10.

138 14 0
                                    

*POV LUKE*

Zamarłem. Jak to? Znaczy..... nigdy o tym nie rozmawialiśmy, ale chyba każdemu wydawało się, że on nie jest już prawiczkiem.

Wróciłem do pokoju i usiadłem obok niego. Delikatnie gładze jego plecy.

- Czemu mi tego nie powiedziałeś? Wtedy za pierwszym razem? Zrozumiał bym to tym bardziej - szepczę.

-Bo wstyd mi było. Jestem w liceum, a jestem prawiczkiem. Wstyd. - siada normalnie.

-Przesadzasz - mówię - Chodź zamówimy pizze.

Robię tak jak mówiłem. Po pół godzinie dostarczono ją nam. Przez ten czas zdążyłem się przebrać w koszykarskie spodenki. Siadam na ziemi obok jego łóżka i podaje mu jego pizze.

-Proszę Sunshine - mówię słodkim głosem.

-Oh oh dzięki.

Biorę pierwszy kawałek i chce coś powiedzieć, ale szczerze boje się jego reakcji.

-Przespałem się z Ann. - i teraz najgorsze.

-Wiem. Mówiła mi.

-Przepraszam. Ja nic do niej nie czuje - szepczę.

Jemy normalnie i już nie rozmawiamy. Zastanawiam się czemu tak zareagował jakby go to nie obchodziło. Ugh... za dużo analizuje każdą sytuację jak jakaś baba.

Siadam na swoim łóżku i opieram sie o jego zagłówek. I włączam tv. Kątem oka widzę jak Ash krząta się po pokoju i ściąga koszulkę. No dobra w tym momencie zaczynam się na niego jawnie gapić. Stoi nad swoją torba i bierze tshirt bez rękawków. I podobne spodnie do moich. Wciąga je na swój seksowny tyłek. Dopiero teraz zauważa, że się gapie. Uśmiecha się.

-No co? - pytam z uśmiechem na ustach.

- Gapisz się! - odpowiada rumieniąc się.

-Ohoo i znów te słodkie rumieńce.

Nie muszę czekać długo by poczuć jego reakcje. Niestety nie rzucił mi się w ramiona. Co prawda rzucił, ale czymś konkretnie poduszka.
Wstaje szybko z mojego miejsca i uśmiecham się jak jakiś debil. W ręku trzymam jedna z poduszek.

- Czy ty... Czy ty właśnie rozpocząłeś wojne Ash? - pytam prawie nie słyszalnie.

- Nie, nie zrobisz mi tego... - mówi, gestykulując dziwnie w moją stronę.

Uśmiecham się i zaczynam walkę. Najpierw rzucam w niego tą poduszka. A potem zaczynam go gilać. Próbuje być twardy i gdybym nie znał jego twarzy wręcz idealnie nie wiedział bym że w luj stara się ukryć uśmiech.

Po jakieś minucie zaczął się bronić. I w tym momencie całe napięcie w moim ciele znika. Szok po naszych wyznaniach gdzieś znikł. Cholera.. jest silny i niestety czasem zdarza mi się dotknąć jego mięśni. Po chwili to ja jestem ofiarą i leżę pod nim.

-Ha Ha Ha i co teraz? - pyta z tymi słodkimi iskierkami w oczach.

Szybko zmieniam nas miejscami. Pochylam się nad nim i szepczę cicho;
-To.

Całuje go. Ale delikatnie, niechcąc go wystarczyć moim przejawem uczuć. Czuje jak lekko drży. Teraz to on zmienia naszą pozycję. Siedzi na moich kolanach i mocno przyciska do ściany. Odrywa się ode mnie.

-Wtedy tak wróciłem do kajuty, bo Nats się upiła i nie chciałem jej tam zostawić z tymi napalonymi typami. Zostałem u niej i przez noc wyznała mi parę ciekawych rzeczy - mówi jednym tchem.
-Rozumiem i to jest powód dlaczego tak bardzo Cię uwielbiam. - szepczę cicho w jego wzgieciu szyji.

- Ona chce wzbudzić w kimś zazdrość będąc ze mną. A ja miałem cholerne poczucie winy, że jest moja przykrywką. I że Cię ranie.

Podnosze jego głowę tak aby nasze oczy były na jednym poziomie.
-Nie ranisz mnie. To wyglądało po prostu zbyt realnie.

- Chce być z Tobą, Lucasie. Naprawdę - mówi mi w usta przed tym jak je złączył.
Przyznam szczerze, że całowaliśmy się bardzo długo. Tak naprawdę przerwali nam tylko chłopcy, którzy wrócili z posiłku.

I wiem jedno... Ja też chcę być z Tobą, Ashtonie.

~*~
Takie krótkie ale jest ;c brak weny smuteczeg staram się o ;D

I, Me and MyselfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz