5.3. "Hera koka hasz LSD"

194 34 678
                                    

Ilość wyrazów: 5988

⛔: wulgaryzmy, bardzo złe relacje rodzinne, wojna, skrajna bieda na terenach po zamkniętych kopalniach

Akt IX: Równowaga w kosmosie

— Będziemy zaburzać równowagę w kosmosie? – Próbowałam rozluźnić atmosferę. 

Podejrzewałam, że chodziło o jakiś kolejny z kontaktów Tima, ale ciekawiło mnie, dlaczego chował go za tak potężnym parawanem tajemnicy. Umierałam z niecierpliwości, żeby poznać ten sekret.

Mój brat sięgnął do pomarańczowego plecaka turystycznego i dogrzebał się w nim do aktówki. Usiedliśmy na szarym komplecie wypoczynkowym. Tim otworzył teczkę z dokumentami i podał mi do ręki czarno-białe zdjęcie, które wcześniej mignęło mi tylko przez parę sekund w samochodzie.

Na wyblakłej fotografii elegancki, wysoki, młody szatyn z falowanymi włosami pozował przy stoliku z ozdobnym wazonem. Nie miałam pojęcia kto to, ale serce podświadomie zabiło mi szybciej. Czy to możliwe...? Przecież Tim by nie odstawiał całego ceremoniału wokół zdjęcia jakiejś przypadkowej osoby – pomyślałam.

— Czy to...? – spytałam, pozwalając mu, by dokończył.

— Kuzyn naszego dziadka – potwierdził moje przypuszczenia.

Siedziałam na kanapie z otwartymi ustami. Na świecie mieszkało więcej Komorowskich. Wiedziałam o tym. Ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że spotkanie kogoś innego niż my było realistyczne. Nie po tym, jak potraktowano Tima na pogrzebie w San Jose. Rodzina z Kostaryki nie chciała mieć z nami nic wspólnego. Dlaczego niby dalsi krewni z Polski mieliby się przejąć naszym losem?

— Jedziemy do, uch... Do wujka? – Nie wiedziałam, jak nazwać łączącą nas relację. Z jednej strony, ekscytacja wybuchała mi uszami, ale z drugiej, całkowicie rozumiałam, dlaczego Tim podchodził do tego kontaktu z taką rezerwą. Mogliśmy porządnie namieszać w czyimś życiu i zaszkodzić wszystkim dookoła. Tak bardzo pragnęłam mieć wreszcie namiastkę prawdziwej rodziny. Jednak obawiałam się też kolejnego odrzucenia.

Tim trzymał język za zębami, bo bał się, że będę naciskać na tę wizytę i oboje srogo się rozczarujemy. Pewnie miał na myśli przede wszystkim mnie, gdyż do tej pory nie poczułam na własnej skórze palącego bólu, kiedy ktoś, w kim płynęła ta sama krew, pokazywał ci drogę do drzwi. Ale teraz już nie mieliśmy wyjścia.

— Nie. Zmarł na Covid w zimie. – Tim przebił balonik moich oczekiwań.

Pospiesznie odwróciłam fotografię. Odczytałam zapisane tam imię i nazwisko oraz adres.

— Szukamy jego córki – dodał mój brat.

— Trochę daleka rodzina – wyraziłam obawę. – A my nawet nie mówimy po polsku.

Naszego powolnego gaworzenia i składania literek nie traktowałam jako znajomości języka. Codziennie podłapywaliśmy nowe słówka, ale do płynnej mowy wciąż nam było daleko.

— Musimy spróbować. Nic innego nam nie zostało – powiedział lekko zdenerwowanym, a może podnieconym głosem. – Pamiętam, że oni wysyłali sobie z dziadkiem kartki na święta. Powinni przynajmniej wiedzieć o naszym istnieniu – dodał.

— Ciekawe, co jeszcze o nas wiedzą – mruknęłam, pełna najgorszych przeczuć.

— Mam nadzieję, że nic więcej. I tak powinno zostać.

Skinęłam głową na potwierdzenie. Mogliśmy liczyć na jakąkolwiek serdeczność od dalekiej cioci tylko wtedy, jeśli ona nie będzie znała prawdy o powodzie naszej wizyty w Polsce. Chcieliśmy być dla niej jak najmniejszym możliwym ciężarem i, oczywiście, nie narażać jej na niebezpieczeństwo.

Love Is A Losing Game TOM II | PO KOREKCIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz