fragment 5

11 1 0
                                    

Wreszcie pokaz dobiegł końca, otrzymałam drugi kolczyk i opuściłam hotel. Po powrocie do domu sięgnęłam po laptopa, by ustalić w jakiej cenie można kupić sprzęt Kochgeratexu. To co znalazłam wprawiło mnie w osłupienie. Garnki prezentowane na pokazie były produkowane przez polskiego fabrykanta (który do Szwajcarii jeździł co najwyżej na narty) i można je było kupić pod inną marką w jednym z popularnych supermarketów za kilkaset złotych.

Nadzwyczajne możliwości garnków wynikały natomiast z tego, że przed pokazem starannie smarowano je wysokojakościowym smarem przemysłowym, za sprawą którego nic nie miało prawa się przypalić i przywrzeć do garnka. Uczestnikom serwowano natomiast potrawy zamówione w restauracji i ukryte pod stołem w naczyniach termicznych. Systematyczne obniżanie ceny również było standardowym sposobem sprzedaży. Najbardziej oburzające było jednak to, że pokwitowanie przyjęcia garnków na miesięczną próbę było w rzeczywistości umową ich zakupu, tyle że z odroczoną płatnością. Strasznie wzburzyło mnie to, w jaki sposób sprzedawcy naciągali starszych ludzi na niewiele warte garnki.

W kolejny weekend odwiedziłam babcię Zuzannę, kobietę ciepłą i uczynną, lecz niestety z wiekiem coraz bardziej zagubioną. Opowiedziałam jej dokładnie o prezentacji garnków i wymusiłam obietnicę, że nie weźmie nigdy udziału w żadnym takim pokazie, a tym bardziej nic nie kupi od oszustów z Kochgeratex. Kolczyki podarowałam przy jakieś okazji bratanicy, a z pracy w marketingu zrezygnowałam kilka miesięcy później. Wprawdzie marketing w handlu jest znacznie bardziej etyczny, ale jednak nie była to praca dla mnie.

Byłam przekonana, że cała historia, zarówno z marketingiem, jak i z pokazem garnków jest już zakończona i powinnam ją traktować jedynie w charakterze anegdotki, którą można opowiadać w gronie dobrych znajomych przy piwie. Stało się jednak inaczej. Oto właśnie, w najmniej spodziewanym momencie, bo na moim ślubie, cała opowieść, niczym czczony przez starożytnych wąż Uroboros, zagryzła zęby na swoim ogonie.

Udaję właśnie niezmierne szczęście, lecz w rzeczywistości odczuwam jedynie rozgoryczenie. Stoję z moim ukochanym (i już mężem!) w wielkiej sali i odbieram życzenia, zaraz rozpocznie się moje wesele. Patrzę na prezent ślubny – starannie przewiązane wstążką kartonowe opakowanie garnków z dumnym napisem Kochgeratex, swiss design. Tak naprawdę wolałabym w ogóle nie dostać prezentu, ale nie mogę przecież dać tego po sobie poznać. Szczęśliwie babcia Zuzanna niczego nie zauważa i wręcz promienieje radością.

– Pamiętam, mówiłaś mi kiedyś kochanie o tych garnkach i dwa razy prosiłaś, żebym zapamiętała nazwę. Szukałam i szukałam, pytałam znajomych, ale w końcu udało mi się. Na szczęście Pan Mariusz przygotował dla mnie specjalną ofertę, dzięki której mogłam je dla ciebie kupić. Złoty chłopak!

Drugi kolczykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz