5.1. "Fever"

179 33 476
                                    

Ilość wyrazów: 3999

⛔: Haimar, wulgaryzmy, narkotyki i alkohol, dzikie zwierzęta posiadane przez ludzi

Akt I: Artur

Znaleźliśmy naszą miejscówkę. Tim wskazał ruchem głowy na jeden z klubów przy głównym sopockim deptaku. Moją uwagę przyciągnęły białe ściany budynku oraz stoliki rozstawione na tarasie. Przed wejściem młodzi ludzie zaczepiali przechodniów, zapraszając ich na kolację w stylu kuchni śródziemnomorskiej w nowoczesnym wydaniu. Z zewnątrz lokal wyglądał na drogi i elegancki.

W środku zauważyłam plakaty, które reklamowały męski turniej tenisa. Tuż przy nich głośno rozmawiało grono dziabniętego towarzystwa w postaci pań po operacjach plastycznych, a także panów w białych koszulach. Nosili oni turniejowe plakietki, na których już z daleka świeciły napisy VIP GOLD.

Podeszła do nas uśmiechnięta blondyna i zapytała, czy mamy rezerwację. Mój brat od razu poprosił ją po angielsku, żeby przekazała jakiemuś Arturowi, że przywieźliśmy mu z Kolumbii paczkę. Na twarzy dziewczyny zastygł uśmiech. Rozmowa ze wspomnianym Arturem musiała przekraczać zakres jej kompetencji, a my pewnie nie wyglądaliśmy jej na wiarygodnych kontrahentów.

— Mam to rozpakować tutaj, czy pofatygujesz się do Artura? Tim opuścił plecak na podłogę, otworzył jego klapę i ujawnił dziesięć kilo białego proszku w przezroczystym opakowaniu.

Czysty towar podzielony na porcje nie był tak naprawdę białym proszkiem. Przypominał płatki śniegu. Do tego okrutnie śmierdział acetonem. Nie miałam pojęcia, dlaczego ludzie na własne życzenie się tym truli. Nawet dziwiłam się sama sobie, że byłam uzależniona od tego paskudztwa.

Dziewczyna podskoczyła. 

— Just a minute wybełkotała.

Następnie w podskokach wróciła za bar, po czym wybiegła na zaplecze.

Artur okazał się napakowanym misiem z czarną brodą, w pasteloworóżowym obcisłym dresie, w czarnej bejsbolówce na głowie, z grubym, złotym kajdanem na szyi oraz drugim na nadgarstku.

— Timmy, my man! krzyknął tubalnym głosem i rozłożył ramiona, udając, że chce nas wyściskać.

Nam zależało na maksymalnej dyskrecji, a jemu wręcz przeciwnie. Zachowywał się tak, żeby pół miasta dowiedziało się, że znał się z moim bratem. Pstryknął palcami i kazał na głos przygotować najlepszy stolik. Tim ułożył dłoń na jego przedramieniu i szepnął, żebyśmy raczej załatwili to w gabinecie.

Słyszałam, że spotykaliśmy się z managerem miejscówki należącej do typa, który miał wiele podobnych lokali w Trójmieście. Co sezon niektóre z nich przechodziły rebranding, żeby nie nudziły się gościom. W tym konkretnym klubie mój brat bawił się w przeszłości na imprezie zamkniętej z managerami banków z Europy Środkowej i Wschodniej. Dwa piętra w obiekcie zajmowała restauracja, zaś w podziemiach mieściła się część klubowa. To właśnie tam zeszliśmy po schodach, bo o tej porze było jeszcze nieczynne.

Usiedliśmy na skórzanej, czerwonej sofie. Przy barze rozmawiało kilku innych przypakowanych gości, którzy pozdrowili nas kiwnięciem głowy, a także uniesieniem dłoni.

— To jest twoja dupa? Artur podejrzliwie wskazał podbródkiem na mnie. 

Wyglądało na to, że jego zdaniem nie byłam godna, aby uczestniczyć w rozmowach biznesowych.

— Na swojej dupie siedzę.  Tim zazgrzytał zębami i odruchowo ścisnął moją dłoń w obronnym geście. To jest moja siostra.

Love Is A Losing Game TOM II | PO KOREKCIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz