5.4. "Goniąc kormorany"

177 34 395
                                    

Ilość wyrazów: 3711

⛔: grożenie bronią, kradzieże

Akt XII: Cesar Garrido

Choć poszukiwana zdołała w ostatniej chwili wymknąć się z ukrycia, wokół jej szyi wciąż zaciskała się pętla. Cesar Garrido powolnym krokiem ruszył wzdłuż krakowskiej ulicy. Sprawdzał w notatniku numery rejestracyjne samochodów, które pozostały na miejscu, oraz tych, które wcześniej tu stały, a teraz zniknęły z miejsc parkingowych. Inspektor wiedział, że postrzelił na polowaniu sarnę i teraz tropił ślady gorącej krwi, drążącej czerwone korytarzyki w śniegu.

Po sporządzeniu niezbędnych zapisków, spokojnie udał się do swojego hotelu. Wydał zarządzenie, żeby sprawdzić, które firmy przewozowe realizowały zlecenia w okolicy akademika w interesujących go godzinach, a następnie, by zidentyfikować, na kogo były zarejestrowane pojazdy, które zniknęły. Kolejny krok stanowiło zdobycie nagrań z publicznych kamer, w celu prześledzenia tras samochodów. Gdyby dopisało szczęście, mógłby ustalić nowe miejsce pobytu Toni Williams w przeciągu paru godzin. W innym przypadku, zanosiło się na kilka dni pracy policyjnej.

Na biurku, tuż obok otwartej butelki piwa z mini baru, leżała legitymacja studencka dziewczyny i paszport jej brata, wystawiony na fałszywe włoskie nazwisko. Garrido wpisał wiadomość na serwer należący do swojego zespołu, wciąż pozostającego w Kolumbii. Polecił im trzymanie ręki na pulsie w temacie wszystkich kart kredytowych należących do Tima Williamsa. Inspektor podejrzewał, że Kostarykańczyk miał przy sobie jeszcze więcej podrobionych dowodów tożsamości, ale wszelka przezorność nakazywała podjąć wielokierunkowe działania. Fakt, że Antonia posłużyła się autentycznym kolumbijskim dokumentem mógł sugerować, że zasoby uciekającego rodzeństwa się kończyły.

Po niecałych dwóch godzinach Garrido triumfalnie klepnął kilka razy dłonią w deskę biurka. I zaczął się zbierać w podróż do Wrocławia.

Zakładając kamizelkę kuloodporną oraz kompletując zestaw broni, śmiał się sam do siebie, że tym razem miał szansę dopaść tę dwójkę bez żadnej pomocy ze strony polskiej policji. Chciał to załatwić tak cicho i zarazem tak brutalnie, jak się tylko dało.

Po przybyciu na miejsce, w pierwszej kolejności skontaktował się z właścicielem wynajętego mieszkania. Pokazał wszelkie wymagane nakazy i uprawnienia, żeby otrzymać od niego kod wejściowy do apartamentu. Później pozostało mu jedynie oczekiwanie na to, aż Williamsowie poczują się wystarczająco bezpiecznie wewnątrz.

Około godziny trzynastej, Cesar Garrido wszedł do budynku Sky Tower głównym wejściem. Po lewej stronie dostrzegł restaurację serwującą dania kuchni amerykańskiej, a po prawej wypakowaną ludźmi ponad wszelką przyzwoitość sieciową kawiarnię Costa. Im dalej jednak szedł w głąb budynku, tym więcej zauważał pustych lokali oklejonych szarym papierem. Wydało mu się to podejrzane. Policyjny instynkt podpowiadał, że skoro w potężnym budynku handlowym nie prowadziło się handlu, inwestycja musiała służyć jakimś innym celom.

Cała pusta, szara powierzchnia pierwszego piętra przywodziła na myśl klimatem bardziej strefę zamkniętą wokół elektrowni w Czarnobylu niż biurowiec w centrum dużego miasta w Europie. Kolorowe fotografie przemienione w obrazy zawieszone na ścianach sugerowały, że jeszcze zupełnie niedawno chodzili tędy ludzie i toczyło się tu jakieś życie. Teraz o śladach pobytu człowieka na pierwszym piętrze Sky Tower świadczył jedynie unoszący się korytarzami wentylacyjnymi zapach podgrzewanej kanapki z wyludnionego baru Subway'a. Hiszpanowi przeszło nawet przez myśl, że Ibaigurenowie zawczasu kupili cały ten budynek za pośrednictwem jednej z kontrolowanych przez siebie firm.

Garrido wypił pospiesznie espresso w Starbucksie na parterze, gdzie uprzejmy barista zapytał go o imię, a on przedstawił się jako Pedro. Następnie opuścił budynek tylnym wyjściem. Skierował się do znajdującej się tuż obok recepcji apartamentów.

Love Is A Losing Game TOM II | PO KOREKCIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz