Touch

240 30 27
                                    

Kiyoomi POV

Minął już przeszło tydzień. Dzień w dzień ćwiczyłem tak jak mnie o to prosił. Wciąż zastanawiałem się, dlaczego akurat dla niego próbuję się zmienić. Przez 25 lat nikt nie mógł mnie uleczyć a nagle znikąd pojawił się on, który w jakiś niewyjaśniony sposób na mnie zadziałał. Tym razem pewnie chwyciłem klamkę. Byłem z siebie dumny. 

- Zdezynfekowałem dla Ciebie niemalże całe pomieszczenie.- Poinformował mnie. Teoretycznie mógł mnie okłamać, ale z jakiegoś powodu czułem, że mogę mu zaufać.- I jak wygląda sytuacja? Dałeś radę się z czymś przemóc, czy raczej potrzebujesz więcej czasu?

- Właściwie to...- Zacząłem niepewnie.- Dużo ćwiczyłem.- Powiedziałem trochę zawstydzony. Czekał cierpliwie na kontynuację.-  I udało mi się, w miarę bez odruchu wymiotnego, dotknąć wiele różnych rzeczy.- Wypaliłem szybko.

- Cieszy mnie to. Pamiętaj, że z każdym przekroczonym progiem, jesteś o krok bliżej do celu.- Posłał mi ucieszony uśmiech. Widziałem dumę w jego oczach.- Uważasz, że jesteś gotowy na podjęcie się drugiego podpunktu?- w ogóle nie naciskał. Dzięki temu czułem swego rodzaju swobodę, ulgę.

Przełknąłem ślinę i wziąłem głęboki oddech.- Chyba tak.

- Dobrze. Z tego co tutaj widzę, mamy do czynienia z kontaktem fizycznym... Przez rękawiczki. Czujesz się sposobnie by poćwiczyć na mnie?- Wskazał na swoje ręce a ja potwierdziłem kiwnięciem głowy.- W takim razem zbliż się tutaj do mnie.- Wykonałem posłusznie polecenie.-  Jak widzisz, na dłoniach również mam sterylne rękawiczki.- Poinformował mnie.- Są do twojej dyspozycji.- Położył wyciągnięte ręce na blacie wierzchnią częścią do góry. Wpatrywałem się w nie chwilę, co jakiś czas sprawdzając jego reakcję. Siedział w ciszy, czekał na mój ruch, był całkowicie opanowany a oczy wyrażały spokój. Powoli sięgnąłem palcami do jego palców. Podczas samego dotyku moja ręka delikatnie odskoczyła, ale zaraz wróciła na z powrotem miejsce. Stwierdziłem, że nie było aż tak źle. Zacząłem niespiesznie przesuwać się dalej. Byłem tak skupiony, że nie widziałem nic poza niebieskimi rękawiczkami przed sobą. W końcu udało mi się położyć płasko swoją dłoń na jego. Wpatrywałem się w nie. Nie wiem jak długo, bo już chwilę temu utraciłem poczucie czasu. Nagle jego kciuk poruszył się i powoli zaczął gładzić nim wierzch mojej dłoni. Wzdrygnąłem się, ale pozwoliłem na to. Byłem jak w transie. Pomału zaczął przekręcać nasze ręce i splótł je ze sobą. Nie oderwałem od nich wzroku ani na moment. Nie zdawałem sobie sprawy z tego co robimy dopóki nie poczułem mrowiącego uczucia w brzuchu a dotykana skóra, mimo że przez rękawiczki, płonęła. Natychmiastowo zabrałem ją do siebie. Znów zrobiło mi się trochę słabo i poczułem wypieki na twarzy.

- Przepraszam, czy to było za szybko?- zapytał ze skruchą.- Wydawało mi się, że całkiem dobrze sobie radziłeś.

- Nie, było okej tylko...- Urwałem.- Sam nie wiem.- Wbiłem wzrok w podłogę szukając w niej ratunku. Bezskutecznie.

- Spokojnie, nic się nie stało. Uważam, że i tak zrobiłeś ogromny postęp.- Uśmiechnął się czule.- Wpatrywałeś się w nasze dłonie dobre czterdzieści minut, to całkiem pokaźny wynik.- Chwalił mnie. To było dla mnie coś niecodziennego. Poczułem mimowolne zawstydzenie. 

Kiedy miałem już wychodzić, odwróciłem się w jego kierunku i  zapytałem-  Czy mógłbym... Jeszcze... raz?- ściszając ton głosu przy każdym słowie. 

- Oczywiście. Byłoby mi niezmiernie miło.- Odpowiedział i stanął w połowie drogi wyciągając rękę do przodu. Podszedłem do niego i w ogromnym skupieniu, powolnie oraz subtelnie uścisnąłem czekającą na mnie dłoń. Jego palce delikatnie się na mnie zacisnęły. Patrzyłem na nie praktycznie nie oddychając.- Jestem z Ciebie naprawdę dumny, Kiyoomi.

Podniosłem na niego wzrok zdumiony i powiedziałem.- Dziękuję... Doktorze...?

- Jeśli czujesz się z tym wygodnie, możesz mówić mi po imieniu.- Uśmiechnął się do mnie ciepło.

Nerwowo przygryzłem wnętrze policzka poprawiając się.- Dziękuję, Atsumu.-  Wszelkie bliższe kontakty sprawiały mi trudność. Nie potrafiłem sobie z nimi radzić.

Tego dnia doświadczyłem dużo nowych emocji. Tych które dotąd były mi nieznane jak i tych, które zostały gdzieś we mnie utkwione i czekały na swojego archeologa. Szedłem przed siebie wspominając wydarzenie z przed chwili. Skupiając się na nich, nie zastanawiałem się nad otoczeniem i chyba pierwszy raz od dłuższego czasu byłem na zewnątrz bez konkretnych obaw o swoje życie. Wróciwszy do domu, po rutynowym odkażaniu, sięgnąłem do lodówki po jogurt. Usiadłem przy stole i już miałem zabierać się do jedzenia, kiedy jak nigdy, zwróciłem uwagę  na stan swoich dłoni. Poczułem do nich niejakie obrzydzenie. Spierzchnięte, poranione i zabliźnione. Nie mogące się zagoić, bo wciąż bariera skóry była naruszana. Maksymalnie wysuszone, spękane do boleści. Przyzwyczajony do bólu zawsze to ignorowałem. Jednak gdy pomyślałem o tym, że wkrótce będę musiał pokazać światu swoje dłonie. Zwłaszcza jemu... Przerwałem własne myśli. Dlaczego tak bardzo zależy mi na jego opinii? Na nim. Dlaczego tak bardzo się dla niego staram? Kim on dla mnie jest? Kim ja dla niego jestem? A co jeśli tylko udaje, żeby później z siłą najcięższych dział mnie zranić, dobić? Żeby poznać moje słabości i mnie wykorzystać?  W mojej głowie zaczęły rozbrzmiewać głosy moich prześladowców. 

Twoje życie nie ma sensu, od razu idź się zabij. I tak nikomu nie będzie przykro.

Naprawdę myślałeś, że ktokolwiek chciałby się z tobą zadawać?

Nie podchodź do mnie, jesteś dziwny.

Twoja matka nigdy Cię nie kochała, nie wmawiaj sobie.

Słyszałem jak Komori mówił, że Cię szczerze nienawidzi.

Złapałem się za głowę i zacząłem krzyczeć, żeby je zagłuszyć. Zalany łzami osunąłem się z krzesła i opadłem na podłogę pod stołem. Byłem słaby, nie miałem sił, nawet żeby się podnieść. Łapałem łapczywie oddech a moje ciało drżało. Przyciągnąłem nogi do klatki piersiowej i schowałem w nich twarz. Byłem taki beznadziejny, niepotrzebny, niekochany. Było mi zimno od bijącego chłodu płytek, ale nie miałem siły zrobić najmniejszego ruchu. Udręczony niepokojącymi myślami, w końcu padłem ze zmęczenia pod stołem. 

Pośród czterech kątów, jedynie samotnie stojący jogurt przypatrywał się całej sytuacji, ale ani myślał coś z tym zrobić. Głuche ściany zdawały się szeptać na jego temat najbardziej szydercze rzeczy a migająca żarówka śmiała się cicho z jego głupoty.

A sky full of stars [SakuAtsu]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz