Zając ofiarny

93 12 0
                                    

Skrzypiąca pod nogami podłoga zaczęła irytować, a przyklejające się do czoła kosmyki niesfornych włosów nie pomagały w koncentracji. Wyjęła z torby starą mapę z wyznaczoną niebieskim markerem trasą. Zaznaczyła na niej godzinę wyjścia z tej nory i spojrzała na zegarek. Jeśli chcieli wyruszyć o dwudziestej pierwszej to zostały jej dwie godziny na krótką drzemkę. Mapa zaktualizowana, ewentualne kryjówki zapamiętała, wyczyściła i schowała noże.
Severus przespał cały dzień, ale bynajmniej był to spokojny sen. Pocił się i majaczył, miał gorące czoło. Ktoś musi się nim zająć, sama nie była w stanie stwierdzić czy to objawy zakażenia czy po prostu koszmary. Ona też nie spała dobrze. Nie wiedziała komu może ufać, Luna i Narcyza miały na nich czekać na skraju lasu. Czy faktycznie tam będą? Czy Harry zdobył korzeń? Czy Fred i George zbudowali to, co miało pomóc w ukryciu niewinnych?
Sen, tylko odrobina odpoczynku uratuje ją przed szaleństwem.
Bum
Bum
Bum
- Granger, Granger kurwa obudź się.
Zerwała się, a jej dłoń powędrowała do cholewki buta.
- Co się stało, Snape?
- Musimy uciekać. Teraz.
Nie odpowiedziała, zgarnęła plecak spod ściany, upewniła się, że Severus jest przygotowany i po kilku minutach żwawym krokiem wyszli z tej cuchnącej meliny.
Maszerowali szybko, bez rozmów. Musieli oszczędzać oddechy, każda zmarnowana cząsteczka tlenu może ich spowolnić. Opóźnienie oznacza smierć. Zerknęła na stary, mugolski zegarek, który znalazła kiedyś na śmietniku.
- Wyszliśmy o dwudziestej piętnaście, jest prawie północ. Zróbmy dziesięciominutową przerwę, muszę sprawdzić twój opatrunek. Potem ruszymy dalej. Jeśli będziemy na miejscu przed trzecią nad ranem, drugą przerwę zrobimy niedługo.
- W porządku.
Opatrunek był brudny, zdecydowanie powinna go wymienić. Na szczęście rana nie była mocno podrażniona, dadzą sobie z tym radę. Nie otwierała się podczas marszu, a to najważniejsze. Krew zostawia magiczną energię, a po tym umiejętny zabójca wytropi ofiarę. Powinna myśleć o jego zdrowiu, ale głód, przemarznięte stopy i brudne ciało sprawiało, że jedyne o czym marzyła to przetrwać. Musieli skończyć misje, potem obiecali sobie, że spędzą trzy dni w lochach, śpiąc do oporu, pijąc dobre wino i jedząc najpyszniejsze dania, które będą donosić im skrzaty. Ach, Iskierka. Obiecała jej zebrać kilka szyszek, musi o nich pamiętać.
- Granger, ruszajmy. Już czas.
Kiwnęła głową bez słowa i założyła plecak. Maszerowali według mapy nie dłużej niż godzinę, kiedy Snape się zatrzymał.
- O co chodzi? - szepnęła, nachylając się tak, aby w dowolnej chwili zaatakować.
- Nie mogłem ci powiedzieć.
Wyprostowała się, nie słyszała kroków ani szmerów potencjalnych atakujących. Wokół niej były tylko pojedyncze drzewa i brzydka, wydeptana dróżka. Do prawdziwego lasu jeszcze przynajmniej dwie godziny. Spojrzała na Severusa. Klęknął przy omszonym głazie i znalazł maleńkie wgłębienie. Włożył kciuka do ust, a potem dotknął niewielkiej dziury. Sceneria się zmieniała, szybko i intensywnie. Drzewa wyrastały co sekundę, w niektórych miejscach błyskało niebieskawe światło, jakby imitujące letnie niebo. Trawa, mech i mnóstwo szyszek pojawiło się pod jej stopami tak nagle, że musiała się zaprzeć, aby nie upaść.
Najpierw zobaczyła Narcyzę, zaraz za nią stała Luna, która trzymała w dłoniach dużego, szarego zająca.
Spojrzała na Snape'a i po raz kolejny była w szoku. Zagrał jej na nosie, zaplanował to wszystko bez jej wiedzy i udawał, że to ona dowodzi akcją. Zgadzał się na wszystko, co zaproponowała, jednocześnie manipulując jej decyzjami tak, aby pasowały do planu. Mogłaby być wściekła i rozgoryczona, ale poczuła po prostu ulgę. Jest bezpieczna, przynajmniej teraz. Przynajmniej na chwilę. Ich wzrok się spotkał, a on nie chcąc nic mówić, posłał jej tylko grymas, który miał być uśmiechem.
Potwornie inteligenty z niego człowiek, oschły i pełen dumy, zdystansowany i zamknięty, ale szalenie inteligenty. Dużo dla niej znaczył, stał jej się partnerem. Nie mogła myśleć, że będą razem na innych zasadach niż te, które obowiązują teraz ale miała cichą nadzieję, że jak to wszystko się skoń...
- Hermiono! - z rozmyślań wyrwał ją słodki głos Luny, która uniosła zająca do góry.
Snape poszedł przodem, ona zaraz za nim. Wiedzieli, że mają kilka minut, zanim bariera wyśle sygnał do Ministerstwa.
Podeszli do Narcyzy, która podała im różdżki. Och, to ciepłe uczucie magii pod palcami! Jak ona za tym tęskniła!
Snape szturchnął ją łokciem. Podeszła do Luny, która podała jej zwierzę. Ucałowała je i wykonała kilka prostych ruchów różdżką, aby zając stał się nośnikiem jej energii. To samo zrobił mężczyzna. Wyglądał niesamowicie spokojnie, trzymając w dłoniach spokojnego, ufnego szaraka. Kiedy oboje przekazali odrobinę magii, wypuścili zająca do lasu. Z jakiegoś powodu to była bardzo wzruszająca chwila. Kolejna ofiara w imię wyższego dobra, w imię sprawiedliwości dyktowanej krwią.
Aportowali się do Zakazanego Lasu, a kiedy wylądowali na polanie, pierwsze co zrobili to zrzucili z siebie ciężkie buty i poszli boso, ramię w ramię do zamku.
- Zapomniałam o szyszkach!
- Zebrałem je, mam też kilka liści dębu, owoce jarzębiny i sosnowe igły.
- Iskierka będzie zachwycona!
- Mam nadzieję, potrzebujemy jej teraz.
- Myślisz, że są bezpieczne?
- Myśle, że ślizgonka i krukonka to niegłupi duet.
Rozpuściła brudne loki i pozwoliła im tańczyć na wietrze.

Nożownicy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz