Rozdział 1

191 10 0
                                    

Już za dwa dni skończę dwadzieścia lat. Nie mogę się już doczekać. W tym rejonie dwadzieścia lat to wiek dojrzałości. Kiedyś jak nie istniały jeszcze smoki było od lat osiemnastu ale zmienili bo uważali, że jednak to za wcześnie.  Większość dziewczyn w moim wieku pragnie skończyć pełnoletność tylko po to by móc zdać prawo jazdy, pierwszy raz się upić do nieprzytomności lub stracić dziewictwo. Uprawiać seks można dopiero po dwudzieste ponieważ ludzie boją się, że może dojść do zaludnienia a tego by nie chcieli. Poza tym musimy się ukrywać przed smokami,  a jak by było nas za dużo to nie mieliby gdzie się ukryć i stali byśmy się dla nich obiadem. Wracając do sprawy ja nie jestem taka jak te dziewczyny. Dla mnie najważniejsze jest zabijać smoki, wyrywać im serca, tłuc do nieprzytomności.  Od dziecka ich nie znoszę. Zawsze marzyłam być pierwszym człowiekiem któremu by się to udało.  Dlatego jest ważny wiek dojrzałości, ponieważ on zezwala na walkę ze smokiem. Do dwudziesti jesteśmy pod opieką rodziców.  Gdy skończę dwadzieścia lat odpowiedzialność mamy i taty nie będzie ich obowiązywać. Chce powybijać wszystkie smoki z całego kraju i przywrócić wolność ludziom.

Ale najpierw muszę coś tu napisać.  A gdzie w tej chwili się znajduje? W szkole na lekcji matematyki. W dodatku mamy sprawdzian a ja nic nie potrafię. Mam to w zasadzie gdzieś co z tego dostane. Matma nie jest mi potrzebna do zabijania smoków.  Co, mając przed twarzą smoka będę obliczała jakieś cholerne pierwiastki albo równania?  Kto to wymyślił, że ja będę się tego uczyła? 

Jeszcze pięć minut tego cierpienia i w końcu wyjdę na wolność. Na szczęście to ostatnia lekcja. Lekko przysnełam gdy nagle pani się wydarła:

- Kamila oszalałaś! Może jeszcze przyniosę ci poduszkę?  Nie za wygodnie?

- zdecydowanie nie Pani Profesor - uśmiechnęłam się złośliwie.

- nie wstyd ci? Marsz do dyrektora! Pewnie i tak już nic nie napiszesz.

- pewnie nie - zakończyłam i wyszłam z klasy.

Czas u dyrektora upłynął szybko pewnie dla tego, że on w przeciwieństwie do tej zołzy jest spoko. Wychodząc ze szkoły potknełam się o wystający chodnik metr przed chłopakami.  No super. Jak zawsze to ja musze się ośmieszyć przed chłopakami.  Ze wstydu schowała twarz w dłoniach i czekałam aż sobie odejdą. Popełniłam błąd.

- Auu... nic ci się nie stało? - zapytał jeden z nich lekko się szczerząc.

- jeśli masz zamiar się ze mnie nabijać to dziękuję za twoją łaskę.

- oj chcę tylko pomóc.  Nie złość się tak. - podał mi dłoń. Mimo będąc na niego zła przyjęłam gest.

- dziękuję - otrzepałam się trochę. Reszta chłopaków się rozeszła na szczęście.

- nie ma za co. Musisz często przebywać w bibliotece, skoro pierwszy raz cię widzę? - uśmiechnął się, jakby chciał ze mną poflirtować.  - ja i biblioteka? - zaczęłam się śmiać - a ty jesteś złym flirciarzem - ponownie wybuchłam śmiechem.

- naprawdę?  Bo mi się zdaje, że to za mną latają wszystkie laski.  - uśmiechnął się drwiąco. 

- no widać nie wszystkie - zaczęłam idąc w jego kierunki z rękoma w kieszeniach - może z twarzą ci wyszło ale z resztą nie zabardzo - i walnełam go z z bara mijając go. Nie zatrzymywał mnie ale słyszałam jego śmiech.  Też się usmiechnełam z mojego wyczynu.

- Ej, spotkamy się jeszcze? - krzyknął

- nie sądzę - wykrzyknełam z odwróconą głową w jego stronę. Znowu wybuchnoł śmiechem.  Coś myślę,  że nie pozbędę się go tak szybko.

Miasto SmokówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz