Siódma rano. Całe miasto budzi się do życia. Starsi idą do pracy, młodsi do szkoły. Wszystko ma swój codzienny, niemalże monotonny bieg.
- Andriłu!! Wstawaj już! Mama cię woła i mówi, że jak teraz nie wstaniesz, to się spóźnisz do szkoły!
No, niemalże.
Jeszcze mocno zamroczony Andrew powoli otworzył oczy. Pierwsze, co ujrzał to słodka, mała buzia chłopca, uderzająco do niego podobnego.
- Co ty tu robisz mały? - spytał, przecierając zaspane oczy. Czuł się, jakby dosłownie nie spał z pół nocy.
- Mama mówi, że masz już wychodzić! - wykrzyknął, tym razem prosto do ucha Andrew.
- Przestań, Nico - odparł, krzywiąc się, jednak, kiedy ujrzał szeroko uśmiechniętą i niewinną twarz młodszego brata, nie umiał nie odpowiedzieć mu również uśmiechem. - Dobra już idę! Możesz już ze mnie zejść i powiedzieć mamie, że będę na dole za dziesięć minut....
- Ale mama mówi, że masz za dziesięć minut autobus do szkoły i...
- Co?! - wykrzyknął Andrew, zrywając się z łóżka, jak poparzony. - Dlaczego mnie wcześniej nie obudziliście?! - mruknął nerwowo, wciągając na siebie dżinsy, które wyjął spod łóżka.
- Mamo była u ciebie trzy razy, ale mówiła, że tylko mruknąłeś coś przez sen o jakiś strażiniakach i spałeś dalej - odparł spokojnie Nico, przysiadając "po turecku" na skraju łóżka brata.
- Nie o strażakach? - mruknął wkładając pierwszy, lepszy T-shirt.
- Chyba tak - odparł Nico, ale Andrew już tego nie słyszał. Zbiegał, jak to mawiała mama: "Na połamanie karku" po schodach. Wbiegł szybko jeszcze do kuchni po przygotowane drugie śniadanie, a następnie żegnany słowami: "Dłużej wlec się dzisiaj nie dało, co?!" wybiegł z domu, akurat, kiedy podjechał autobus szkolny pod dom.
- Co tak wcześnie? - mruknął zgryźliwie Caleb, przesuwając się minimalnie na swoim siedzeniu, co oznaczało w jego mowie ciała tyle samo, co "zrobienie miejsca zaledwie na półdupek".
- Nie wyspałem się i tyle - odparł Andrew, udając, że nie usłyszał sarkazmu w słowach przyjaciela.
- Oj biedactwo, a cóż takiego drogie dziecko robiło przez całą noc, że wyglądanie gorzej niż zwykle? - zapytała przesłodzonym tonem Maggie, odwracając się do przyjaciół. Jak zawsze siedziała sama, na siedzeniu przed nimi. Mimo, że wygląd i ubiór na to wskazywały, nie kumplowała się z dziewczynami. Zdecydowanie o wiele lepiej dogadywała się z płcią mniej piękną i nie mowa tu tylko o Andrew, czy Calebie! Była o wiele bardziej otwarta , wyluzowana w towarzystwie chłopaków, przez co miała o wiele lepszy i bliższy z nimi kontakt, niż reszta dziewczyn z klasy. Oraz być może dzięki temu była najbardziej rozchwytywaną dziewczyną w klasie, mimo braku niektórych walorów, którego zdążył już Caleb wypomnieć jej z parę razy.
Jednak bardzo często miała czasy tzw. depresji samotności. Nie przychodziła do szkoły, nie odbierała telefonów itp. Przechodziło to równie szybko i niespodziewanie, jak się pojawiało. Mogła przez jeden dzień kompletnie zniknąć z powierzchni ziemi, a dwadzieścia cztery godziny później pojawić się w szkole, jak gdyby nigdy nic i bez słowa, czy chęci wyjaśnienia. Maggie była zagadką dla wszystkich. Taką, do której trzeba klucza w postaci cudu, aby móc ją "otworzyć"
Autobusem zatrzęsło, po czym z warkotem silników, ruszył przed siebie. Od razu wszyscy zaczęli ze sobą naraz rozmawiać, przekrzykując się jeden przez drugiego. Zwykły, nudny dzień, jak każdy... A jednak, było coś, co w tym wszystkim Andrew nie pasowało. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz tak źle spał, że niemalże zaspał do szkoły, nawet, kiedy siedział do drugiej w nocy nad książkami.

YOU ARE READING
Farewell
FantasyOpowieść o zwkłym, nastoletnim chłopcu, na którego drodze pojawiają się pewnego dnia dwie dziewczyny, których praktycznie nigdy nie powininien spotkać. Dzięki temu wkracza w zupełnie inny świat, pełen magii, dobra i zła oraz "ludzi", posiadających...