Rozdział 4

15 0 0
                                    

Delikatne światło w odcieniu jasno-żółtym sączyło się z drżących, bladych dłoni, skierowanych na wprost zakrwawionej i nieco wykręconej pod dziwnym kątem ręki czarnowłosej dziewczyny, siedzącej obok.

- Naprawdę nic mi nie jest - mruknęła Lara. Zaraz potem jednak zaprzeczyła swoim słowom, krzywiąc się nieznacznie na przypadkowe muśnięcie jej ręki przez Akochi.

Ona z kolei wyglądała, jakby miała się zaraz rozpłakać. Tylko przygryziona już chyba nawet do krwi warga i zaciśnięta pięść z wbitymi paznokciami w skórę ją powstrzymywały od wybuchnięcia płaczem.

- N-na pewno? - wyjąkała nieśmiało, obdarzając przyjaciółkę takim spojrzeniem, jakby ta zaraz miała wyzionąć ducha.

- Przestań się mazać - przecież nie pierwszy raz widzisz rozwaloną głowę, czy złamaną rękę - odparła, po czym znów syknęła z bólu, kiedy drżąca dłoń Akochi ponownie przez przypadek ją musnęła.

- Jeszcze tylko chwila - wymamrotała takim tonem, jakby to były przeprosiny, jakby naprawdę czuła się winna, za to co się stało, mimo, że nie do końca z jej winy.

- Myślę, że mamy teraz większe problemy - mruknęła Lara, po czym ostentacyjnie spojrzała na dotąd milczącego i obserwującego tą całą rozmowę nieco z boku Andrew.

On zaś stał oparty o ścianę z założonymi rękami, wpatrując się w podłogę. Również trochę martwił się o Larę (czego oczywiście na głos nigdy by nie przyznał), jednak w tamtej chwili bardzo trudno byłoby mu sklecić jakieś zdanie. Zresztą stwierdził, iż lepiej nie podchodzić do wściekłej dziewczyny, która, jak się okazuje, nie jest wcale taka najgorsza we władaniu mieczem. Jakby tego mało, to ona go obroniła, narażając swoje życie. Dla Andrew oznaczało to ogromną porażkę i cios dla jego dumy. Miał wrażenie, że wszyscy ci książęta z bajek na białych koniach teraz patrzą na niego z wielką dezaprobatą.

- Sugerujesz, że niby to sobie zaplanowałem? - odburknął, co było niezbyt stosowne do danej sytuacji.

Jak to w ogóle się stało? Dlaczego? Jakim cudem?

- Nie wiem już sama, co o tym myśleć - odparła, rzucając mu ostrzegające spojrzenie kątem oka.

Wszystko to było dla niego zbyt skomplikowane, Zresztą, patrząc po minie Akochi (której uwagę w końcu, na krótką chwilę, zwróciło coś innego niż obrażenia przyjaciółki), cała trójka rozumiała z tego tyle samo, czyli kompletnie nic.

Co takiego się wydarzyło? Wróćmy może do momentu, kiedy Lara z impetem została odepchnięta przez potwora na pobliską ścianę. Zdążyło usłyszeć wielki huk, potem zaś zrobiło jej się nieco ciemno przed oczami. Na szczęście nie straciła przytomności, ale ledwo była w stanie cokolwiek widzieć, a na domiar złego ból złamanej i wykręconej ręki oraz rozwalonej głowy przeniknął jej ciało tak, że nie miała siły się podnieść.

"Kusa! Cholera! Wstawaj już! Już nieraz oberwałaś gorzej, a..."

Nie dokończyła swojej myśli, bowiem właśnie w tamtym momencie potwór minął ją, kierując się na wprost leżącego parę metrów dalej Andrew, który najwidoczniej również nie mógł, tym razem z kolei ze strachu, się ruszyć.

"Nie!!!" - próbowała krzyknąć, ale głos uwiązł jej w krtani. I tak było już za późno - rozpędzone zwierzę zgięło tylne nogi, przygotowując się do skoku, po czym wzniosło się w powietrze z wyciągniętymi pazurami w stronę chłopca.

Wiedziała, że jeśli nawet w tej chwili zniknęłyby mroczki sprzed oczu i jakimś cudem udałoby się jej podnieść , nie dałaby rady dobiec i spełnić swojego głównego obowiązku - ochrony śmiertelników, nawet tych bez ani grama instynktu samozachowawczego, czego przykład miała na załączonym obrazku. Niestety, nie był to też powód, dla którego nie miałaby zaryzykować swojego życia.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 11, 2015 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

FarewellWhere stories live. Discover now