł się w takiej sytuacji jest wstanie zrozumieć ból po strata dziecka. — Pogładziłam ją czule po włosach. — Mogę cię tylko zapewnić, że z czasem ból przeminie.

Pokręciła głową jakby nie zgadzając się ze mną.

— Nic nie rozumiesz, Ali — szepnęła.

Warga drżała jej, gdy na mnie spoglądała.

— Czuje do siebie odrazę, bo cieszę się, że nie urodzę dziecka tego potwora.

Ukryła twarz w dłoniach. Całe się trzęsła. Nigdy wcześniej nie słyszałam w jej głosie żalu.

—Maddie, nie chowaj się przede mną. — Pociągnęłam ją na schody, przy których stałyśmy. Usiadłyśmy i wreszcie musiała spojrzeć mi prosto w oczy. — Rozumiem to! Słyszysz?! Rozumiem, że nie chciałaś dziecka, które zrodziło się z gwałtu. Wciąż jesteś młoda. Przed tobą całe życie. To nie twoja wina. Ingrid okaleczyła cię i gdyby nie ona urodziłabyś dziecko tego człowieka. Byłaś zdecydowana wychować je! Jesteś piękną i wartościową młodą kobietą. Przestań w siebie wątpić.

Wbiła zęby w dolną wargę. 

— Jestem ostatnią osobą, która mogłaby próbować narzucać ci co masz czuć.

— Byłam przekonana, że pomyślisz o mnie jak o potworze.

— Nigdy, skarbie. Tobie też nie wolno tak o sobie myśleć. Musisz zacząć wychodzić z tego więzienia. Chociażby do ogrodu. Guzman się o ciebie martwi — zaznaczyłam delikatnie. — Nie odrzucaj go, Maddie. Teraz potrzebujesz go bardziej niż kiedykolwiek. Ten mężczyzna kocha cię.

Łzy stanęły jej w oczach zanim odzyskała głos.

— Najbardziej boli mnie to, że wiem o tym, ale potrzebuje czasu. Nigdy wcześniej nie czułam się tak wolna jak teraz. Mam wrażenie, że dopiero teraz opuściłam klatkę. Wyfrunęłam, Ali.

— Bo tak wygląda prawdziwe życie. Decydujemy o wszystkim sami. Nikt nie ma prawa mówić nam jak mamy żyć.

Uśmiechnęła się do mnie przez łzy.

— Zamierzam stąd uciec jak tylko będzie to możliwe.

— Nie powinnam mówić ci, że wspieram cię w tym pomyśle. Ale jestem tutaj dla ciebie.

Mówiłam poważnie. Jeśli będę musiała pomogę jej się stąd wydostać. Powinna wreszcie zobaczyć jak wygląda życie poza mafią. 

— A co z Guzmanem? — spytałam jeszcze.

— Porozmawiam z nim o tym, ale on jest wierny swojej rodzinie, jest związany z twoim mężem. 

—  Och Maddie...— szepnęłam. 

Mam nadzieje, że Guzman kocha ją na tyle, by dla niej zaryzykować. Z tego co zaobserwowałam - to tak właśnie jest.

Wesołych Świąt Wielkanocnych! 

Kiedyś On, Dzisiaj Ty (Seria: Bracia Anderson/ CZĘŚĆ II)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz