Rozdział V

202 14 0
                                    


— Zaproszenie na bal? Serio? — zapytała Katherine, trzymając w ręku koperty z pieczęcią rodziny Mikaelson. — Ona chyba miała go zabić, a nie wyprawiać jakieś bale. — sfrustrowana, rzuciła koperty na ziemię. Elizabeth, która stała obok wampirzycy, podniosła je i położyła na stoliku.

— Może świętują jego śmierć? — zapytał Kai, uśmiechając się. Oczywiście wiedział, że to nie prawda, ale chciał trochę poprawić humor Katherine.

— Oboje wiemy, że to nie prawda, ale miło, że się starasz Kai. — Katherine uśmiechnęła się serdecznie do chłopaka.

— Przyjemność po mojej stronie. — odpowiedział, kłaniając się.

— Przestańcie, bo chyba zwymiotuję. — powiedziała czarnowłosa, udając odruch wymiotny, po czym szeroko się uśmiechnęła. — Chyba czas na zakupy, moi drodzy.

   Trójka przyjaciół udała się do galerii, w poszukiwaniu ubrań. Każdy poszedł w swoją stronę. Czarnowłosa właśnie przymierzała długą czarną sukienkę, ze złotymi zdobieniami, kiedy uświadomiła sobie, że nie ma partnera na bal. Doskonale wiedziała, że Kai pójdzie z Katherine, bo oboje na siebie lecą, a ona nie chciała ich wysłuchiwać. Gdy wyszła z przebieralni z sukienką w dłoni, natknęła się na blondwłosą Pierwotną. Wampirzyca podeszła do niej z szerokim uśmiechem.

— Witaj ponownie, Elizabeth. Miło Cię widzieć po tylu latach. — powiedziała, uśmiechając się jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle możliwe.

— Ciebie również miło widzieć, Rebekah. — uścisnęła ją, gdyż wczoraj nie miały czasu, na przywitanie.

— Może pójdziemy na kawę? — zapytała pierwotna, wyciągając ramię, w stronę czarnowłosej.

— Z przyjemnością. — dziewczyna złapała ramię blondwłosej wampirzycy i razem ruszyły do najbliższej kawiarni.

— Jakim cudem Ty żyjesz? — zapytała Rebekah, zaraz po złożeniu zamówienia u kelnera. Czarnowłosa opowiedziała jej całą historię, tak jak wczoraj jej rodzeństwu. Blondynka przez chwilę milczała, jakby przetwarzając informację, po czym uścisnęła rękę swojej towarzyszki w pocieszającym geście. — Przykro mi. Musiałaś sporo cierpieć. Wiem, jaki jest mój ojciec.

— Było, minęło, nie chcę do tego wracać. — dziewczyna uśmiechnęła się blado.

— Oh. Prawie zapomniałam, Kol chciałby, żebyś towarzyszyła mu na balu. Nie zna tu jeszcze nikogo, a Ciebie miło wspomina i pomyślał, że może chciałabyś z nim pójść.

— Odpowiedz mu, że bardzo chętnie. I tak nie miałam partnera, a z tego co pamiętam, on jest świetnym tancerzem. — obie dziewczyny zaśmiały się i prowadziły rozmowę, jak za starych, dobrych lat.

   Po spotkaniu z Rebekhą, Elizabeth wraz z przyjaciółmi, wróciła do domu. Odłożyli zakupione rzeczy i ruszyli na spotkanie z Salvatorami. Weszli do ich posiadłości, zajmując miejsce, jak zwykle na kanapie. Reszta już tam była, czekając tylko na nich.

— Gotowi na wielki dzień? — zapytała czarnowłosa, klaszcząc w ręce, jak mała dziewczynka. Damon miał coś odpowiedzieć, gdy do środka weszła Caroline. — Co ona tu robi? — warknęła kobieta, patrząc na blondynkę z szczerą nienawiścią.

— Mała zmiana planów. Caroline również weźmie udział. Ona, jak nikt inny, potrafi odwrócić uwagę Klausa. — powiedział Damon, a Elizabeth miała ochotę się na niego rzucić, w końcu nie tak się umawiali. Mała blondyna, miała o niczym nie wiedzieć.

— Dobrze, skoro tak, nie zabijemy Klausa. Uśpimy go tylko i wsadzimy do trumny, tak jak on, wielokrotnie swoje rodzeństwo. I od razu mówię, żaden Pierwotny nie może zignąć. Oto cena za wtajemniczenie Caroline. — powiedziała czarnowłosa, czym wywołała konsternację. Wiedzieli, że nie mogą jej odmówić. Miała ich w garści.

— W porządku. — powiedzieli chórem, a na twarzy Elizabeth ponownie pojawił się uśmiech.

— W takim razie do zobaczenia na balu, kochani. — pomachała im, wychodząc z rezydencji rodziny Salvatore'ów.

   Wyszykowanie się na bal, zajęło Elizabeth sporo czasu. Dziewczyna uśmiechnęła się, wracając do wspomnień, gdy chodziła na bale z rodziną Pierwotnych. Wtedy czuła się kochana, nie tylko jako kobieta, ale również jako członek rodziny. Gdy dziewczyna skończyła makijaż, ubrała się w zakupioną suknię i przejrzała w lustrze. Czarne włosy, upięte w koka, z wypuszczonymi pasmami, które okalały jej twarz. Czarna suknia z długim rękawem i kryształowymi zdobieniami oraz wyciętym dekoltem, idealnie pasowała do kobiety o takim charakterze. Dziewczyna wraz ze swoimi przyjaciółmi ruszyła do willi rodziny Mikaelson. Kai, zaoferował kobietom swoje ramię, które z chęcią chwyciły i ruszył z nimi do wielkich, dębowych drzwi, za którymi rozbrzmiewała muzyka oraz rozmowy. 


***

No i kolejny rozdział za nami, dziś wieczorem lub jutro, pojawi się następny, gdyż jest już napisany, ale potrzebuje drobnych poprawek. Do zobaczenia! :) 

Lost GameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz