29. Filip Wawrzynek

79 6 32
                                    

W mediach „Wind of change" od Scorpionsów, bo ta nuta jest przewspaniała i super klimatyczna.

Pobliskie latarnie tylko od czasu do czasu przesuwały się za oknem, a większą część czasu, który już spędził w pociągu, za szybą panował po prostu nieprzenikniony mrok. Nie przeszkadzało mu to zupełnie, działało wręcz na rękę — im mniej było go widać, im mniej mógł dostrzec go ktoś z zewnątrz, tym korzystniej miały się sprawy dla niego. Nie bez powodu wybrał też podróż pociągiem. Wiedział, że samochód będą mogli bardzo łatwo wytropić. On tego nie chciał, nie chciał dać się schwytać, dlatego auto zostawił na parkingu w Jarosławiu, a sam przesiadł się do autobusu i tak dojechał aż do Przemyśla z drobnymi przesiadkami. Z Przemyśla natomiast wyjechał pociągiem w stronę Krakowa, by tylko utrudnić zlokalizowanie go. Wiedział bowiem dobrze, że by pozostać nieuchwytnym, musiał naprawdę bardzo uważać i często zmieniać środki transportu. Inaczej się zwyczajnie nie dało.

Przedział świecił pustkami, obok niego nie było ani jednej żywej duszy, więc wyciągnął z kieszeni telefon, po czym zabrał się do sprawdzenia rezerwacji lotu jeszcze raz. Wszystko było w porządku, mógł mieć spokojną głowę.

Samolot do Berlina startował o ósmej, miał więc całą masę czasu w zapasie, co doskonale współgrało z jego planem. Musiał się nieskromnie pochwalić, że naprawdę zrobił kawał dobrej roboty, a jego zemsta przybrała bardzo ciekawy wymiar. Znacznie ciekawszy, niż przybrałaby, gdyby przebiegła od początku do końca zgodnie z planem. Zabicie Anity Broszko dodało tej całej nieszczęsnej farsie wspaniałego uderzenia adrenaliny. Po pierwszym zabójstwie i schizach z nim związanych przestał bowiem odczuwać jakiekolwiek głębsze emocje, usilnie szukał rozrywki, próbował wszystkiego. Nic nie przynosiło efektów.

Wtedy pojawiła się ona ze swoim artykułem, sensacją i zbyt ciekawskim nosem. Wszędzie weszła, wszystko sprawdziła, każdego wzięła pod lupę, budując ten reportaż, który stał się jej bezpośrednim przewinieniem. Anita Broszko mogłaby przecież jeszcze żyć — zaśmiał się ironicznie w duchu. To ten artykuł stał się przyczyną jej zguby... Ach, jak rozkosznie smakowała zemsta, jak wspaniale było wrócić do starych, dobrych czasów, do późnych lat dziewięćdziesiątych, do tych wszystkich strzelanin, zabójstw, porwań... Jak wspaniale było znów poczuć satysfakcję!

Satysfakcję mafijnej bestii, dziecka ulicy, któremu dało się zdecydowanie za dużo zdecydowanie za szybko.

— Farsa... — parsknął pod nosem, a na jego twarzy zawitał krzywy, drgający od czasu do czasu półuśmiech. — Ale pięknie było i mimo wszystko warto. Oj, warto...

Nazywał się Filip Wawrzynek, miał nieco ponad pięćdziesiąt lat. W latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku na terenie Warszawy i okolic działał gang pod nazwą Gangu „Mutantów", w którym on pełnił zaszczytną rolę jednego z najwyżej postawionych przestępców. W szeregi wszedł razem z bratem, wychodził z nich jednak sam, kompletnie w pojedynkę. Jego brat zginął bowiem w pamiętnej akcji pod Magdalenką, nocą z piątego na szóstego marca dwa tysiące trzeciego roku, gdy księżyc stał w nowiu. Adam Wawrzynek był tam wtedy z dwójką innych członków gangu — Białorusinem Igorem Pikusem vel Aleksandrem Wołodinem i Robertem Cieślakiem „Cielusiem". O nim jednak nikt nigdy nie powiedział, nikt nawet nie wspomniał, że przypłacił życiem chęć obrony tej willi. Mało kto w ogóle wiedział o jego istnieniu tam. O jego śmierci nie wspomniał nigdy nikt. To bolało, zwłaszcza, że Adam zginął od kuli nie kogo innego, jak samego Stanisława Dworczyka. Ta pamiętna noc z piątego na szóstego marca dwa tysiące trzeciego roku wyryła się piekielnie bolesnymi literami na sercu wtedy jeszcze młodego, pełnego euforii Filipa. Od Adama zawsze bowiem się uczył, Adam był jego mentorem i wsparciem, Adam wprowadził go w te kręgi, wreszcie sam Adam heroicznie chciał bronić Magdalenki przed łapami psów.

Czerwone winoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz