Rozdział 2

585 87 24
                                    


Po tym miłym przywitaniu porozmawiali chwilę o tym jak minął lot i ile Gogy czekał na tym parkingu ,,Dobrze, że masz tę kurtkę. Ja zamarzam mając tylko bluzę" zauważył Amerykanin, przyzwyczajony raczej do nie miłosiernych upałów niż nawet lekkiego mrozu. ,,Oh, jeśli chcesz mogę Ci ją dać na chwilę. Dopóki nie złapiemy taksówki nie zmarznę tak bardzo" powiedział po czym bez czekania za odpowiedź zsunął czarną kurtkę z ramion i zarzucił ją na barki blondyna. Była taka ciepła. Taka ciepła i pachnąca. ,,Ratujesz mnie, dziękuję" odpowiedział z niewymuszoną wdzięcznością.

Słońce właśnie zachodziło, ale przez zachmurzone niebo i tak nie było widać promieni chowających się za widnokręgiem, po prostu robiło się stopniowo coraz ciemniej. Wreszcie znaleźli kierowcę z pustym samochodem, po krótkiej rozmowie wsiedli do środka i poprosili o udanie się do hotelu, w którym mieli rezerwację.

Chwilę siedzieli w ciszy, Dream jak przeciętny turysta przyglądał się kierowcy pokonującemu miejskie dystanse lewą stroną jezdni. To było takie nienaturalne, przez chwilę miał wrażenie jakby miało dojść do wypadku. George zaśmiał się widząc jego reakcje. ,,Nie śmiej się, jak Ty przyjechałbyś do mnie tak samo byś zareagował". Brunet tylko przytaknął, on nawet nie ma prawa jazdy, to nie mogłoby zrobić na nim takiego wrażenia.

- George! Masz jutro urodziny - zerwał się Dream, jakby sobie przypomniał o czymś, co miał już dawno powiedzieć. Faktycznie, George miał mieć jutro urodziny, ale kiedy planowali spotkanie nie uwzględnili tego faktu. W pewnym wieku ludzie po prostu przestają zwracać uwagę na kolejna rocznicę swojego urodzenia, George zupełnie o nich zapomniał. Blondyn kontynuował - pomyślałem, że może chciałbyś jakoś milej spędzić ten wieczór. Wilbur polecił mi jedno przyjemne miejsce w Londynie, na pewno Ci się spodoba - spojrzał w oczy przyjaciela, oczekując odpowiedzi.

- Brzmi trochę jak randka - zachichotał George.

- Jeśli chcesz możemy to nazwać randką. To twoje urodziny - mruknął.

- Nie ma nic przeciwko randce - George uśmiechnął się po czym opuścił wzrok na wolne siedzenie między nimi. Położył tam swoją dłoń, wyciągając mały palec w stronę Dreama. Blondyn spojrzał na zaoferowaną mu dłoń i delikatnie położył swoją tuż obok, przesunął ją nieznacznie po tapicerce doprowadzając do zetknięcia się opuszków ich małych palców. To prawie jak jakiś transfer energetyczny pomiędzy ich duszami. George złapał swoim palcem za palec Dreama i skrzyżował je, po czym podniósł swój wzrok żeby zobaczyć reakcję drugiego. Jego oczy były lekko przymknięte, zupełnie wyciszone. W tamtym momencie był po prostu bardzo śpiącym małym chłopcem. Oboje oparli swoje głowy na zagłówkach i jechali kilkanaście minut w komfortowej ciszy, ze splecionymi ze sobą palcami na siedzeniu pomiędzy nimi.

Wkrótce kierowca zawołał przez kratkę, że praktycznie są na miejscu. Zatrzymał się w zatoczce i wysiadł żeby otworzyć bagażnik. Zabrali torbę Dreama i stanęli przed schodami prowadzącymi do dużych szklanymi drzwi. To był przeciętny hotel, umiejscowiony poza centrum w nieco spokojniejszej okolicy, tuż obok był mały park i kilkanaście ciasno ułożonych sklepów z książkami, herbatą i spożywką. Po wejściu do lobby dało się uczuć zapach soli, takiej morskiej, chłodnej soli. To nie był nieprzyjemny zapach, był specyficzny. Jeśli raz się zwróciło na niego uwagę zaczynało się zastanawiać dlaczego właściwie pachnie tam solą.

George już wcześniej wziął klucze do pokoju, poprowadził więc przyjaciela do windy, a z windy do niedużego pokoju na jednym z wyższych pięter. Po otworzeniu drzwi zielonym oczom ukazał się jasny pokój utrzymany w odcieniach beżu i brązu. Dwie ze ścian były zupełnie przeszklone z widokiem na pobliski park i miejską zabudowę. Na pewno gdyby nie mgła można by dostrzec też wysokie zabudowania samego centrum. Pod ścianą równolegle do siebie stały dwa niskie łóżka, o ramę jednego z nich oparta była walizka Georga. Była też łazienka, z dużym lustrem i prostą wanną, utrzymana w podobnych kolorach co pokój.

- W końcu! - stęknął Dream rzucając się na łóżko bliżej okna i wyciągając ręce, w których strzeliły przemęczone podróżą kości - samoloty są wyczerpujące, wiesz?

- Domyślam się - odpowiedział George siadając na swoim łóżku i wyciągając telefon - zawsze możesz zostać w Brytanii, unikniesz samolotów - zaśmiał się.

- Zawsze możesz przenieść się do Florydy, nie będę musiał więcej latać - powiedział blondyn kopiując ton przedmówcy, po czym oderwał się od swojego materaca i podszedł do łóżka Georga. Położył się obok niego, z głową na wysokości jego piersi i wymamrotał - nawet nie wiesz jak się cieszę mając Cię obok siebie.

- No już - George jednym ramieniem objął jego bark - teraz jesteśmy razem, tyle się liczy.

Dream mrugnął. Jego zaspane oczy i sfatygowane policzki stykały się z chłodną pościelą, biała twarz bezwiednie tonęła w przyjemnym materiale.

- Chcesz wiedzieć gdzie dzisiaj idziemy? - zapytał, George skinął - w centrum jest herbaciarnia, Wilbur zawsze o niej mi mówił. Pomyślałem, że mogłaby Ci się spodobać.

- Oh, uwielbiam herbatę - Dream uśmiechnął się, to zabrzmiało tak brytyjsko - Kiedy tam pójdziemy?

- Możemy się teraz chwilkę zdrzemnąć? Proszę... Jestem wyczerpany.

- Nie ma problemu - powiedział po czym poczuł ja Clay przytula twarz do jego koszuli. Serio chciał spać teraz

Wino truskawkowe [hiatus]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz