27. Bezkarny

52 6 28
                                    

Anita Broszko była niebywale zadowolona, gdy późnym wieczorem wracała do hotelu w Krzesikowie po zdecydowanie udanym dniu pracy. Wiele się wydarzyło tego dnia - miała za sobą bliskie spotkanie z rzecznikiem prasowym komendy, mogła z nim nawet porozmawiać przez moment na wyłączność, co wcale nie zdarzało się często. Jej wrodzony upór, momentami także denerwująca natarczywość i niezłomność ostatecznie jednak doprowadziły do tego, że udało jej się złapać policjanta i wyciągnąć z niego kilka informacji, które niedługo później pojawiły się jako nagłówki wieczornych wydań wiadomości. Tych wydań, którymi żyła obecnie cała Polska.

Anita Broszko nie mogła zaprzeczyć, że była z siebie naprawdę, naprawdę dumna. Po pierwsze z powodu osiągnięcia sukcesu w kwestii nowych smaczków dotyczących śledztwa, po drugie dlatego, iż ukończyła już dość kontrowersyjny artykuł na temat Olgi Dworczyk, który niebawem zamierzała przedstawić szefostwu. Była niemal pewna, że i na tym polu odniesie sukces, w końcu nikt chyba jeszcze aż tak nie zagłębił się w tę sprawę. Ona to zrobiła. Co więcej, pokusiła się nawet o wytypowanie profilu ewentualnego zabójcy. Miała przeczucie graniczące z pewnością, że ten mężczyzna, który się ostatnio powiesił w Krzesikowie, musiał mieć coś wspólnego z całą sprawą i nie był to bynajmniej tylko potajemny związek z Olgą. Przy tym twierdziła też, że to nie on zabił.

Anitę Broszko intuicja zawiodła tylko w jednej kwestii, której kilka chwil później miała naprawdę bardzo żałować. Nie przemyślała całej sprawy i nie wzięła ze sobą gazu pieprzowego, tak jak to miała w zwyczaju zawsze.

Nieostrożność odpłaciła jej się wyjątkowo słono, bo gdy idąca za nią od jakiegoś czasu postać nagle zniknęła z chodnika i pojawiła się dokładnie przed nią, błyskając w mroku złowrogimi oczami, Anita już wiedziała, że jest źle. Bardzo źle.

Nie minęły nawet sekundy, a ona już miała przed oczami tylko ciemność. Ostatnim, co usłyszała, zanim całkowicie straciła przytomność, były tylko trzy słowa, które dosłownie zmroziły jej krew w żyłach.

- Zemsta jest słodka...

A potem... Potem nie było już nic.

***

- Zero dla jedenaście. - Krzychu puścił wciskany dotychczas przycisk na gruszce radiotelefonu, oczekując na odpowiedź po drugiej stronie. Jedynym, co mógł usłyszeć, była cisza radiowa. - Zero, zaznacz przerwę dla jedenaście - mruknął, gdy cisza jedynie się przedłużała. Znów spotkał się z brakiem odpowiedzi. Skonsternowany zmarszczył brwi, po chwili znów naciskając przycisk na gruszce. - Zero, doszło?

Radiostacja trzasnęła po kolejnym momencie milczenia z drugiej strony i wreszcie dało się słyszeć głos dyżurnego.

- Ooo, jedenaście, słuchaj, nie mam kogo tam rzucić, a taka szybka sprawa do ogarnięcia jest. Niby trup pod Pałacową, weź podjedź pilnie i sprawdź, co tam się dzieje - rzucił jego kolega po fachu, powodując, że Krzychu przewrócił oczami, zgrzytnął zębami i zmiął w ustach siarczyste przekleństwo, ale tak, by dyżurny go nie usłyszał.

- Przyjąłem - odburknął sucho, umieścił motorolę na miejscu, po czym z ciężkim westchnieniem włączył żargonową „górę", a gdy zobaczył, że niebieskie światła policyjnego koguta rozświetliły okolicę, wycofał z miejsca, w którym stał, dodał więcej gazu i chwilę później oznakowany radiowóz posterunku policji w Krzesikowie na sygnałach wymijał kolejne samochody jadące po drodze wojewódzkiej.

O przerwie nie mogli nawet już myśleć, trzeba było szybko dostać się pod hotel „Pałacowa", mieszczący się właśnie w Krzesikowie. Z Płazowa mieli do pokonania około dziesięciu kilometrów i Żergowski zamierzał zrobić ten dystans w nieco ponad pięć minut albo krócej. Na dojazd do zdarzenia w trybie pilnym mieli regulaminowo nie więcej niż cztery minuty, dlatego, o ile tylko leżało to w ich możliwościach, trzeba było się śpieszyć.

Czerwone winoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz