Ze szczególną dedykacją dla Waratir mojego mistrza memów🤍
___Wilk powoli wsunął się do namiotu. Bezszelestnie dostał się do środka, ponieważ duża część stada już spała. Nikt nie zwrócił uwagi na jego powrót. Czerwone ślepia błysnęły ostatni raz, gdy światło księżyca przebijało się przez niewielką dziurę w materiale. Następnie zaczęły przybierać inną barwę. Czerwień przeobrażała się w biel. Jasną, mocną, niczym śnieg. Żyły miejscami nachodziły na tęczówkę, przez co były one bardziej uwydatnione.
Mężczyzna po omacku sięgnął do ubrań, które zostawił na stołku po prawej stronie. Zdziwił się, gdy jego dłoń zetknęła się z drewnem, a nie z materiałem. Krążył wokół, ale nic nie mógł wyczuć.
Dłoń, która nagle zbliżała się do niego, poruszała się szybko i pewnie. Węch i słuch mężczyzny pozwolił mu przechwycić ją, zanim zderzyła się z jego torsem. Nadgarstki były delikatne, łatwo mógłby je zmiażdżyć mocniejszym chwytem. Drugą swoją ręką, którą nie trzymał kończyny na przeciwko, przejechał po drobnych palcach, aż po zaginione części garderoby. Były one trzymane w zaciśniętej pieści.
— Mówiłem Ci, że to nie jest śmieszne — burknął i wyszarpnął swoją odzież z rąk dziewczyny.
— Ja Ci mówiłam, że jesteś drętwy... i popatrz, nic sobie z tego nie zrobiłeś, tak jak ja — zaśmiała się perliście i zajęła miejsca na stołku.
Wilkołak nałożył na siebie każdą część ubioru, zakańczając całość łańcuszkiem ze srebrnym łukiem księżyca. Dziewczyna nosiła dokładnie taki sam. Ona, jak i reszta stada. Każdy posiadał taki łańcuszek, który nosił z dumą. Był czymś w rodzaju przysięgi, a złamanie jej groziło śmiercią. Był pieczęcią lojalności i wierności. Miał świadczyć o wspólnocie, pomimo różnic członków.
Wszystkich łączył Księżyc, dla wszystkich był on czymś w rodzaju bożka, losu, zwierzęcej natury. Nie było istotne, czy w niego wierzysz - ważne było, że nie odstępował Cię na krok. Zawsze na niebie obserwując czyny. Nie oceniając, jedynie kreując kolejne działania.
Mężczyzna o białych oczach przeszedł pewnym krokiem do drugiej części namiotu, która była oddzielona grubszą płachtą. Od razu zetknął się z różnorodnymi zapachami, w tym z kwiatem maku, z którego robiono prosty wywar erogenny.
Przejechał palcami po swoim nosie, by odrzucić intensywność woni i odwrócił się w kierunku dziewczyny, która ruszyła płachtą, również wchodząc do danego pomieszczenia.
— Czy ty znowu urządzasz orgię w naszym namiocie? — założył ręce na piersi, a dziewczyna parsknęła cicho, co nie uszło uwadze mężczyzny.
— Skąd takie przypuszczenia? — pytała żartobliwym tonem.
— Zgaduję — odparł sarkastycznie.
Dosłownie wszystko w tym pomieszczeniu wskazywało na to, że było w nim co najmniej pięć Omeg, które pieściły siebie nawzajem, dając rozkosz sobie i osobom wokół. Ich zapachy mieszały się ze sobą, tworząc porywającą woń, która napędza do dalszych poczynań. Westchnienia i jęki docierały powoli do uszu wilkołaka, uświadamiając go, że wywar działa już na nich od pewnego czasu.
— O widzisz... jednak nie jest z ciebie taki kołek — dziewczyna klepnęła go delikatnie w ramię, a po chwili poczuł na swoim drugim barku inny dotyk.
Odwrócił powoli głowę w kierunku osoby, która się obok niego znalazła. Dłonie sunęły w górę - po jego prawej ręce, aż do szyi. Ostry zapach uderzył w jego czuły punkt i musiał na chwilę odsunąć głowę, ukazując swój lewy profil.

CZYTASZ
✔️ The Land of Our Dreams | #1 ᴛʜᴇ ʟᴀɴᴅ (korekta - 12/72)
Wilkołaki[ 𝔎𝔯𝔞𝔦𝔫𝔞 𝔑𝔞𝔰𝔷𝔶𝔠𝔥 𝔖𝔫𝔬́𝔴 ] ᴡ ᴋʀᴀɪɴɪᴇ, ɢᴅᴢɪᴇ ᴛʀᴢᴇʙᴀ ᴡᴀʟᴄᴢʏᴄ́ ᴏ ᴍɪᴌᴏꜱ́ᴄ́... Eris od zawsze marzył o miłości - prawdziwej, wolnej, wybranej z serca. Pragnął spotkać swoje przeznaczenie, choć wiedział, że w świecie, w którym żyje, to niem...