Rozdział 4.

109 10 2
                                    

Gdy wstałam nadal miałam na sobie ubrania ze wczoraj. Postanowiłam wziąć prysznic. Dzisiaj po mnie przyjeżdżają, muszę być gotowa. Ubrałam czarne, przylegające spodnie i biały top. Wyprostowałam włosy i lekko przejechałam maskarą po moich rzęsach. Wyglądałam bosko. Zeszłam na dół. Mama była w kuchni.

- dzień dobry córciu - mama z uśmiechem na ustach przywitała się ze mną.

- cześć mamo

- przepraszam, że ci nie powiedziałam o tej szkole. Nie byłam pewna czy to wyjdzie. Wybacz - skrzywiła usta.

- oj mamo. Nie bój się. Dostałam się prawda? Tym się cieszmy - uśmiechnęłam się.

- przyjadą o dwunastej

- będę pamiętać - i poszłam na górę.

Ciesze się ale mimo to mam obawy. Mogą mnie tam nie zaakceptować. Odstawiłam tą myśl i zaczęłam się pakować. Do dwunastej upłynął szybko czas. A zaraz pod bramą pojawił się czarny samochód. Zaczęłam się denerwować. Wyszłam na zewnątrz. Szofer limuzyny wyszedł z samochodu, wpatrując się na mnie z góry na dół.

- witaj panno Kamilo. Miło panią poznać. Już nie możemy się pani doczekać - otworzył tylnie drzwi bym wsiadła do samochodu.  Porzegnałam się z rodzicami. Byli zadowoleni, że mnie przyjęto. Jestem ich jedynym dzieckiem.  Jak sobie poradzą beze mnie?. Moje myśli zaczęły toczyć walkę. W końcu wsiadłam do samochodu. Ruszając pomachałam im na dowidzenia.

Podróż była dość długa ale dało się ją wytrzymać.  Szofer był bardzo miły. Zanim dojechaliśmy wiechaliśmy do ogromnego lasu. Jechaliśmy tak przez jakiś czas alejką, potem gwałtownie skręciliśmy w prawo jadąc bardzo szybko. W pewnym momencie jadąc szybkim tempem wiechaliśmy pod ziemię dzięki ogromnej klapie, która się przed nami otworzyła. W środku było przez chwile bardzo ciemno ale po chwili miejsce w którym się znaleźliśmy rozświetliło się na wszelkie możliwe sposoby. Było tak jasno jak w raju. Znaczy ja nie wiem jak wygląda raj, ale pewnie coś w tym stylu.

Szofer otworzył nie zauważalnie drzwi albo ja musiałam być zajęta odgadywaniem tego miejsce.

- witamy w szkole "Smok to wróg" panno Kamilo. - powiedział szofer.

No tak, mogłam się domyśleć. Tylko nie wiedziałam, że szkoła znajduje się pod ziemią w samym centrum. A właśnie smoków tam jest najwięcej. Mówią, że to właśnie w Warszawie był pierwszy smok. Wysiadłam z samochodu przy pomocy szofera który podał mi rękę. Zaczęła do nas dochodzić grupka ludzi. Podeszła do mnie rudo włosa kobieta, która po z zachwytem podała mi rękę.

- Kamila, witamy w naszej szkole. Jestem wicedyrektor Elżbieta Frączak a to są twoi nauczyciele. Poznaj Eliasza od zajęć podstawowych - wskazała na pierwszego pana od swojej strony. W średnim wieku pan z wąsikiem. Wygląda na miłego - następnie to panna Eliza szkolna pielęgniarka - niska panienka o bląd włosach. - nauczyciel od walki ze smokami, pan Markus - a ten był w sumie przystojny jak na nauczyciela. Wysoki mężczyzna, o rozbudowanej postawie, z lekkim zarostem. Nie jedna by się żuciłam na niego. Przygryzłam wargę patrząc prosto na niego. Uśmiechnął się. Zarumieniłam się. Reszta nauczycieli jeszcze nie dotarła jak widać.

- miło mi państwa poznać - przywitałam się uśmiechając się.

- Panna Eliza zaprowadzi cię teraz do twojej sypialni, przy czym lepiej się poznacie. O osiemnastkę zejdź na dół do sali głównej bo będzie apel. Już wszyscy dotarli. Ty jesteś ostatnia - uśmiechnęła się szeroko.

Poszłam w śladzie za panną Elizą. Szliśmy długim ciemnym korytarzem łączącym garaż z główną częścią budynku. Wychodząc z korytarza weszliśmy do ogromnego przestrzennego pomieszczenia z ogromnym żyrandolem. Gdy przechodziłyśmy do schodów które znajdowały się na końcu pomieszczenia po środku, grupka młodych ludzi, a dokładnie chłopaków szło naprzeciw nam. Obserowałam ich ruchy. Śmiali się, wygłupiali.  Widać, że są zadowoleni z tego miejsca.

- a wy czemu nie na lekcjach?! Ja wam zaraz dam! - zaczęli uciekać przed nią wolnym tempem śmiejąc się. Jeden z jednej strony, drugi z drugiej, otaczając ją ze wszystkich stron - przestańcie bo pójdę do dyrektora!

- i co?  naskarżysz na nas? - wysoki blondyn zaczął z nią pogrywać.  Wszyscy wokół się śmiali. Chyba mnie nie zauważyli. Obserowałam ich z uśmiechem,  bo musze przyznać że zabawnie to wyglądało.

- przestańcie - prosila z naciskiem, nie przestawali

Postanowiłam wkroczyć do akcji. Ktoś w końcu musi to zrobić.

- oj odpuśćcie, okej? - w śmiechu podeszłam z pomocą - nie widzicie, że panienka się zmęczyła? Dajcie jej ochłonąć - wciąż się śmiejąc. Oni też nie przestawali. W końcu dali jej spokój.

- ty za pewne jesteś nowa? - kiwnełam głową w odpowiedzi - Może lepiej będzie gdy znajdziesz sobie innych znajomych bo higienistka nie ma zbytnio humoru.

- ty mi lepiej nie mów co ja mam robić, okej? - w tle słychać było buczenie.

- okej, okej. Nie bij. - uśmiechnęłam się - z kąt jesteś?

- ja z ... - Eliza mi przerwała w ostatniej chwili.

- z tąd. A teraz jazda mi do sali bo pozabieram smartphony! - zaczęli iść z uśmiechem. Zaczeli machać rękoma. Nie mogłam przestać się śmiać.

- na razie nowa - zaczęli krzyczeć. W odpowiedzi wykrzywiłam twarz.

- nie zwracaj na nich uwagi. To frajerzy - zaczęłam się znowu śmiać - z takimi lepiej się nie zadawać, ja jestem od nich lepsza - zaczęła improwizować śmiejąc się.

- oczywiście - i poszłyśmy na górę.

Moja sypialnia jest piękna. Co że dziele ja z jakąś chinkom.  Jest bardzo dobrze oświetlony. W pokoju nie ma żadnego okna ale na szczęście jest klimatyzacja bo bym się udusiła. Wzięłam ubranie leżące na moim łóżku i poszłam do łazienki się przebrać. Całkiem fajny strój. Bardzo przylegający ale wykonany z dokładną precyzją. To czarny kombinezon jak można to tak nazwać. Z małym herbem szkoły nad prawą piersią. Mi się podoba. Rozpuściłam włosy zaczesując na bok. Została minuta wiec zaczęłam już schodzić na dół. Przed wejściem do sali wielkiej zamurowało mnie. Oszołomiona tym co zobaczyłam stałam w drzwiach bez ruchu.

Miasto SmokówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz