Rozdział 4

117 6 0
                                    

__________

Niektórzy minęli się ze swoim powołaniem w życiu.

__________


- Nie wierzę, że mi to zrobiłaś.

- Przecież jesteś świetnym kucharzem wujku - uśmiechnęłam się do niego szeroko, kiedy zaczęłam mieszać sałatkę - Chciałam, żebyś się wykazał na większą skalę.

Mężczyzna głęboko westchnął i wrócił do swojej wykonywanej czynności.

Ja po wymieszaniu sałatki, poszłam nakryć do stołu, bo w końcu będę to robić w trakcie, kiedy Russellowie się pojawią.

- W ogóle, jak się tam znalazłaś? - do saloniku wszedł wujek, opierając się o kant ściany i z uwagą i zainteresowaniem mi się przyjrzał.

- W domu Russellów?

- Tak.

- Noo, byłam z Lenorą na tej imprezie i przyjechał po nas Arvin i nie wiem czemu, ale wjechaliśmy najpierw do nich odstawić Lenorę - rozłożyłam biały obrus na stole i wygładziłam go - I weszłam na chwilkę, akurat babcia Arvin'a nas przywitała, poszło od słowa do słowa i wyszła propozycja.

- Rozumiem.

Odepchnął się od ściany i zawrócił do kuchni.

Kiedy uporałam się ze stołem, poszłam się przebrać w coś innego, bo ubrudziłam się przy pomocy wujkowi. Kiedy już założyłam inne, czyste cichu, zaniosłam sałatki i inne jedzenie już na stół. W końcu po domu rozniosło się stukanie w drzwi, więc poszłam otworzyć. Jak się okazało, był to nie kto inny, jak Russellowie z panem Brownem. Przywitałam kobietę szerokim i czułym uśmiechem, tak samo, jak i pana Browna, wpuszczając ich do środka. Za nimi weszła Lenora, która od razu przywitała się ze mną lekkim uściskiem, a na końcu wszedł Arvin, który, jak zawsze trzymał swoje dłonie w kieszeni spodni, jak zdążyłam zauważyć.

- Postarałeś się nie dostać w swoje kuku, diabełku - uśmiechnęłam się chytrze, zamykając za chłopakiem drzwi.

Przewrócił oczami i zaśmiał się krótko.

Przeszliśmy do korytarza, na którym był mój wujek i witał się z Emmą i Henrym.

Nie przedłużając niczego, zaprowadziłam ich do stołu i zaraz pojawił się wujek z ciepłym jedzeniem.

W miłej atmosferze jedliśmy, rozmawialiśmy i śmialiśmy się, a zdarzyło się też wejść na jakiś poważniejszy temat. Mianowicie związany z naszą młodą trójką, która mówiła, jaki mamy na siebie plan na życie. Co chcemy robić po szkole.

Szczerze mówiąc, ja nic nie wiem. Nie zastanawiałam się mocno nad sobą, co bym chciała robić po szkole. Czy planuje jakieś studia, prace. Nie wiem. Wiem, że być może powinnam pomyśleć nad tym wszystkim i sobą, ale... Jakoś nie chce. Uważam, że mam jeszcze czas. Nie mam też jakiś za szerokich ambicji na siebie i nie oczekuje od siebie jakiś zmyślonych cudów. Tak samo, jak wuj. On poprze każdy mój wybór i będzie mnie w nim wspierać.

W końcu jesteśmy "dorośli", więc możemy sami decydować o swoim życiu, a nikt inny nie ma prawa za nas decydować, narzucać nam.

- Effie - zwrócił na siebie moja uwagę wujek. Zerknęłam na niego i skinęłam głową.

Odeszłam do stołu i pomaszerowałam do kuchni. W końcu czas na niespodziankę.

Wyciągnęłam z lodówki tort czekoladowy i odstawiłam go na blat. Sięgnęłam do szuflady po świeczki, które dzisiaj udało mi się kupić i dwadzieścia sztuk włożyłam w ciasto. Każdą zapaliłam i kiedy dobrze się paliły, chwyciłam za tackę z tortem i wróciłam się do salonu.

The Devil is everywhereOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz