♦ Lilia czystej nadziei ♦

89 6 0
                                    

Ten wieczór był naprawdę ładny. Wiele roślin musiało przekwitać, powiem wraz z podmuchami wiatru nad ulicami krążyło mnóstwo białych kłębów i płatków, przypominających mniejsze i większe cząstki dmuchawców. Wiele dzieci bawiło się, próbując je złapać.

Ango przystanął jeszcze przy wejściu do hotelu, obserwując całkiem przyjemny obrazek miasta, które za niedługo będzie zasypiać. Na razie Yokohama mieniła się barwą złota. To dość częsty dla niej kolor, zachodzące słońce było wszak najładniejszą dla niej porą, ale dzisiejsza aura miała w sobie coś niezwykłego. Wszystkie budynki, które przecież tak dobrze znał, aktualnie stanowiły statycznych partnerów wobec tańczącej na wietrze flory, zaś poszczególne neony i znaki zdawały się im dodatkowo przygrywać własną kolorystyką. Radość ludzi, którzy go otaczali, dodatkowo nadawała otoczeniu wrażenie przyjaznego, bezpiecznego miejsca. Kompletnie inaczej, niż zwykle patrzy się na Yokohamę. To jakby było teraz inne miasto.

Drgnął, kiedy niespodziewanie ktoś go objął od tyłu, zielonooki spojrzał od razu na „napastnika". Mori zdawał się równie spokojny, ale kompletnie nie zwracał uwagi na otoczenie. Był wpatrzony tylko w partnera, w tę wątłą, dość wychudzoną osobę, jakby świat wokół niego nie istniał. Chwyt jego rąk nie był silny ani bolesny, można go raczej określić mianem komfortowego. Niespiesznie i zupełnie bez słowa ułożył dłoń na licu Ango i flegmatycznie powiódł nią po jego policzku, kolejno zawadził jeszcze po krótszych kosmykach po lewej stronie jego głowy. Sakaguchi może i wypłukał z włosów czerwień, ale minie czas, nim mu w pełni odrosną. Po chwili ich spojrzenia znów się spotkały. To, w jaki sposób Ougai patrzył mu w oczy, to było coś nowego i zarazem niesamowitego. Nie było w tym wzroku kompletnie poczucia wyższości, pogardy ani sarkazmu. Czysta radość, ale taka, jaką wyrażało się bez uśmiechu, która była wciąż pełna zaskoczenia, czy niewysłowionej pasji. Wciąż nie nawiązując rozmowy szkarłatnooki położył okularnikowi dłoń na ramieniu, by go ku sobie nieco przekręcić. Ango pociągnął ruch i zwrócił się ku niemu przodem, opierając dłonie na jego barkach, a Mori kolejno przeniósł swoją rękę na kark partnera i finalnie pocałowali się. Nawet ciężko było określić, który z nich to zainicjował, to dało się odczuć jako wspólna, niema decyzja, wspólna tęsknota. Kompletnie bez ustaleń, czy nawet cienia zdziwienia. Chociaż w duchu Sakaguchi był dość zaskoczony tak wylewnym, jak na mafiosę, powitaniem. Nie zamierzał jednak protestować, usta mężczyzny smakowały wybornie, były miękkie i czułe, sam wręcz przeciągnął ten pocałunek. Był absolutnie wygłodniały kontaktu z nim, a i z fascynacją odkrywał, że mężczyzna przed nim zdawał się wyrażać dokładnie to samo.

Wreszcie, także jednocześnie, obaj odsunęli się od siebie, by spojrzeć sobie w oczy. Ango nie umiał ukryć szerokiego uśmiechu, Mori przeciwnie, uśmiechał się tylko zdawkowo, co tworzyło dziwny kontrast wobec poprzedniego pocałunku. Zielonooki finalnie sapnął cicho, ignorując ten dysonans poznawczy, zrzucił go na swoje jeszcze nie tak dawne lęki.

- Chodźmy do środka, zanim ktoś nas zobaczy - zaproponował i ujął Ougaia za rękę, chcąc go pociągnąć do środka. Mężczyzna bardzo niechętnie go puścił. Wręcz można by stwierdzić, że był wciąż zagubiony w tym, co działo się wokół niego. „Mori zagubiony", to był nowy, niemalże abstrakcyjny widok. Jakby nierealny. Jakby to był tylko sen.

Szkarłatnooki potrząsnął po chwili głową i ruszył z partnerem do wejścia.

- Przepraszam - rzucił neutralnie, skupiając wzrok przed sobą. Ango widział, że coś jest nie tak, trzeba by być ślepym, żeby tego nie widzieć.

- Za co?

- Za... ospałość.

Sakaguchi przechylił lekko głowę, nie rozumiejąc za bardzo tego komunikatu.

[BSD] Nie pogrywaj ze mną!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz