ROZDZIAŁ I

483 40 30
                                    

Szmaragdowe tęczówki sunęły leniwym wzrokiem po sali klubowej. Mózg był przyćmiony sporą dawką alkoholu i głośną muzyką, wydobywającą się z głośników. DJ, nie dawał za wygraną, ciągle puszczając jakieś szybkie kawałki, na zmianę walcząc z jakimiś podrzędnymi raperami, którzy chcieli się wybić na swoim marnym flow.

Przywoływał, w głowie wspomnienia, z gorącej Ibizy, imprez w tamtejszych klubach, jedynych w swoim rodzaju drinków i shishy, palonej o północy na plaży, a przede wszystkim, rozpalającej do czerwoności, zmysłowej, hiszpańskiej muzyki. Ach, co on by dał, by przeskoczyć ostatni miesiąc studiów, wskoczyć w pierwszy, lepszy samolot i rozkoszować, się słońcem, plażami, lazurową wodą i... Niezobowiązującym seksem, przy zachodzie słońca.

Szatyn tego dnia nie bawił się dobrze. Ba, nie bawił się wcale. Sączył powoli, czwartą tego wieczoru szklankę whisky z lodem, co jakiś czas rzucając wzrokiem na bar. Za którym w precyzyjny, błyskawiczny i niezwykle ponętny sposób uwijał się jeden z barmanów. Robiąc przedziwne gesty manipulował wszystkimi kobietami siedzącymi przy barze i nie tylko nimi.

Mężczyzna od niedawna pracował w tym miejscu, wiedział to ponieważ często przebywał w klubie, korzystał z tego że jako student i najlepszy przyjaciel, jednego z barmanów, miał zniżkę do ponad pięćdziesięciu procent na wszystkie drinki, nawet najbogatsi korzystaliby z takiej okazji.

Obserwował uważnie drobnego, czarnowłosego mężczyznę, z najprawdopodobniej srebrnym kolczykiem w uchu, który swoim przenikliwym i magnetyzującym spojrzeniem, obdarzał i jego osobę co jakiś czas.

-Halo! Ziemia do Erena! Nie śpimy, noc jeszcze długa -usłyszał pstryknięcie palców, przy samym uchu. Powłóczystym ruchem gałek ocznych, spojrzał na postać przed nim. Podobnie jak drobny magik za barem, ten również ubrany był w czarną koszulkę, tego koloru spodnie i obuwie, jednak aparycją różnił się całkowicie od poprzednika. Wysoki, szczupły mężczyzna, o błękitnych, radosnych oczach, z zawsze nienagannie ułożoną blond czupryną, nie pasował do tego typu miejsc, choć był jednym z najlepszych pracowników, nalał mu kolejną whisky -na koszt firmy -uśmiechnął się.

-Armin -szatyn przeczesał dłonią, przydługawe włosy, spięte w niewielką kitkę -wychleję Ci całego Jack'a, za bezcen, a potem będziesz znów marudził że musisz dopłacać -wyciągnął banknot o nominale dwudziestu euro i wetknął w rękę kumplowi -napiwek, byku.

-To żeś się postarał -przewrócił oczami, ale sprytnie schował pieniądz do tylnej kieszeni spodni -jak Ci idzie na studiach? -zagadnął, biorąc się za wycieranie szklanek, które ktoś doniósł z kuchni.

-Marnie -przewrócił oczyma -życie jest niesprawiedliwe, nie sądzisz?

-Dlaczego? -zapytał z ciekawością wymalowaną na twarzy, niebieskie światło jeszcze bardziej podkreślało kolor nieba w jego oczach, w których teraz pojawiły się ogniki ciekawości.

-Jesteś znacznie inteligentniejszy, niż ja, znacznie bardziej oczytany i ciekawy świata. Dlaczego właśnie ty nie pozostałeś na studiach i nie chciałeś przyjąć pomocy ze strony mojej rodziny?

Zaskoczony tym pytaniem blondyn, przeciągnął dłonią po wygolonych bokach. Przecież zielonooki znał odpowiedź, dlaczego po raz kolejny wraca do tego tematu?

-Eren, ostatnie czego chciałbym, to być ciężarem dla Ciebie i Twojej rodziny -powiedział stanowczo -i nie mów mi teraz, że to nie prawda, bo sam zdaje sobie sprawę z tego że mimo iż jesteś z dzianej familii, to i tak byłoby mi głupio, i... Nie poruszajmy więcej tego tematu, ok? Lubię swoje życie takie jakim jest, mimo że nie jest łatwo, to i tak, nie jest źle.

-Dobrze, dobrze -uniósł ręce w geście poddania, następnie gestem dłoni pokazał, by przyjaciel się nad nim nachylił -powiedz mi, co to za ten w czarnych włosach? Jakiś czas tu pracuje, a nic o nim nie wiem.

Armin uśmiechnął się pod nosem, wiedział co chodzi po głowie szatyna, Znał go jak własną kieszeń i wiedział to iż, płeć przeciwna nie była nigdy w jego guście. Pomimo że było to dla niego dość dziwne, niezrozumiałe, akceptował Erena, nigdy nie ubliżając z tego powodu.

-Ty gamoniu, chcice masz? -zaśmiał się dźwięcznie, za co za chwilę oberwał lekko w głowę -To Levi, nazwiska Ci nie podam, bo nie znam. Chyba największa diva tego miejsca, no może poza Annie.

-Annie? Córka Twojego szefa? Przecież wyglądacie jak rodzeństwo, nie ma mowy by Ci się podobała -Jeager, poczuł morderczy wzrok barmana na sobie -ok, ok. To było nie na miejscu...

-Powiedziałbym że bardzo -wywrócił oczami, po raz kolejny pochylił się nad uchem klienta, kiedy ten przyciągnął go do siebie -pewnie chcesz coś o nim więcej wiedzieć, zmartwię Cię. Wiem jedynie że przyjeżdża do pracy motocyklem i jest tu na pól etatu, gdzieś jeszcze pracuje pewnie. Mało gada, nie spoufala się... A wyklina, jak mój, świętej pamięci, stary po litrze czystej.

Odsunął się od niego, wracając do poprzedniej czynności. Chłopak upił ponownie bursztynowy alkohol i zerknął w prawo. Płynne ruchy barmana, współgrały z muzyką, długie palce co chwilę chwytały szklanki, by stworzyć w nich prawdziwe dzieła sztuki. Mimo że po raz kolejny, próbował nawiązać z nim kontakt wzrokowy, tamten unikał go jak ognia.

I mogę dziś umierać, barman znowu mi polewa...

Czystą proszę, nic nie wlewaj, lodu mam od jubilera...

Ciągle w jupiterach, każdy patrzy na mnie teraz...

Mogę wszystko, spójrz w ridera...

-White 2115 „Mogę dziś umierać"


Nie jestem dobra w notkach, ale dajcie gwiazdkę, czy tam koma na zachętę, co? :D

✔ONE NIGHT STAND [BXB] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz