Rozdział 1

126 4 0
                                    

 - Czujesz coś?

- Poza tym dziwnym czymś, co unosi się w tutejszym powietrzu?

- Co ty gadasz?! Tutaj jest super - hiper - fantastycznie!  Popatrz jak tu wysoko, ile rzeczy, ilu ludzi w dole...

- Nie rozkręcaj się już bardziej. Mamy inne zadanie do wykonania, a ja czuję w tym powietrzu coś jeszcze.

- Cz-cz-czorkaladę?

- Czekoladę...

- Tym razem na pewno zapamiętam!

- Ale to nie czekolada. Lepiej! Czuję... Kłopoty.

- Ja tam nic nie wyczuwam...

- Spokojnie, noc dopiero zapadła. Jestem pewna, że nie będziemy tutaj siedzieć bezczynnie.

*** 

Bardzo głośny odgłos, podobny do uderzenia piorunu, obudził Andrew.  Pierwsze, co zrobił, to na palcach szybko podszedł pod drzwi pokoju Nico. Dopiero jak usłyszał znajome, spokojne chrapanie brata, uspokoił się zupełnie. Sam chciałby mieć taki mocny sen, żeby nawet jakiś budzik nie mógł go zbudzić, a co dopiero piorun!

Był pewien, że teraz już przez długi czas nie będzie mógł zasnąć. Zwłaszcza po tym strasznie dziwnym, jak dla niego, dniu.  Ogólnie rzecz biorąc czuł się strasznie dziwnie od jakiegoś czasu i tu wcale nie miał na myśli tych jego "odpływań" od rzeczywistości, ale też częste bóle głowy i to ciągłe zmęczenie, tak, że nawet nie chciało mu się dzisiaj wyjść z przyjaciółmi!

Nagle usłyszał tak głośny trzask, że ledwo powstrzymał się od krzyku z przerażenia. I to na sto procent nie był piorun! 

I znów kolejny trzask. Tym razem głośniejszy, jakby jego źródło zbliżyło się do domu, a dokładniej - na dach!  Przez jakąś chwilę walczyła jego nieopanowana, jak zawsze zresztą, ciekawość ze strachem, dotyczącym tego, co mógł tam zobaczyć. Co prawda, nie wierzył w duchy, zombie inne tego typu stwory, ale i tak wyobraźnia wiedziała swoje.  W końcu wygrała ciekawość - najwyżej zacznie wrzeszczeć i ucieknie.... O ile będzie miał taką możliwość...

Ostrożnie wrócił do swojego pokoju, po czym, starając się zrobić jak najmniej hałasu (i tak to było zaskakujące, że te wszystkie trzaski rodziny jeszcze nie obudziły) otworzył drzwi balkonowe. Zimne, nocne powietrze wdarło się do jego pokoju, jakby cały czas czekało pod drzwiami, aż zostaną otwarte. Przeszedł chłopca dreszcz, mimo, że była to dopiero jesień, gdzie nie można było mówić o mrozach, w porównaniu do częstych dla tego regionu, srogich zim. 

Powoli stanął bosymi stopami na zewnątrz. Po chwili doszedł do wniosku, że mógł zabrać ze sobą coś na nogi i jakiś szlafrok, czy nawet kurtkę, ale nie chciał się już wracać. Bał się, że wtedy stchórzy i rozmyśli, a z drugiej, tej bardziej masochistycznej strony, bardzo chciał się dowiedzieć, co było przyczyną tych dziwnych odgłosów. Całe szczęście, że drabina, prowadząca na dach, "wisiała" na ścianie akurat tuż obok jego balkonu!

Z drżącymi rękami zaczął wchodzić na dach, modląc się, aby akurat tego dnia jakiś szczebel się nie zapadł, czy coś w tym stylu, co często pokazują w filmach. Kiedy był w połowie drogi, rozległ się kolejny trzask. Tym razem był bardzo głośny, co oznaczało, że jego źródło musiało być NAPRAWDĘ bardzo blisko! Na myśl o tym, głośno przełknął ślinę, tym razem naprawdę poważnie zastanawiając się, czy aby nie lepiej się wycofać i pójść spać - najwyżej to coś zabije go jak będzie spał, może mniej wtedy pocierpi! 

Z drugiej strony, pomysł schodzenia, kiedy już był tak daleko i patrzenia w dół także nie wydawał się jakimś dobrym pomysłem. Skoro już zaczął wchodzić i pokonał częściowo swój lęk wysokości, to niech chociaż tam wejdzie, nawet na sekundę, czy dwie, byle przynajmniej udowodnić sobie, że nie jest jakimś ostatnim tchórzem!

FarewellWhere stories live. Discover now