Zanim osiągniemy ten etap w życiu, kiedy trzeba znaleźć pierwszą pracę na pełen etat, często mamy dwie wizje, jak to będzie wyglądać. Albo wyobrażamy sobie, że wyślemy CV, może dwa i cyk, mamy zatrudnienie, albo wręcz przeciwnie, bo pamiętamy, jak ktoś ze znajomych, może z rodziny, szukał czegoś kilka miesięcy. A jak to w rzeczywistości wygląda?
Sama nie mogę się tutaj stawiać w roli eksperta, bo za miesiąc kończę dopiero 23 lata (matko, jaka ja stara, już chyba 5 albo 6 lat tutaj siedzę), ale jako że początek mojej dorosłości przypadł na pandemiczny szczyt zachorowań, mam za sobą różne doświadczenia.
To jak to jest, pierwszą pracę szukasz miesiącami czy wystarczy chwilę poszukać i się znajdzie? Oczywiście wszystko zależy od tego, gdzie mieszkacie, jakie macie możliwości dojazdu, ile lat, umiejętności itd. Ale mogę powiedzieć Wam jedno - kto szuka, ten znajdzie. Chyba że mieszkacie w wiosce na końcu świata (na Podlasiu), gdzie nie dojeżdża żaden autobus, nic Wam na to nie poradzę. Ale jeśli nie boicie się rozmawiać przez telefon, to wystarczy stałe łącze i możecie sobie dorabiać z własnego pokoju jako pracownik call center, rekruter lub support. Niezbyt godne zajęcie, ale nikt nie powiedział, że początki są łatwe. Ja pracowałam w sumie wszędzie - na wiosce, w miasteczku 20tys mieszkańców, w Zielonej Górze i w Ostravie, mieście o wielkoście 300 tys mieszkańców. I w sumie mogę Wam powiedzieć, że dosłownie tylko jedno zajęcie znalazłam klasycznym sposobem - wysyłając CV w odpowiedzi na ofertę pracy. Wszystko inne po znajomości, przez Facebook oraz po napisaniu lub pójściu bezpośrednio do firmy, która nawet żadnych ogłoszeń nie dawała.
Swoją pierwszą, wakacyjną pracę znalazłam w taki sposób, że po prostu pod koniec roku szkolnego pojechałam do wiejskiego domu kultury, w którym miałam szkolne praktyki (technikum) i po prostu zapytałam dyrektorkę czy się coś dla mnie znajdzie. Zaraz po maturze pomyślałam, że mam jeszcze pół roku do rozpoczęcia studiów i mogę sobie dorobić, więc przygotowałam CV, list motywacyjny, zalogowałam się na portalu z ogłoszeniami, a nawet tego nie użyłam. Usłyszałam plotkę, że w małej agencji reklamowej poszukują stażysty, więc tam poszłam i po kilku dniach zaczęłam pracę. Oj tam, że było słabo i w sumie trafiłam na Januszex, pierwsze doświadczenia i pierwsze skromne zarobki. Facebook, jak już wspomniałam, też dał mi dużo możliwości, czasem wystarczy napisać, co umiemy i czego szukamy, a odezwą się do nas ludzie.
Co jeszcze mogę polecić, jeśli akurat nie widzicie ciekawych ogłoszeń, a Facebook odpada lub nie zadziałał, to spamowanie. Przygotujcie oryginalne CV i list motywacyjny (najnowsze robiłam około 15 godzin, rysowane pixel po pixelu przeze mnie), a potem przeprowadźcie atak. Jest mnóstwo stron, na których znajdziecie databazę firm z danej specjalizacji. Do gier polecam gamedevmap.com. Spisujecie adresy e-mailowe interesujących Was pracodawców i zaczynacie spamowanko. Gmail ma możliwość wysyłania wielu e-maili na raz, w których żaden z odbiorców nie widzi pozostałych, nazywa się to ukryty odbiorca czy jakoś tak, nie mam polskiej wersji. Uwaga, do tego pola "ukryty odbiorca" musicie dać wszystkich odbiorców, bo adres wpisany w pole do standardowego wysyłania będzie dla pozostałych widoczny.
Wyślijcie nie pięć, nie dziesięć, a pięćdziesiąt CV. A jak nie zadziała, w Europie jest jeszcze kilkadziesiąt tysięcy innych firm. I kij z tym, że mało umiecie, nigdy nie wiadomo, kiedy jakaś firma akurat stwierdzi, że przyda się im jakiś parobek, nawet pracujący zdalnie, od czarnej roboty.
Może i nie będziecie dumni z siebie po zaspamowaniu setek firm, ale początki takie są, że kiedy rubryka "doświadczenie" w CV świeci pustkami, to musimy zdać się nie na jakość, a ilość. Krótko mówiąc - im bardziej jesteście aktywni, tym większa szansa, że coś znajdziecie. I jako że jesteście absolutnymi świeżakami, warto podkreślać, że jesteście również otwarci, chętni do nauki, punktualni oraz proaktywni. Oczywiście warto też te cechy faktycznie wykazać, bo nawet jak nic nie umiecie, szef może pomyśleć, że to właśnie w Was warto zainwestować i wysłać na kurs. A jak macie zrobiony kurs, i to za darmo, oraz doświadczenie, to już będzie tylko łatwiej.A co, jeśli w ogóle nie macie pomysłu, co chcecie robić w życiu? Próbujcie różnych rzeczy od najwcześniejszych lat. Warto też zidentyfikować siebie i pomyśleć, co Was cechuje i co Was bawi. Nawet nie mam na myśli jakiegoś hobby, bo dużo ludzi myśli, że go nie ma, kiedy to nie musi być prawda - jak lubicie zagadywać każdego sąsiada lub sprzedawcę, to już są dobre podstawy do branży polegającej na kontakcie z klientem lub zostania pracownikiem socjalnym. Jak jesteście przemądrzali i uwielbiacie, kiedy macie rację, zostańce nauczycielami (ale takimi z pasją i nie w Polsce lub w szkole prywatnej, bo przecież chcecie zarobić na kebaba). W identyfikacji pomoże Wam np test 16personalities.com, który jest dostępny również po polsku.
Jeśli chcecie dorobić w trakcie szkoły średniej lub studiów, również dam Wam rady. McDonald to lepszy wybór na pracę wakacyjną niż fabryka. Dlaczego? Może i zarobki są mniejsze, ale zyskacie tam cenniejsze doświadczenie - kontakt z klientem i pracę w grupie pod dużym stresem. Jak już odhaczycie fastfood w CV, w kolejne wakacje może nawet dostaniecie się na kasę do supermarketu lub jakiegoś specjalistycznego sklepu. A uwierzcie mi, lepiej sprzedawać w Lidlu czy Kauflandzie niż być nauczycielem. Warto też pomęczyć firmy o staż, nawet jak szkoła Wam nie każe. Przyszły pracodawca może docenić fakt, że już za młodu myśleliście o swoim rozwoju, do tego już macie jakieś podstawowe pojęcie, co się w tej pracy robi.
Jeśli nie macie czasu na regularne bieganie do pracy, warto poszukać jednorazowych okazji - pomoc przy przeprowadzce, popilnowanie kaszojada czy innego gryzonia, sprzedaż karpia na stoisku przed supermarketem. Te łatwo znaleźć na OLX i Facebooku. A jeśli jesteście ludźmi, którzy niezbyt mają ochotę na kontakt z innymi przedstawicielami swojego gatunku, możecie zastanowić się nad copywritingiem (pisaniem tekstów na zlecenie), pomocą przy prowadzeniu sklepu internetowego (żadna sprzedaż, ale np pisanie opisów produktów) lub współpracować z grafikiem i odwalać za niego czarną robotę (np szparowanie, brrr).
A czego się wystrzegać? Ofert, które mają kosmiczne wynagrodzenie (10 000 zł) czy dziwne widełki (100 - 10 000 zł) za coś prostego. Wypełniania ankiet, na tym przy większym wysiłku zarobicie max 200 zł. Bycia ambasadorką marki, zaspamujecie wszystkich znajomych na FB, a w nagrodę dostaniecie krem na zmarszczki i błyszczyk. Ofert, w których nie jest jasno napisane, co będziecie robić lub w których rekruter nie jest w stanie Wam powiedzieć, jaką umowę podpiszecie. Ludzi, którzy chcą, żebyście dali swój adres, oni Wam coś przyślą, a potem macie to wysłać innym. No i na koniec unikajcie pracy, w której ktoś od Was wymaga jakiegokolwiek nakładu własnego (np zapłaty za wysyłkę ulotek, które potem rozniesiecie, stracicie 30 zł i godność).
CZYTASZ
Jak żyć panie premierze? Poradnik przetrwania na tym padole łez
Non-FictionIdziesz właśnie na studia, zamknęli Ci akademik i musiałeś wynająć prywatny pokój, a od czynszu za łóżko w centrum Warszawy twój portfel opustoszał? Jesteś w stanie spalić nawet wodę, więc żywisz się głównie kebabem i spaghetti ze słoika? Potrzebuj...