2. Zmurszały most

24 3 0
                                    

Otoczona odgłosem stukania w klawiaturę, dzwoniących telefonów, rozmów i parzonej kawy, przemierzała biuro z kubkiem herbaty w ręku. Do piersi przyciskała plik papierów do wypełnienia „na wczoraj" i, nieco skulona, starała się nie wyróżniać z tłumu. Po prostu nie miała ochoty na żadne konfrontacje. Nie dziś. Nie jutro. I nie nigdy. Przy okazji dostrzegła, że czerwony lakier na jej prawym kciuku znów odprysnął, więc skrzywiła się i prychnęła, przysięgając sobie, że już więcej nie da się skusić na żadne promocje drogeryjne. Było to oczywiste kłamstwo.

W głowie majaczyła jej wizja wieczornego, piątkowego spotkania z Luką. Wyobrażała sobie, jak rzuca wszystkie papiery w kąt, bierze szybki prysznic, maluje się na nowo, przebiera, wsiada w samochód i gna do niego niemal na złamanie karku. Żeby zapomnieć i na kilka godzin znowu poczuć, że jest dla kogoś świątynią, ostoją, przystankiem, zwolnieniem oddechu.

Przygryzła wargę, półświadomie się zatrzymując pośrodku biura.

Nie, nie była świątynią. Dopóki jednak wmawiała sobie, że jest inaczej, czuła się dobrze. Za wszelką cenę blokowała natrętne myśli, które usiłowały zburzyć jej tę wizję. Wiedziała, że gdy choć na kilka milimetrów uchyli im drzwi, one wtargną siłą i nie pozwolą jej nigdy więcej wstać z kolan.

Dostrzegłszy dziwne spojrzenia pracowników, zrobiła beznamiętną minę, poprawiła spódnicę i, wypiąwszy dumnie pierś, ruszyła do swojego gabinetu. Tam na dobrych kilka godzin oddała się ciężkiej, sumiennej pracy, będącej kolejnym skutecznym „odciągaczem uwagi".

Mila utkwiła w układzie, który przez dwadzieścia siedem lat życia nieustannie szkalowała, zarzekając się, że jej hedonizm nigdy nie osiągnie tak krytycznego punktu. Ale z Luką było inaczej: on też miał złamane serce. Wiedzieli o braku wzajemnych oczekiwań. W ten sposób wypełniali pustki w bliskości z drugim człowiekiem. Była to raczej upodlona namiastka tego, czego pragnęli, ale odpowiednia dawka zagłuszania myśli winem i rozmowami przynosiła dobre efekty.

A ona nie zamierzała tego stanu zmieniać. Tak było wygodnie.

Po pewnym czasie Elin poczuła nieprzyjemne ssanie w żołądku i z tęsknotą pomyślała o pizzy, ale jęknęła, wiedząc, że nic z tego. Tuczenie się jest dozwolone tylko we dwoje, przemknęło jej przez myśl, kiedy sięgała do torby po pojemnik z sałatką z kurczakiem. Nie otworzyła go jednak od razu, bo coś ją zatrzymało.


– Zastanawiam się, jak one to robią. Jak latają.

Patrzyła w idealnie błękitne, lublańskie niebo. Jego czystość napełniała Milę najszczerszym podziwem. Przecinały je ciemne sylwetki majestatycznych ptaków, które nic a nic nie robiły sobie z grawitacji, spełniając ludzkie sny o prostym i, przede wszystkim, naturalnym lataniu.

Lubiła je obserwować. Patrzeć, jak rozpościerają skrzydła, jak pikują gwałtownie, by po chwili zrobić kilka zamaszystych ruchów i wzbić się z powrotem w górę. W kulturze i sztuce są utożsamiane z wolnością, której ludzkiemu gatunkowi zawsze brakowało, a którą sam sobie odebrał: przez kapitalizm, pracę, cywilizację, pieniądze. Ptaki wolne są od chciwych żądz, nie mają systemu ani hierarchii, której muszą się podporządkować.

Nie licząc łańcucha pokarmowego, oczywiście.

– Hej, a ja? – oburzył się w żartach Peter, kończąc swoją część pizzy.

Dzień sprzyjał ulotnym wypadom do stolicy. Randkom w przytulnych kafejkach, spacerom brzegiem rzeki. Prevc korzystał z tych warunków, jak tylko mógł, bo nad jego głową wisiało znów widmo zbliżającego się sezonu letniego. I trenera, który za nic by mu nie przepuścił jakichkolwiek prób lenistwa na treningach. Tłumaczenie, że to tylko sezon letni, trafiało jak grochem o ścianę. A Peter, mimo upływu lat, nie mógł się nacieszyć jej obecnością. Wielu mogłoby to nazwać przeznaczeniem, że spotkali się właśnie w redakcji, ale on wolał to nazywać „własną ciężką pracą". Nie po to dwoił się i troił, by ją do siebie przekonać, żeby teraz pozwolić jej ot, tak po prostu odejść. Gdyby tak się stało, w Kranjskiej Gorze przestałoby świecić słońce, a jedyną radością byłyby dla niego skoki.

PolaroidWhere stories live. Discover now