Part II

146 34 6
                                    

Tubbo coś mamrotał śniąc, wiercąc się i szamocząc nogami jakby miał zły sen, do momentu w którym Puffy wparowała do pokoju i z impetem ściągnęła z młodego kołdrę, co momentalnie go wybudziło.
- Dzień dobry - z szerokim uśmiechem powiedziała Puffy, po czym odsłoniła zasłony w komnacie i rzuciła kostkę ubrań obok - Wstajemy, mamy dziś ważny dzień.
Tubbo przeciągnął się, ale zaraz po tym przetarł oczy bo słońce było dla niego zbyt jasne.
- A-ale jak to? Przecież ledwo słońce wstało - wymamrotał zaspany brunet.
Puffy położyła ręce na biodrach i tylko się zaśmiała.
- Dobry marynarz wstaje wcześniej niż słońce, ubieraj się, zaraz wychodzimy.
Tubbo spojrzał tylko w górę, przeklinając to, że poszedł spać wcześniej
- Zaraz będę - odpowiedział ciotce, po czym niechętnie zwlókł nogi z łóżka.
Chwilę mu zajęło oprzytomnienie, wciąż był bardzo zaspany, ale gdy podniósł głowę Puffy już z nim nie było.
Tubbo podszedł do lustra, przemył twarz i przeczesał palcami włosy.
"Żadnych śladów, a przecież dziś jutro urodziny" - pomyślał doszukując się choćby najmniejszego zgrubienia sygnalizującego wyrastające rogi.
Westchnął tylko głęboko, po czym się uczesał.
Szybko zamienił piżamę na luźne spodnie, których nogawki wepchnął w wysokie po łydkę buty. Wciągnięcie koszuli zajęło mu chwilę dłużej, bo próbował wepchnąć głowę w rękaw przez dobre piętnaście sekund.
"Cholerne zdobienia" - mruknął zapinając guziki. W pośpiechu tylko złapał płaszcz ani myśląc, żeby go założyć. Wyleciał z komnaty jak poparzony pędząc ile sił w nogach. Po chwili jednak się zatrzymał, bo uświadomił sobie, że nie wie gdzie ma iść.
Po krótkiej bitwie z myślami, Tubbo stwierdził, że dziedziniec będzie najlepszym kierunkiem. Mknął między ludźmi i służbą która od rana przygotowywała już obiad.
Każde urodziny w tej rodzinie to był koszmar. Zjeżdżają się wszyscy okoliczni monarchowie, a bal trwa nieraz cały tydzień. Ojciec kiedyś mówił do Tubbo, że przed rozpadem potrafili przyjeżdzać nawet możnowładcy z obcych królestw. Tubbo przeszedł dreszcz na samą myśl o obcych. Nigdy ich nie widział, ale to czego go uczono od dziecka mówiło mu takie rzeczy, że nie chciał poznać obcych.
Do pokonania został mu ostatni korytarz i był już przy drzwiach głównych. Na szczęście były otwarte, bo sam Tubbo nie dałby rady ich przepchnąć. Na dziedzińcu czekał już Ranboo, ubrany dokładnie tak samo jak Tubbo i oczywiście z książką w rękach.
Puffy rozciągała plecy na tyle ile pozwalał jej płaszcz, ale gdyby mogła, pewnie zrobiłaby mostek.
- Hej - pomachał pierwszy Ranboo i uśmiechnął się. Ranboo miał przeurocze policzki, przez co gdy się uśmiechał zamykał oczy. Puffy odrzuciła fale włosów z twarzy i widząc obu chłopców nabrała jeszcze większego entuzjazmu.
- To co, gotowi? - zapytała pchając ich obu od pleców - To będzie ciężki dzień.
Przeszli z dziedzińca drogą główną, a Puffy całą drogę umilała im anegdotkami o sobie, swoich wyprawach.
- Wiesz, że twój starszy - zaczęła po czym szturchnęła Tubbo w bark śmiejąc się - miał smykałkę do tego? Oboje byliśmy w tym dobrzy, z resztą powinieneś go sam zapytać.
Chwile później byli już w porcie. Puffy zostawiła ich na moment, pewnie uzgadniając wszystko dotyczące wypłynięcia.
- Ej Tubbo, jak twój ojciec pływać nie umie, dobrze pamiętam? - zapytał Ranboo kartkując książkę - Patrz, nawet mam zapisane, sam mi to mówiłeś.
Tubbo przygryzł wargę i mruknął potakująco.
Chwile jeszcze musieli poczekać, aż ciotka gestem wezwała ich na pokład.
- ZAAAPRASZAM - wydarła się Puffy, gdy na jej usta wskoczył szeroki uśmiech - BO ODPŁYNĘ BEZ WAS!
Ranboo podszedł pierwszy, kładka łącząca statek z stałym lądem wyglądała niestabilnie, ale widząc to zwątpienie ciocia nadepnęła na nią obcasem, żeby przytrzymać ją w miejscu.
Tubbo z wejściem na pokład nie miał większych problemów, ale nie poszło mu to tak gładko jak Ranboo.
- Wypływamy sami, więc liczę na waszą pomoc, ale teraz możecie się rozejrzeć po statku.
Tubbo chwiejnym krokiem skierował się pod pokład, ale tylko żeby odłożyć płaszcz.
- Nie zostawiasz książki? Może Ci wypaść - zapytał kolegę, ale ten w odpowiedzi tylko bardziej przytulił przemiot i pokiwał przecząco głową.
Obaj wyszli na zewnątrz i zaczęli rozglądać się po pokładzie, ale nie znalazłszy nic wartego uwagi, wrócili do ciotki, która będąc w swoim żywiole stała za kołem.
- Już jesteście? Szybkie z was gnojki - powiedziała nie spuszczając wzroku z kursu - Chcecie o czymś pogadać? Mamy mnóstwo czasu.
- Płyniemy w jakieś szczególne miejsce? - zapytał Tubbo.
- Nie planowałam nic, bo dziś chodzi mi o samą wyprawę, a nie miejsce docelowe. Ale jeśli coś się wan spodoba, możemy się zatrzymać.
Ranboo coś bazgrał w książce nie zwracając uwagi na nic. Tubbo usiadł na pustej beczce zaraz obok koła.
- No nie patrz tak na mnie, wyduś to z siebie - zagadała go Puffy.
- Bo ja, ja bym chciał wiedzieć coś więcej o tobie, ciociu - zająkał się gryząc się w język Tub.
- Brat Ci dużo o mnie nie mówi, co nie?
- Pan Ojciec ze mną nie rozmawia za dużo.
- Pan Ojciec? - roześmiała się w głos ciocia - Dobre sobie, na starość mu na łeb siada widocznie, stary kozioł.
Tubbo się wzdrygnął nieprzyzwyczajony do frywolnego języka.
- Ja i Schlatt jesteśmy bliźniakami, dlatego jeśli cokolwiek, mam większe prawo dziedziczenia królestwa niż ty - Puffy uśmiechnęła się znów, tym razem odsłaniając swój złoty ząb - Nie no, żartuję. Jakby mnie to jarało, to siedziałabym w Manburgu zamiast realizować się na morzu. Za młodu spędzaliśmy dużo czasu, jak wiesz, z nas taka rodzina królewska, że aż żadna. Wychowaliśmy się w jakimś małym miasteczku. Byłam jak kopia Schlatta, może z dłuższymi włosami. Swoje siedemnaste urodziny przeżyliśmy w lesie, dasz wiarę, że oboje myśleliśmy, że umieramy? A to tylko rogi nam rosły. Potem nasze drogi się rozeszły, z tego co mi wiadomo, to twój starszy znalazł jakiś ludzi i został biznesmenem. Nudy straszne, jeśli mam być szczera. Mnie natomiast przygarnęła grupka piracka. Powiedzieć, że trafiłam z nimi w dziesiątkę to za mało. Fantastyczni byli, nauczyli mnie wszystkiego co dziś umiem. I tak tułałam się po morzu kilka dobrych lat, aż jakiś gołąb przyniósł wieści, że mój brat nie tylko żyje, ale i królestwo założył. Cieżko było uwierzyć, wiesz? Ta oferma i królestwo? Dobre sobie. Ale zdecydowałam, że wpadnę. Jakie było moje zdziwienie, gdy ujrzałam go z tobą na rękach. Byłeś taki malutki, oh mamo. Ale nadal wyglądasz jak tamten bobas.
Tubbo się zaczerwienił ale nie przerywał.
- Na początku ciężko było uwierzyć mi, że trafiłam do dobrego miejsca. Mój brat w garniturze, z dzieckiem na rękach? Nie nie, to musiała być pomyłka. Po godzinach rozmów okazało się, że nie, ale prawdę mówiąc, twój tata się zmienił. Ciężko było mi rozpoznać w nim brata z młodości, ale jakoś się udało. Wyprawił mi ucztę, bawiłam się wspaniale, gdy w którymś momencie lekko wstawiona palnęłam mu, że utrzymuję się z rabowania. No i się wściekł. Pół nocy pił, po czym napruty jak szpadel kazał mi się wynosić - Puffy wzruszyła ramionami - W sumie mu się nie dziwię, ale słyszałam, że sam nie jest lepszy. Chociaż w innych królestwach nie wszyscy mają pozytywne opinie o was. No i od tamtego momentu wpadam co kilka lat i sprawdzam czy żyjecie.
Tubbo przygryzł wargę ponownie - idealny wygląd rodziny i jak i królestwa był jak domek z kart, któremu zawaliła się jedna podpora. Zawali się też cała reszta. To tylko kwestia czasu.
- Jaki on jest w stosunku do ciebie? - pytanie wyrwało Tubbo z marazmu. Rozejrzał się po statku za Ranboo, a widząc, że tamten przerysowuje wzór z flagi zwrócił się do cioci.
- Jest wymagający. Nie mogę powiedzieć, że Pan Ojciec jest...
- Oh, daj spokój. Przecież mu nie powiem, przy mnie albo stary, albo Schlatt. No jak bardzo nie chcesz to tata, ale błagam Cię młody, jeszcze raz usłysze Pan Ojciec to mi krew z uszu poleci, jak boga kocham.
Tubbo przełknął ślinę.
- Tata mówi, że robi to wszystko z miłości, ale jest bardzo szorstki i od kiedy skończyłem siedem lat, praktycznie nie poświęca mi czasu. Jak nie lekcje czego się da, to sam muszę siedzieć przy książkach. Wiecznie jest nieobecny, nie mówiąc już o jakichkolwiek uczuciach.
Puffy ściągnęła brwi i kucnęła.
- Oh biedaku, kiedy ostatni raz Cię ktoś przytulił? Chodź ty do mnie.
Przyciągnęła Tubbo do siebie i zamknęła ramiona w ciepłym uścisku.
Tubbo nie czuł czegoś takiego od dawna, byłby skory rzec że nigdy go ojciec nie tulił. Puffy już miała go puścić, ale Ranboo pojawił się z nikąd i nie mówiąc słowa dołączył do uścisku.

Resztę dnia spędzili dyskutując i zwiedzając statek. Ranboo szczególnie wydawał się zainteresowany toną map leżących pod podkładem. Tubbo zaś podziwiał wodę. Niebo ciemniało, gdy Puffy oznajmiła, że będą wracać. W odpowiedzi usłyszała dwa niezadowolone grymasy, na które odpowiedziała, tylko wielkim uśmiechem. Skierowała statek na kurs do Manburgu. Większość rejsu była dość spokojna, ale Captain Puffy widocznie się stresowała gdy wpływali do przesmyku.
- Cisza teraz, chłopaki - oznajmiła półgłosem.
Postawiła uszy spodziewając się najgorszego. I najgorsze nadeszło. Od pokładu rozniósł się jeden głuchy stuk. Potem drugi.
- Dobra, nie panikumy. Obaj macie stać za mną w najwyższyn punkcie i będziemy bezpieczni.
Chłopcy zrobili tak jak ciocia prosiła, ale widocznie zaczęli się denerwować.
- Co to? - szepnął Tubbo do kolegi.
- Utopce, przynajmniej mi się tak wydaje - odparł bez namysłu Ranboo.
Puffy dokładała wszelkich sił, aby przyspieszyć przeprawę, ale stuków było coraz więcej i przybierały na sile. W pewnym momencie wszyscy usłyszeli bulgot spod pokładu.
- Cholera - zaklęła pod nosem Captain Puffy - Któryś z was, łapcie za koło.
Puściła ster i zeszła pod pokład.
Ranboo zrobił to o co ich poproszono, ale nie na ja długo bo poziom wody drastycznie rósł, a Puffy dosłownie moment później cała mokra wyszła do chłopców. Wciąż uśmiechnięta i spokojna wyciągnęła szable i tylko rzuciła do nich jedno zdanie.
- Jeśli statek zatonie, musicie dostać się na brzeg. Musicie.
Na statek zaczęły włazić ludzko-kształtne pokraki z zielonym kolorem skóry, niektóre dzierżyły w rękach trójzęby, ale żaden z nich nie stanowił dla Puffy problemu. Cięła trupy jeden za drugim będąc w swoim żywiole, ale raz po raz spoglądając na przerażonych chłopców. Wszystko wydawało jej się pod kontrolą, gdy momentalnie pokład uciekł jej spod nóg. Utopce przewracały statek, ale ona bez namysłu podbiegła do chłopców i łapiąc ich obu pod ręce, rzuciła się w wodę.
- Wytrzymajcie chwilę jeszcze - mruknęła wypluwając wodę i płynąc do brzegu.
W pewnym monencie koszula Tubbo wyśliznęła jej się z uścisku, a prąd morski porwał bruneta w głąb wody.

Tubbo jak mantre potwarzał słowa Puffy o brzegu. Zmuszał mięśnie do nadludzkiego wysiłku widząc przebłyski księżyca w tafli ponad jego głową. Wypłynął na powierzchnie, złapał oddech i zmusił się do dopłynięcia do brzegu. Mając już grunt pod stopami, nie poprzestał na tym, ale zapuścił się pędem w las, jak najdalej od utopców. Ciemność nie ułatwiała mu drogi, korzenie podkładały mu się pod nogi. Chwilę zajęło mu znalezienie dogodnego drzewa, ale wybrał jedno, po czym wspiął się na nie i upewniwszy się, że z niego nie spadnie, ułożył się wygodnie i usnął przemęczony.

"Dwie krople wody" DREAM SMP AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz