Please, stay by my side

202 23 11
                                    

 Siedzieliśmy całą grupą w ciszy na korytarzu czekając na jakiekolwiek wieści od lekarzy. Po czasie udało mi się jakoś uspokoić. Opatulałem palcami plastikowy kubeczek z herbatą nie pozwalając lekko jeszcze drżącym dłoniom go wypuścić. Upiłem łyk gorącego naparu kiedy jeden z towarzyszy postanowił się odezwać.

- Po jaką cholerę on tam w ogóle wychodził?- zapytał Terushima.

- Teru, to nie jest odpo-...- Zaczął Ushijima, ale przerwałem mu.

Spojrzałem na chłopaka zabójczym wzrokiem.- Czy to jest w tym momencie takie ważne?- Mówiłem wyprany z emocji.

- Mówię tylko, że ma to na własne życzenie.- Nerwy mi puściły.

- Masz jaja żeby tak mówić w mojej obecności, naprawdę.- Wstałem i  rozgniewany ruszyłem w jego kierunku.- Wiem, że od zawsze go nienawidziłeś, jesteś na liście podejrzanych. Zazdrość zjada Cię od środka na myśl o jego osobie? Bo co? Bo nie możesz mu dorównać?- niebezpiecznie się do niego zbliżyłem.- Może to ty pomogłeś mu w tym wypadku, hm?- pchnąłem go mocno na ścianę powodując, że uderzył w nią z hukiem tyłem głowy.

- Pojebało Cię?!- Zaczął się miotać.

Niekontrolowana siła i nienawiść zawitała w moim ciele. Moje oczy płonęły widząc go.- Cóż innego mogę myśleć po takim zachowaniu?-Przywaliłem mu pięścią w policzek.- Jebany stalkerze, płoń w piekle!

- Hej!- czyjeś ramiona zaczęły mnie odciągać od niego.- Uspokój się.- Zacząłem się gwałtownie wyrywać i w końcu udało mi się wydostać. Pędem zacisnąłem dłoń na jego szyi odcinając dopływ krwi w tętnicach szyjnych.

- Może w końcu spełniło się jedno z twoich skrytych pragnień, co?- pytałem z szaleńczym uśmiechem na twarzy.- Przykro mi, ale życie za życie, mój drogi.- Zacząłem się dramatycznie śmiać zaciskając mocniej palce. Patrzyłem z przyjemnością jak powoli kolory odpływają z jego twarzy a oczy zachodzą mgłą. Dusił się. Nie mógł oddychać. Piękny widok. Niespodziewanie poczułem ostry ból w karku a moje oczy zaszły mrokiem. Opadłem mimowolnie na podłogę.

***

Obudziłem się wpatrzony w biały sufit. Podniosłem się do siadu czując kłujący ból w szyi. Sycząc potarłem obolałe miejsce. Rozejrzałem się dookoła a moim oczom ukazała się znajoma sylwetka.

- Już Ci lepiej świrusie?- zapytał nie patrząc na mnie Kuroo. Nie odpowiedziałem z początku. Dopiero, gdy przypomniałem sobie co się wcześniej stało skrzywiłem się.

- Jak... Jak on się czuje?- nie ukrywam byłem trochę przestraszony. Nigdy nikogo nie zaatakowałem. Nie wiem co mną wtedy kierowało,a ale wiem jedno, będę miał przesrane.

- Pielęgniarki zabrały go ze sobą żeby sprawić stan jego zdrowia...- Spojrzał na mnie marszcząc brwi.- Stary, jakby nas tam nie było, zabiłbyś go.- Mówił poważnie.

Złapałem się za głowę.- Wiem, wiem, wiem, wiem...- Przetarłem oczy.- Nie planowałem tego. Jest mi strasznie źle z tym, rozumiesz? To wszystko przez tę pokręconą sytuację.- Westchnąłem. Natychmiast podniosłem głowę pytając.- Gdzie są wszyscy? ... Co z Kiyoomim?!

Wypuścił powietrze z płuc. Oczy miał mocno zmęczone i podkrążone.- Pozostali już dawno wrócili do hotelu. Raz, że personel nieprzychylnie na nas patrzył, a dwa jest już prawie ranek. Postanowiłem z Tobą zostać... W sumie nie wiem dlaczego. Czułem...  Że to moja powinność...- Nie zdawałem sobie nawet sprawy, która jest godzina i ile czasu już upłynęło odkąd tutaj jesteśmy.- Już jakiś czas temu przywieźli go na salę.- Powiedział wskazując na drzwi nieopodal. Niemalże zerwałem się na nogi, ale zatrzymał mnie.- Poczekaj.- Mówił poważnie.- Posłuchaj mnie uważnie i nie rób żadnych pochopnych ruchów, rozumiesz?- Przytaknąłem okropnie się bojąc.- Kiyoomi leży pod aparaturą.- Sprawdzał co chwilę moją reakcję.- W wyniku obrażeń powypadkowych ma poważny, rozległy krwotok wewnętrzny.- Nagle zapomniałem jak się oddycha. Położył mi dłoń na ramieniu.- Nie pomaga w tym zdiagnozowana poważna arytmia serca. Jest w stanie ciężkim, zagrażającym życiu.- Zamarłem. Chciałem coś zrobić, ale własne ciało mnie nie słuchało.

- M-... Możemy... Go... Zobaczyć...?- wydukałem drżąco.

- Możesz zobaczyć go przez szybę. Nie mamy możliwości wejścia do środka.- Kiwnąłem głową i słabym krokiem ruszyłem ku wskazanym wcześniej drzwiom. Leżał podpięty do tysiąca ustrojstw.  Na bladej twarzy znajdowała się przezroczystozielona maska tlenowa. Przymknięte, spokojne oczy były zakrywane przez czarne włosy w mocnym nieładzie. Wyglądał jakby spał. Po prostu. Jakby spał tak jak zawsze w naszym łóżku. W naszym łóżku zaraz koło mnie. Powoli zacząłem dostrzegać liczne ciemne siniaki na jego nagiej skórze. Przeszedł mnie dreszcz. Wokół niego szamotały się pielęgniarki co chwilę coś przy nim robiąc. Nad łóżkiem wisiał elektrokardiograf pokazujący mocno nieregularny rytm serca. Zacząłem się obwiniać. Już dawno powinienem wysłać go do kardiologa wiedząc o tych wszystkich omdleniach, ale nie,  z własnej głupoty i ignorancji zesłałem chłopaka na taki los. W myślach cały czas modliłem się o jego zdrowie, które z niewiadomych przyczyn, tak szybko go opuściło. Nagle linie kardiogramu wyprostowały się. Obecne kobiety wpadły w panikę. Zaczęły krzyczeć coś o defibrylacji. Oczy wyszły mi na wierzch. Nie zważając  na ograniczenia, w popłochu wpadłem do sali. Zaraz za mną chłopak próbując mnie zatrzymać.

- Hej, nie możesz tutaj być! Pacjent jest w stanie zagrażającym życiu!- krzyczała jedna z nich.

- On umiera!-ryczałem. Kuroo z całych sił próbował odciągnąć mnie od łóżka. Kiedy zauważyłem, że przykładają defibrylator do jego ciała sprawiając, że mimowolnie podskakuje, zrobiło mi się słabo. Po trzech nieudanych próbach wyrwałem się z objęć bezsilnego chłopaka i ruszyłem ku pacjentowi.- Kiyoomi? Kiyoomi, Kiyoomi?- złapałem go za chłodniejszą niż zwykle dłoń.- Powiedz coś.- Mówiłem przez łzy.- Proszę...- Ucałowałem jego blade kostki pokryte ciemnymi sińcami. Przeniosłem wzrok na jego bezwiedną twarz.- Spójrz na mnie...- Dotknąłem delikatnie jego przymrużonych oczu.- Omi, proszę...- Błagałem zapłakany.

- Atsumu...- Położył dłoń na moim ramieniu.- On...- Zatrzymał się na moment.- On... Odszedł...- Powiedział cicho. Spojrzałem na niego z niedowierzaniem.

- Nie! Spójrz, przecież oddycha!- spojrzałem na jego nieruchomą klatkę piersiową próbując wmówić sobie, że choć minimalnie się porusza.- Oddycha... Prawda?- nie odróżniałem już rzeczywistości od imaginacji.  Pragnąłem się tylko choć raz jeszcze usłyszeć jego kochający głos, poczuć ciepło jego ciała, jego dłoni, doświadczyć smaku jego ust, ostatni raz zobaczyć jego promienny uśmiech. Opadłem bezsilnie na podłogę. Wszystko dookoła mnie zaczęło wirować. Nie mogłem oddychać, było mi niedobrze i słabo. Słyszałem krzyki dookoła, ale nie mogłem na nie odpowiedzieć, bo otoczenie prędko spowiło się czernią oddalając tlące się głosy z dala ode mnie. Wpatrywałem się w nicość kiedy nagle rozświetliła się lekkim światłem. Zmrużyłem oczy przed oślepiającym blaskiem kiedy z  jasności wyłoniła się ręka, którą bez zawahania złapałem. Czułem się bezpiecznie chwytając ją, ufałem jej.

- Atsumu...- Odezwał się do mnie znajomy głos.- Przepraszam...

- Czy ja już oszalałem?- pytałem samego siebie.- Dlaczego? Dlaczego Kiyoomi? Dlaczego?- postać nie odpowiadała.- Nie mogłeś zostać w pokoju? Co Cię zmusiło do wyjścia?- znowu płakałem.- Dlaczego?- wpatrywałem się w jasność, z której wyłoniła się jego uśmiechnięta twarz. Taka jak kiedyś, taka jak zawsze, znajoma. Ryczałem, nie panowałem nad sobą.

Przyłożył dłoń do mojego policzka mówiąc.- Dziękuję. Dziękuję za wszystko.- Chciałem poczuć jego dotyk, ale gdy sięgnąłem po niego, rozpłynął się na miliony mikro cząsteczek rozwiewając się po otchłani nie pozostawiając nic po sobie.

- Dla-... Dlaczego...- Powiedziałem niemalże niesłyszalnie zamykając oczy i oddając się panującym tutaj siłom. 

A sky full of stars [SakuAtsu]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz