Dzisiaj mija dokładnie tydzień, odkąd przenieśliśmy się do Rutherford, a ja jestem już psychicznie wykończona. Natomiast Jimmy jest zupełnie innym dzieckiem. Rozpiera go energia, a uśmiech ani na chwilę nie schodzi mu z ust. Tylko to utrzymuje mnie przy zdrowych zmysłach.
Carter prawie każdego dnia zjada z nami obiad, bo Jimmy nie odstępuje go na krok. Prosiłam synka, żeby pozwolił wujkowi pracować, ale wtedy oboje zaczęli mnie atakować. Skłamię, jeśli powiem, że nie cieszy mnie ich relacja. Jestem cholernie szczęśliwa, że moje dziecko tak bardzo polubiło Cartera, ale nie jest mi z tego powodu lżej.
Chłopcy każdego dnia coś naprawiają i godzinami grzebią przy różnych maszynach. Jimmy co wieczór przed snem z podekscytowaniem opowiada mi o minionym dniu. Jestem w szoku, że przez raptem siedem dni tak wiele się nauczył. Jak widać życie na farmie jest tym, czego mu dotychczas brakowało.
Carter jest dla mnie miły. Wydaje mi się, że zawarł z Jimmym jakiś pakt, bo za każdym razem, jak tylko znajdujemy się w jednym pomieszczeniu, oboje robią wszystko, aby mnie rozśmieszyć. Niestety muszę przyznać, że zawsze udaje im się wygrać.
Chwilami pozwalam sobie zatracić się we własnym świecie i rozmyślać o życiu, jakie moglibyśmy mieć. Kiedyś marzyłam, żeby to właśnie z Carterem założyć rodzinę i zamieszkać w domu babci. Wiem, że bylibyśmy tu szczęśliwi. Czasami zapominam się, że on nie jest mój i pozwalam sobie na więcej uśmiechów w jego kierunku niż powinnam.
Kroję kapustę na dzisiejszy obiad, raz po raz spoglądając w okno. Dostrzegam, że Carter razem z Jimmym wracają z łąki. Śmieją się i nagle Carter kuca przed moim synkiem, aby wsunąć mu coś pod bluzkę. Marszczę brwi i nieco się wychylam, chcąc dokładniej przyjrzeć się, co znowu kombinują. Niestety zapominam, że trzymam w ręce nóż, przez co ostre ostrze przecina mi skórę.
– Kurwa! – krzyczę, a następnie odruchowo przykładam palec wskazujący do ust i wysysam krew.
Rana piecze mnie niesamowicie, ale boję się na nią spojrzeć. Odkąd sięgam pamięcią nienawidziłam widoku krwi. Wszystko, co było z nią związane przyprawiało mnie o omdlenia. Pewnego razu babcia śmiała się z niedowierzania, jakim cudem urodziłam dziecko. Do dziś nie mam pojęcia, jak to się stało, ale jestem z siebie dumna, że tego dokonałam i nie umarłam.
Wzdrygam się, kiedy do kuchni wparowuje zdyszany Carter z Jimmym na rękach. Nerwowo rozgląda się dookoła, jakby chciał się dowiedzieć, dlaczego zaczęłam wrzeszczeć. Powoli odsuwam palec od ust, ale ręka zaczyna mi drżeć, kiedy dostrzegam przeciętą skórę. Zaciskam powieki, a wtedy Carter wybucha śmiechem.
– Och, Jimmy. Na szczęście nic się nie stało. Twoja mama jest tylko niezdarą. – Odstawia go na podłogę. – Idź do łazienki i przynieś apteczkę. Jest w szafce pod umywalką.
Kątem oka obserwuję, jak Jimmy posłusznie wykonuje jego polecenie. Mrugam kilkukrotnie, bo zaczyna mi się kręcić w głowie. Opieram się plecami o kuchenne szafki i biorę głęboki wdech. Carter zbliża się do mnie, przez co jeszcze trudniej mi się oddycha. Trzęsą mi się kolana, ale nie jestem pewna, czy winna jest temu krew sącząca się z mojej skóry, czy może mężczyzna, który chwyta mnie za rękę.
– Pokaż.
Po raz pierwszy od siedmiu lat czuję jego dotyk na skórze. To przyjemne uczucie czuć jego ciepłe i szorstkie palce. Drugą ręką muszę podeprzeć się o blat, bo wydaje mi się, że zaraz kolana odmówią mi posłuszeństwa. Oddycham nierówno, bo w środku moje serce z niewiadomego powodu oszalało.
– Będziesz żyć – stwierdza wesoło, a ja dopiero teraz na niego patrzę. Uśmiecha się.
Carter zna mnie i wie, że nienawidzę widoku krwi. Kiedy mieliśmy z dziesięć lat i złamał rękę, rozpłakałam się i uciekłam. Kiedy zakładali mu gips, prawie zemdlałam z nerwów. Nie lubię, kiedy z ciałem dzieją się jakieś nienaturalne rzeczy.
CZYTASZ
Poza zasięgiem | ZAKOŃCZONE
RomanceMieliśmy się w sobie nigdy nie zakochać. To była jedyna zasada. Mimo to rozkochał mnie w sobie do szaleństwa, a potem zostawił. Zostawił mnie wtedy, kiedy go najbardziej potrzebowałam, więc również odeszłam. Obiecałam sobie, że nigdy tu nie wrócę. N...