PRAY FOR US SINNERS

267 23 88
                                    










{włączajcie muzykę — naprawdę warto, odlecicie wprost do lat 40-tych...}













„We laughed so much about nothing

And we spoke so much about nothing

But it was everything then."











Lato tamtego roku było niezwykle piękne, a my byliśmy młodzi. Ty o rok starszy ode mnie.

Miałeś siłę zaprawionego w sztormie marynarza, porywający głos pastora, beztroski śmiech małego chłopca. Zawsze marszczyłeś nos, gdy coś cię rozbawiło.

Oczy twe były oczami marzyciela.

Mówili, że są skryte za warstwą szkła, które za moment pęknie, rozpadnie się na maleńkie kawałeczki. Albo, że wstrzymujesz w nich łzy, które w każdej chwili mogą spłynąć po ogolonych policzkach. Wszystko wyrażałeś tymi błękitnymi, cierpiącymi oczami. Czy niewielkim drżeniem powiek, czy szybkim mrugnięciem, czy długim, przeciągającym się spojrzeniem, które sprawiało, że kark zaczynał pokrywać się gęsią skórką.

Za twoimi oczami kryła się mądrość starca bądź wieszcza. Głęboko ukryta w tobie powaga i dojrzałość.

Wojna zaczynała nas zmieniać, już wkraczała do naszych umysłów, ale wtedy jeszcze nie widzieliśmy jej całej. Mrok i niepokój powoli wstępowały w nas, ale wybuchy granatów wciąż zdawały się pobrzmiewać daleko, nie dosięgały nas, niemal jak bicie dzwonów w kościele oddalonym o kilka kilometrów.

Wojna jeszcze ukrywała przed nami swoje prawdziwe oblicze. Przeżyliśmy jedno szczęśliwe zakończenie, gdy cię odnalazłem i postanowiłem już nigdy nie stracić.

Wtedy jeszcze tak niewiele wiedziałem.

Nie wiem skąd wziął się pomysł tego wyjazdu. Po otrzymaniu naszej pierwszej, dłuższej przepustki nie mogliśmy usiedzieć w mieście.

Ciepło lata kusiło nas wspomnieniem beztroskich dni, kiedy wraz z naszymi matkami i twoją siostrą wybieraliśmy się na plażę, by patrzeć jak ludzie zanurzają się w błyszczącej od słońca wodzie. Lata temu mieliśmy kapelusze z szerokimi rondami, wiklinowe koszyki a Becca za każdym razem wyciągała z nich najlepsze kanapki jakie w życiu jedliśmy. Dalej nie wiem czemu smakowały tak wyjątkowo. Może dlatego, że w przygotowanie ich wkładała kawałek serca, ułamek swej delikatności i czułości. Kanapki pałaszowaliśmy ze smakiem, a ty nie mogłeś powstrzymać się przed zjedzeniem jednej z przydzielonych mi połówek.

Zawsze chciałeś więcej i umiałeś to wyegzekwować.

Po śmierci mamy porzuciliśmy te wyjazdy. Musiałem iść do pracy, ty także zacząłeś poszukiwać zarobku.

Dopóki nie nadeszła wojna. Myśli uniesione zostały przez patriotyczne pieśni, przez blask wypolerowanych guzików ciemnobrązowego munduru i plakaty nawołujące do walki, rozwieszone na każdej ulicy. Wystarczyło kilka sloganów o obronie ojczyzny, o wiekuistej chwale i bohaterskiej śmierci, a my już zapomnieliśmy, że istniało życie bez wojny, że kiedyś jeździliśmy na plażę z naszymi matkami.

Znów byliśmy w Ameryce. Ojczyzna wyglądała znajomo i witała nas pełnią lata. Nie traciliśmy czasu. Pakowanie zajęło nam cały ranek i w pożyczonym Fordzie pickupie o częściowo zdartym lakierze odjechaliśmy przed siebie, w stronę pięknych, zielonych przestrzeni wschodniego wybrzeża.

Zjechaliśmy z głównych dróg. Przemierzaliśmy złote pola, na których rosło dojrzewające zboże, uginające się pod każdym, nawet najmniejszym podmuchem upalnego wiatru. Jechaliśmy przez aleje wzdłuż których rosły wysokie drzewa o poskręcanych pniach i o liściach, które zwisały w stronę ziemi.

𝐏𝐑𝐀𝐘 𝐅𝐎𝐑 𝐔𝐒 𝐒𝐈𝐍𝐍𝐄𝐑𝐒 {𝑠𝑡𝑢𝑐𝑘𝑦}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz