Puste łóżko i otoczenie śnieżnobiałej pościeli sprawiło, że Mili odechciało się spać. Patrzyła w szarzejący sufit i nie mogła się pozbyć okruchów niepokoju ze swojego organizmu. Ciche tykanie zegara na szafce nocnej, zamiast wprowadzić ją w senny trans, zaczęło doprowadzać ją do szału. A może to był tylko głód? Na szczęście Luka miał się zjawić z pieczywem lada chwila.
I przez całą tę chwilę Elin rozkoszowała się zanurzeniem w myślach.
– Jak myślisz, jaka jest najmniejsza rzecz, która można odmienić życie człowieka o sto osiemdziesiąt stopni?
Wisieli dobrych kilka metrów nad ziemią. Słońce powoli dogasało, ale miękkim, pomarańczowym światłem paliły się trzy latarenki na materacu. Ciepły wakacyjny wietrzyk poruszał półprzezroczystymi, białymi osłonami i liśćmi otaczających ich drzew, a gdzieś nad ich głowami ostatnie ptaki układały się do snu w gnieździe.
Leżeli w wygodzie butelkowozielonych poduszek, trzymając się za ręce – poza tym się nie dotykali. W milczeniu obserwowali najpierw wędrówkę słońca na tle zapierających dech w piersiach gór, a w końcu powoli rozpoczynający się seans astronomiczny gwiazd. Do czasu aż Mila zdecydowała się przerwać ciszę.
Peter uśmiechnął się do siebie.
– Cóż – odezwał się po namyśle – myślę, że pierścionek zaręczynowy.
Odwrócił głowę, ściągając na siebie jej spojrzenie.
– A tobie? Jak się wydaje?
Elin ściągnęła brwi w zastanowieniu.
– Nie mam pojęcia, dlatego zapytałam ciebie.
Roześmiała się cicho, patrząc ze szczerością Peterowi w oczy.
Była to kolejna z nielicznych chwil, które mieli tylko dla siebie. Bez dzwoniącego trenera, bez Jelar na ogonie, bez reszty świata. Mila była świadoma tego, co oznacza związek ze sportowcem – walkę z brakiem i naukę tęsknoty na pamięć – dlatego momenty takie jak ten pragnęła zamykać w złotej szkatułce, by móc je wyciągać w mroźne, zimowe wieczory, gdy ukochanego oglądała wyłącznie w telewizji.
Westchnęła, bo zbliżała się siedemnasta, więc musieli się powoli zbierać. Podniosła się i usiadła po turecku. Peter szukał czegoś w kieszeniach koszuli z krótkim rękawem i bermudów. W końcu wyjął coś małego, granatowego i lekko włochatego, po czym sam usiadł tak jak Mila.
– Miałem... – zaczął, z wahaniem chowając przedmiot w obu dłoniach jak złapanego chrabąszcza (których Elin szczerze nienawidziła). – Miałem poczekać do naszej pierwszej kolacji w Złotych Piaskach, ale... powiedzmy, że... nie znoszę garniturów. A poza tym kolacje są bardzo oklepane.
Mila poczuła gwałtowny przypływ paniki. Zwłaszcza że Prevc zmienił pozycję i przysiadł na piętach, z ledwością mieszcząc się w namiocie.
Mały przedmiot w jego dłoniach się otworzył i błysnęło srebro.
– Milo Elin, czy chcesz, żebym permanentnie zmienił twoje – nasze – życie?
W tym samym momencie Elin zachłysnęła się własną śliną i zaczęła się dusić. Spanikowany Peter poklepywał ją po plecach i podstawił jej butelkę z wodą, z której z chęcią skorzystała. Kiedy wreszcie przestała kasłać i złapała oddech, spojrzała na Prevca oczami wielkimi z przerażenia.
– Peter – zaczęła poważnym tonem – dobrze wiesz, że studiowałam literaturę, więc jeśli miałeś na myśli coś innego, niż ja myślałam, że masz, to moje zdolności interpretatorskie mogą...
YOU ARE READING
Polaroid
FanfictionMila Elin po kilku latach przerwy musi spojrzeć na demony przeszłości, które odbijają się w zielonych oczach Petera Prevca. || Druga część "Autobiografii"