Rozdział 1

51.5K 1.1K 157
                                    


Przełykam głośno ślinę i poprawiam chwyt na kierownicy. Staram się skupić na drodze, ale im bliżej jestem celu, tym bardziej moje serce szaleje. Rozglądam się dookoła, ale otaczają mnie hektary pól, które przecina jedynie żwirowa droga. Podkręcam klimatyzację. Mimo że temperatura w samochodzie wskazuje tylko piętnaście stopni Celsjusza, nadal się pocę. Zaczynam dochodzić do wniosku, że to nie wina upału, tylko kłębiących się wewnątrz mnie nerwów. Staram się oddychać głęboko w nadziei, że ta czynność uspokoi moje zdenerwowanie. Spoglądam w lusterko wsteczne i nagle przypominam sobie o obecności dziecka, dlatego szybko podkręcam temperaturę. Jimmy smacznie śpi w foteliku na tylnym siedzeniu. Na jego widok uśmiech sam wkrada mi się na usta. Mogłabym patrzeć na niego godzinami, mimo że z każdym kolejnym dniem coraz bardziej przypomina własnego tatę. Cieszę się, że go mam. Obecność Jimmiego w pewien dziwny sposób rekompensuje mi brak jego biologicznego ojca. Kiedy na niego patrzę, mam wrażenie, jakby przez ostatnie lata był obok mnie. To odrobinę pokrzepiające.

W oddali dostrzegam dwa budynki. Biorę głęboki wdech. Nie było mnie tutaj prawie siedem lat, ale mam wrażenie, że nic się nie zmieniło. Zupełnie, jakby czas stanął w miejscu. Mijam przestarzały znak, który od lat dumnie głosi nazwisko właściciela ziemi. Uśmiecham się w duchu, mimo że w środku ściska mnie serce. To nadal jest dla mnie trudne.

Zatrzymuję samochód przed pierwszym budynkiem. Drugi dom oddalony jest o kilkadziesiąt metrów. Spędziłam tam połowę dzieciństwa, ale i tak nie zamierzam tam nawet zaglądać. Wiem, że nie uniknę kontaktu z jego właścicielem, ale za wszelką cenę będę starała się ograniczać te spotkania do zbędnego minimum.

Wysiadam z pojazdu i od razu kieruję się na tylne siedzenie, aby wysadzić synka z fotelika. Zaciągam się czystym, czerwcowym powietrzem. Moje płuca skaczą z radości, że wreszcie mogą odetchnąć. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo tęskniłam za tym wiejskim klimatem. Brakowało mi tego spokoju.

Jimmy rozgląda się dookoła z niedowierzaniem. Od czasu jego narodzin mieszkaliśmy w wielkim mieście, przez co nie miał okazji zaznać życia na farmie. Kiedyś marzyłam, żeby moje dziecko wychowywało się w takich warunkach, jak ja, ale niestety nasze życie potoczyło się w zupełnie innym kierunku.

Z przedniego siedzenia zgarniam torebkę. Rozładowaniem naszych walizek zajmę się później, bo jest ich naprawdę sporo. Ciężko jest się przygotować na prawie trzymiesięczny wyjazd, przez co mój samochód jest mocno załadowany.

Chwytam Jimmiego za rękę, po czym oboje ruszamy w kierunku werandy. Momentalnie atakują mnie wspomnienia. Zasypują mnie obrazy sprzed około ośmiu lat. Wracam pamięcią do dni, kiedy wyobrażałam sobie, że nigdy nie opuszczę tego miejsca. To miał być mój dom. Nasz dom. Chciałam dzielić go z nim.

– Eleonoro, jesteśmy! – krzyczę, kiedy przekraczam próg.

Zamykam za sobą drzwi, a następnie ruszam w poszukiwaniu właścicielki domu. Wiem, że znajdę ją w sypialni, bo od kilku miesięcy jest przykuta do łóżka. Rozglądam się po salonie, chcąc upewnić się, że jego tutaj nie ma. Na szczęście nikogo nie znajduję, więc od razu idę do pokoju Eleonory.

Eleonora jest moją matką zastępczą, ale przez całe życie nazywałam ją babcią. Moja biologiczna matka porzuciła mnie na progu jej domu, a ta pokochała mnie od pierwszego wejrzenia. Często opowiadała mi, jak bardzo walczyła, żeby móc mnie przygarnąć, bo opieka społeczna nie chciała zgodzić się na adopcję ze względu na niepełną rodzinę. Eleonora pochowała męża, gdy ten miał zaledwie czterdzieści osiem lat. Oboje bardzo się kochali, ale nowotwór nie miał żadnych skrupułów. To okropne. Kiedyś nie wyobrażałam sobie stracić ukochanego mężczyznę tak wcześnie, ale przyszło mi się z tym zmierzyć już w wieku osiemnastu lat. Życie to pasmo niespodzianek. Robi z tobą, co chce i ani razu nie pyta cię o zdanie, a nam pozostaje się z tym tylko pogodzić.

Poza zasięgiem | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz