Rozdział 14

11 4 0
                                    

《 Jeśli jest idiotą... Ja także muszę nim być 》

No tak, Aria! Kompletnie o niej zapomniałem! Właściwie jest zjawą, więc to nie tak, że cokolwiek jej się stanie. Chyba, że jest na tyle głupia i wlazła prosto do leża niedźwiedzia, bez żadnego przygotowania. Właściwie... To Aria, to wcale nie jest niemożliwe.

- Wolimy jednak rozmawiać z liderem - Powiedział nagle Tom, co dziwne, pewnym siebie tonem - To poważne Areth, naprawdę nie mamy czasu na zabawę. Jeśli się nie pośpieszmy... Poleje się tak wiele krwi. Nie chcę tego

Lis w odpowiedzi spojrzał na niego, w mało zrozumiały sposób. Prawdopodobnie mało przychylny

- Wysłuchałem was, a nawet próbowałem zaprosić do środka. Czy ty musisz wszystko komplikować? Mam iść do lidera i błagać go, żeby z wami rozmawiał? Słuchaj no, nie rozmawia z nikim. NIKIM. Czemu uważasz, że nagle zachce mu się rozmowy z dwójką głupich dzieciaków? Byłem miły, ponieważ mnie o to poproszono, ale zaczynacie mnie irytować - Odruchowo pociągnąłem Toma w swoją stronę. To nie tak, że szczególnie bałem się lisa, był dzieciakiem w naszym wieku i nawet jeśli wcześniej prawie mnie załatwił, to wciąż o niczym nie świadczy. Miałem jednak wrażenie, że jeśli Tom zacznie więcej gadać, to będziemy musieli zmieniać plany

- Wybacz mu, jest trochę tępy - Powiedziałem, zakrywając usta blondyna. Mam nadzieję, że się nie obrazi, to nie tak, że chciałem go obrazić, po prostu nie chce zrujnować planu!

Lis jedynie machnął dłonią, sugerując, że to nie ma większego znaczenia. I gdy myślałem, że udało mi się ich jakoś uspokoić, Tom polizał moją dłoń. Chwila, co? Oczywiście odskoczyłem, ignorując dziwne uczucie, jakie przez chwile czułem. Ten jednak skorzystał z okazji i podszedł do niższego, zapewne kilka razy silniejszego lisa. Chwycił go za kołnierz, a ich oczy się spotkały. Ah ten idiota!

- Czy śmierć nie ma dla ciebie żadnego znaczenia?! - Wrzasnął Tom. Aretha widocznie to zabolało i nie chodzi mi o same słowa. Po prostu Lisie Dzieci są cholernie wrażliwe na dźwięk, jeśli zaczniesz drzeć się obok ich ucha... Zapewne to trochę boli. Stwierdziłem to po samym wyrazie twarzy niższego. Z początku bałem się, że Areth może zrobić mu jakąś realną krzywdę, ale jeśli Tom nadal będzie tak głośno, to do lisa nie dojdą ani jego słowa, ani czyny.

- Matko, przymknij się trochę, okej? Powiedziałem wam przecież, że wszystko co dotyczy klanu, przechodzi przeze mnie. Więc co za różnica? Zresztą nie jesteś zbyt śmiały? - Na twarzy lisa pojawił się złośliwy uśmiech - Jeśli ktoś dowie się, że tak traktujecie zastępcę lidera... Myślicie, że lider zgodzi się na cokolwiek? Zresztą to nie tak, że wasza sprawa jest jakaś baaardzo poważna - Przewrócił oczami, widocznie prowokując Toma.

- Nie jest ważna? NIE JEST WAŻNA? - Zdecydowanie był wkurzony. Nie wiedziałem do czego może dojść, więc podszedłem do przyjaciela i położyłem mu dłoń na ramieniu. Ten jednak ją strącił, jak niepotrzebny balast. Żartujecie sobie?

- Tom, przestań. Cokolwiek planujesz, to kłopotliwe. Czy chwytanie lisa za kołnierz, kiedykolwiek rozwiązało twoje problemy? - Rozmasowałem nadgarstek, chociaż to nie tak, że cokolwiek mnie bolało. Rzeczywiście Tom stawał się poważny, kiedy była mowa o czyjejś krzywdzie. Dodatkowo ta dwójka... zapewne to dowód na brak przyciągania przeciwnych charakterów.

- Ludzie często umierają racja? Co za różnica, czy zdechną teraz, czy później... Nie rozumiem twojej złości, zresztą co nam do tego? Zakon nie jest dla nas wyzwaniem, nawet gdyby doszło do walki i nawet jeśli zginęłoby kilku z nas... Przywódcy są gotowi na poświęcenie swoich ludzi - On zdecydowanie mówi to wszystko specjalnie, agh co za kłopotliwa sytuacja! Tom nawet mnie nie słucha, a Aria zniknęła akurat, gdy byłaby potrzebna.

Chwile później usłyszałem kłopotliwy dźwięk, Tom uderzył lisa w policzek. I patrząc na czerwony ślad na jego twarzy, nie hamował się.

- Naprawdę to zrobiłeś? Neh, szczerze mówiąc, spodziewałem się czegoś mocniejszego - Mruknął mniejszy blondyn, nieco odchylając głowę - Spytałem cię o imię, bo mnie zaciekawiłeś, ale na dłuższą metę... wydajesz się dość nudny. Hej Ran, czy jak tam miałeś, jesteś ciekawszy od kolegi?

- Nazywa się Ren - Warknął Tom, nie dając mi nawet szansy, na przemyślenie słów lisa. Mój przyjaciel... cóż, posiadał wiele różnych stron. Zawsze mówiłem, że jest tępy i mało ogarnięty, ale sądzę, że nigdy nie byłem poważny. Tom chce chronić każdego, każdego poza sobą. A jedno spojrzenie, jest w stanie przekonać mnie do największego zła.

- Po prostu jesteś samotny Areth - Wzmocnił uścisk na jego kołnierzu, lis zdawał się jednak nie zwracać na to większej uwagi. Zauważyłem jednak subtelny ruch jego uszu, słowa Toma nie były dla niego obojętne - życie innych nie ma dla ciebie znaczenia, ponieważ nie masz nikogo, kogo kochasz, czy nie mam racji?

- Czy ty właśnie próbujesz mnie obrazić? - Lisie dziecko uniosło brwi, widocznie chciał dodać coś jeszcze, ale zamknął usta. Zdawać się mogło, że dostrzegł coś, za naszymi plecami. Po dłuższej chwili chwycił nadgarstek Toma i uwolnił się z uścisku, boleśnie wykręcając jego rękę.

Nie zrobił mu większej krzywdy, ale na pewno niespodziewany ból dał blondynowi do myślenia. Bo ten wpadł nagle w moje ramiona, bez wyraźnego powodu
- Przepraszam Ren, znowu zepsułem - Mruknął, chowając głowę w mojej szyi. To nie coś, do czego przywykłem, jednak postanowiłem delikatnie pogładzić jego głowę
- Wcale nie, wydaje mi się, że to co powiedziałeś, zwróciło jego uwagę. Zaufaj mi.

Zawsze uważałem, że słowa "jesteś sam" czy "nikogo nie kochasz" są strasznie tandetne i używa się ich tylko w tanich dramatach. Ale z doświadczenia wiem, że jeśli okazują się prawdą, mogą być naprawdę frustrujące. Uświadomienie kogoś w jego samotności, powiedzenie mu w wprost, że właściwie nie zasługuje na miłość, to okrutne działanie, ale zawsze wywołujące jakąś reakcję, tak sądzę.

- W praktyce uratowałem wam tyłki - Powiedział nagle lis, w końcu odwracając wzrok od jakiegoś punktu za nami. Nie chciałem się odwracać, przepraszam, ale jestem tchórzem, okej?

- W jaki sposób? - Spojrzałem na niższego, nie rozumiejąc tego, co mówi. Uratował? Przecież nie zrobił nic, poza prowokacją Toma i końcowym wycofaniem się. A może to wycofanie, było naszym ratunkiem?

- Znacie naszą zasadę o ochronie silnych? No więc, gdybym się nie wyrwał, twój kolega skończyłby z kosą w plecach. Co nie Gabi? - Po tych słowach odwróciłem się gwałtownie, by praktycznie uderzyć w szyje zdecydowanie wyższego albinosa. Przez chwilę wpatrywałem się w jego szkarłatne oczy, mając wrażenie, że są identyczne, jak kwiaty za płotem. Czy Aria nie wspominała wcześniej o kimś, o tym imieniu? Eh, to chyba nic ważnego.

Albinos mruknął ciche "Ta" po czym skrzyżował ramiona na torsie. Nie odrywał jednak wzroku od lisa, jakby ten miał zniknąć, gdy tylko mrugnie
- Ale Gabiś, to akurat moja wina. Byłem zbyt ciekawski i go sprowokowałem. Więc nie bądź zły, okej? To tylko ludzie

To przerażające, widocznie stał za mną od dłuższego czasu, a jednak nie czułem jego obecności, nawet przez krótką chwilę. Mam wrażenie, że gdy Arii nie ma w pobliżu, spotyka nas masa kłopotliwych sytuacji. A może to z powodu nowego celu? Mocniej przycisnąłem do siebie Toma, świadomy tego, że sytuacja może być kłopotliwa. Jeśli Tom jest idiotą, to ja również muszę nim być. W końcu nie zostawiłem go, nawet na moment. 

_Notka_
Hej, w teorii żyje. Hm właściwie... nigdy nie powiedziałam, że Areth jest po stronie kogokolwiek. Jeśli chodzi o nowe postacie, Gabi pojawił się na końcu, więc nie wiele można się domyślać. Może poza kolorem oczu, czy ktoś nie miał podobnego? Mika nie pojawiał się tak długo, że pewnie połowa zapomniała kim jest haha

Z góry przepraszam za błędy. I przepraszam, że tyle to zajęło. Miałam zamiar wstawić od raz Cyrk i ten rozdział, ale żeby go napisać, postanowiłam przeczytać wszystko od nowa Ree

❞ᴘᴏ ᴅʀᴜɢɪᴇᴊ sᴛʀᴏɴɪᴇ❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz